Dzień 4

2.2K 239 145
                                    

To już przedostatni :))))




Drogi pamiętniku, to już czwarty dzień, a ja nie żałuję tego, że pocałowałem Łukasza. Dało mi to siłę do tego, żeby słuchać kolejnych krzyków w domu. Gdybym miał być rodzicem, na pewno nie robiłbym takich rzeczy, wiedząc, że ich osiemnastoletni syn jest w pobliżu.

W tej chwili naprawdę cieszę się, że w kwestiach bliskości wobec Marka byłem konsekwentny i ani przez chwilę nie pozwalałem mu myśleć, że go nie chcę. Właściwie to była część zabawy, która miała zająć mój czas, ale obecnie jest mi z tym naprawdę dobrze.

Chciałbym cofnąć czas do momentu, kiedy nie byłem świadom tego świata. Kiedy na jaw nie wyszła natura mojego ojca. Chciałbym móc zamknąć się w bańce dzieciństwa i odfrunąć z wiatrem hen daleko. Właściwie za szesnaście dni to zrobię, a wtedy nie będzie odwrotu. Oni nie zrobią nic, żeby mnie odzyskać, a ja będę mógł patrzeć z nieba na ich zdezorientowanie i być powodem ich wyrzutów sumienia. To mnie naprawdę pociesza.

Czyli wychodzi na to, że poniekąd chciał, żeby rodzice zrozumieli swój błąd. Czy nie można tego było zrobić inaczej? Uświadomić ich jakoś? Przecież mógł mnie poprosić o pomoc, czy coś w tym stylu. Na pewno bym pomógł. Przecież na tym polega związek. Nawet jeśli jest udawany.

Zastanawiałem się nad tym, co Łukasz dziś dla mnie przygotował, lecz czy przypadkiem nie jest mylne to, że właśnie on powinien zabierać mnie w różne miejsca? W końcu związek to rzecz wspólna, więc ja też powinienem się jakoś wysilić, prawda?

Tylko rano nie wiedziałem, co mogę zrobić. Szedłem do szkoły z głową w chmurach, bo naprawdę chciałem go czymś zaskoczyć, lecz ja nie interesowałem się praktycznie niczym. Żyłem z dnia na dzień nie zastanawiając się, jaka będzie moja przyszłość, bo zwyczajnie ona nie miała istnieć i nigdy nie zaistnieje.

Za każdym razem, gdy Marek wspomina o swojej śmierci, dziura w moim brzuchu powiększa się o milimetr. Myślę, że gdy dotrę do samego końca, ta dziura będzie tak wielka, że połknie mnie całego i nie wydostanę się z niej, a tym samym nie uratuję Marka.

W końcu zdecydowałem się na zabranie go na cmentarz, żeby jakoś uchylić rąbka tajemnicy. Opowiem mu o babci, która się mną opiekowała w najtrudniejszych chwilach. Przecież nie mogę zbyt długo trzymać wszystkiego w tajemnicy. Nawet jeśli wszystko rozgada ludziom po tym, jak nasz związek się zakończy, mnie już tu nie będzie, dlatego mam to gdzieś.

Nigdy nie miałem w zwyczaju rozgadywać obcym ludziom tego, co dana druga połówka mi mówiła. Jeśli to było coś naprawdę głębokiego, zostawiałem to dla siebie. Jeśli jednak ewidentnie powiewało kłamstwem, szydziłem z tego na każdy możliwy sposób.

Na przerwie podszedłem do Łukasza, mieszając się w jego ekipę, która patrzyła na mnie z rozbawieniem. Nie oszukujmy się, drogi pamiętniku. To był ich pomysł, a z racji, że to już czwarty dzień, postanowiłem pokazać, że to nie jest zwykły zakład.

I udało mu się. Poruszył w jakiś sposób każdego z moich kolegów, a nawet skłonił do tego, by przynajmniej odrobinę przestali się z niego śmiać, a zaczęli podziwiać za wytrwałość, którą nie każdy posiadał.

Stanąłem obok niego i odszukałem jego dłoń, bo naprawdę jej potrzebowałem. Była taka ciepła, choć nie tak wielka, jak zdawała się na początku. Mimo wszystko Łukasz ścisnął ją i posłał mi uśmiech, co spotkało się z salwą braw i gwizdów. W końcu Wawrzyniak wywiązywał się z zakładu. Co ciekawsze nawet się nie zarumieniłem, bo wiedziałem, że tak ma być. W tych ostatnich dniach chciałem wtargnąć do życia Łukasza na tyle, by i on czuł wyrzuty sumienia. Może to będzie tym bodźcem, który wpłynie na to, że skończy z zabawą w dwadzieścia dni i znajdzie sobie kogoś na stałe. Fajne byłoby to, gdyby moja śmierć zmieniałby cały świat.

20 dni: kxkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz