chapter III

613 38 3
                                    

Śniły mi się dziwne rzeczy, które pamiętałam tylko częściowo. Jednak, gdy w końcu się obudziłam słońce było już wysoko na niebie. W mojej sali, na krześle siedział Michael. Nie mam pojęcia czy zamierzał być od teraz moją niańką, czy po prostu, któryś z chłopaków mu kazał. Wpatrywał się w ekran swojego telefonu, co jakiś czas stukając palcem w wyświetlacz, prawdopodobnie grał.

- Dzień dobry. – odezwałam się, chcąc zwrócić uwagę na siebie.

- Wstałaś w końcu. – podszedł do mnie i przykucną przy łóżku. – Jak się czujesz? Bo szczerze nie wyglądasz dobrze.

- Nie jest źle, boli mnie, ale da się wytrzymać. Ogólnie przydałaby mi się wycieczka do łazienki. – zaśmiałam się. – Wiesz gdzie jest moja mama?

- Pojechała chyba do domu, wziąć kilka rzeczy dla ciebie. Może zawołam lekarza, niech cię zbadają czy coś. – nie dając mi szansy na protest, wybiegł na szpitalny korytarz. Po kilku minutach wrócił z towarzystwem mężczyzny, który był częstym gościem w moim domu.

- Witaj Chloe. Mam nadzieję, że spałaś dobrze.

- Dzień dobry doktorze Temper. – uśmiechnęłam się na widok jego twarzy, tak bardzo podobnej do tej, jego syna. – Chyba się wyspałam, trudno mi w zasadzie powiedzieć.

- Rozumiem. Nadal dajemy ci leki przeciwbólowe, może już nie tak mocne, ale jednak. Mogę prosić cię o wyjście na chwilę? – tym razem zwrócił się do chłopaka stojącego przy drzwiach.

- Och, jasne, już mnie nie ma. – Clifford zmył się z niespotykaną szybkością.

- Więc… Jak długo będę musiała tu być? – spytałam lekarza, który teraz sprawdzał moją temperaturę i badał węzły chłonne.

- Tyle ile będzie trzeba. Niestety nie mogę oszacować daty. Podciągnij koszulkę, zbadam brzuch. – wykonałam jego polecenie, krzywiąc się co jakiś czas, gdy jego ręka naciskała na moją skórę. – Dasz radę usiąść? Muszę jeszcze osłuchać płuca.

- Jasne. – pozornie łatwa czynność, zajęła mi o wiele za dużo czas, nawet z pomocą pana Tempera. W końcu udało mi się podnieść. Ponownie podniosłam koszulkę, w lekkim skrępowaniu. Gdy badanie się skończyło, położyłam się do łóżka.

- Jeszcze tylko zobaczę jak goi się rana, a potem przyjdzie pielęgniarka i zmieni opatrunek. – skinęłam w potwierdzeniu, że rozumiem. – Ropa się nie zbiera, więc będzie dobrze. Jak będziesz czegoś potrzebować, to naciśnij ten przycisk. – wskazał guzik na pilocie, leżącym na szafce.

- Dziękuję. – wyszedł z sali, a chwilę po tym zjawił się Mike.

- Byłem u reszty, kazali cię pozdrowić. – pocałował mnie w policzek, co miało mi chyba dodać siły.

- Dzięki. Co z nimi? – pielęgniarka z tacą różnych gaz, plastrów, płynów i nożyczek weszła do sali.

- Dziś wypisują Lukea, mu nic nie jest. Umm, mam znowu wyjść? – popatrzył pytająco to na mnie, to na kobietę rozcinającą opatrunek na moim przedramieniu.

- Możesz zostać. Prawda? – tym razem to ja spojrzałam na nią.

- Jeżeli się nie boisz widoku krwi i tego podobnych. – wzruszyła ramionami. Nie mogła mieć więcej niż 30 lat.

- Widziałem już gorsze rzeczy. Na przykład nagiego Caluma. – spojrzał na mnie, próbując zdusić śmiech, co zakończyło się klęską, a po kilku chwilach i ja dołączyłam, wręcz rechocząc.

Podczas przemywania mojej rany, jakimś środkiem przeciwbakteryjnym, syknęłam z bólu. Piekło jakby polała mnie wrzątkiem. Miałam ochotę przeklinać, ale chciałam udawać grzeczną dziewczynkę. Michael w ramach wsparcia, złapał mnie za rękę, pozwalając abym ściskała ją w bólu.

-  I już po wszystkim! Nie było tak źle. – pielęgniarka zdjęła plastikowe rękawiczki i zabierając cały sprzęt, wyszła.

Podczas rozmowy z moim towarzyszem, blond czupryna wychyliła się zza framugi drzwi. Od razu poznałam, do kogo należała.

- Cześć Dylan! – prawie wykrzyknęłam, podekscytowanym głosem, co wywołało u niego uśmiech, który, trzeba przyznać, był idealny.

- Heeeeej. – przywitał się przeciągając wyraz, spoglądając w stronę Clifforda.

- Jestem Michael. – ścisnął dłoń blondyna, o wiele za mocno, żeby wziąć to za przyjacielski gest.

- Dylan. Miło mi. – spojrzenie, które teraz było na mnie, wręcz lustrowało moją duszę.

- Mówiłam, że dziś może będę wyglądać lepiej, ale jak widzisz, tak nie jest. – zaśmiałam się.

- Jest dobrze, przecież leżysz w szpitalu, nie musisz wyglądać jak modelka z wybiegu. – wtrącił się mój stary przyjaciel.

- Dokładnie. – potwierdził Temper.

Dwójka chłopaków siedziała obok mnie, próbując okazywać sobie uprzejmość, ale mojej uwadze nie umknęły wrogie spojrzenia, którymi się wymieniali, gdy myśleli, że nie patrzę. Opowiadane żarty nie były tak śmieszne, jak powinny, przez atmosferę panującą w sali. Nie wiedziałam, dlaczego Mike stał się zaborczy w stosunku blondyna. Napięcie wisiało w powietrzu, więc postanowiłam przerwać cokolwiek się szykowało.

- Muszę iść do łazienki. – wypaliłam nagle.

- Ale… - Clifford wskazał na rurki podłączone do mojej ręki.

- Zawołaj kogoś, niech mnie odłączą!

- Spokojnie. – oboje spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. – Już idę.

- Um, ja pewnie też, powinienem już iść. – Dylan puścił mi oczko, uśmiechając się, co pokazało jego cholernie słodkie dołeczki. – Trzymaj się Chloe.

- Do zobaczenia. – mruknęłam tylko do jego pleców, które, tak jak reszta ciała, były już na korytarzu.

Westchnęłam, czekając na powrót kogoś, kto pozwoli mi uwolnić się od tego sprzętu, choć na chwilę. Wzięłam łyk wody, którą wcześniej, w między czasie, nalał Dylan, a nie zdążyłam jej wypić.

- Przeszkadzam? – usłyszałam znajomy głos ze strony drzwi, co spowodowało przyjemne ciarki na moim ciele. Calum, na wózku inwalidzkim, z wielkim uśmiechem na twarzy, przejechał próg, by być bliżej mnie.

- O boże! Jak ty wyglądasz? Gdybym mogła uściskałabym cię, ale ani to, - pociągnęłam lekko za rurkę odchodzącą od mojej żyły – ani świadomość, że nie brałam dziś prysznicu, powstrzymuje mnie.

- Wyglądam lepiej niż ty. – odgryzł się brunet spoglądając z troską na mnie. – Ważniejszym pytaniem jest, jak się czujesz, hm?

- Nie jest, umm, ź-źle. – język mi się plątał. - To znaczy, bo, nie. – złapałam się za głowę, w której nagle zaczęło mi się potwornie kręcić. Przez zmrużone powieki widziałam jak moje ciało drga, ale nic nie czułam.

- Chloe! Co się dzieje? POMOCY! Niech ktoś tu kurwa w końcu przyjdzie! – wrzaski Hooda wydobywały się jakby zza ściany. Widziałam przerażenie w jego oczach. – NIECH KTOŚ, DO CHUJA, RUSZY TU SWOJĄ DUPĘ, BO ONA UMRZE! – wyjechał wózkiem na korytarz, wszczynając alarm. Niestety, dalsza część pozostanie dla mnie tajemnicą, bo po raz setny straciłam przytomność.

Endless memories | Calum Hood FanfictionWhere stories live. Discover now