Święta 2018

136 3 0
                                    


Nawet przez oświetloną świątecznymi lampkami witrynę sklepową świat zza okna wydawał się bardziej ponury niż kiedykolwiek. Przybrudzone szyby ledwie pozwalały wyjrzeć na smętną uliczkę pokrytą poszarzałym od spalin śniegiem. Nawet puchate płatki tańczące w powietrzu nie cieszyły tak, jak dawniej. Niczym wulkaniczny pył opadały gęstym płaszczem na wszystko wokół, zwiastując ciszę i spokój. Teoretycznie powinienem się cieszyć – podobno po burzy zawsze wychodzi słońce, jednak setki lat doświadczenia przekonały mnie, że nie było w tym ani odrobiny prawdy. A nawet jeśli słońce faktycznie zdołało się przebić, ukazywało jedynie w nowym blasku spustoszenie, jakie przyniosła poprzedzająca je klęska. Co w tym pięknego? Co pocieszającego? Czy to naprawdę mogło dawać jakąkolwiek nadzieję?

Ludzie zawsze zwykli szukać sensu w rzeczach, które nigdy go nie miały. Dopowiadali sobie teorie do każdej bzdury na podstawie kilkukrotnego zauważenia przypadkowej konsekwencji w jakichś zjawiskach. Zawsze mieli w sobie tyle nadziei i wiary... Nienawidziłem ich za to. Sam kiedyś byłem podobny, przez pierwsze lata swojego życia tętniłem energią do tego stopnia, że nikt nie był w stanie mnie ujarzmić. Pamiętam, jak z ekscytacją opowiadałem o przyszłości, o całym pięknie świata, za zobaczenie którego gotów byłem oddać życie. Jednak czas zweryfikował moje podejście. Nic nie zabijało marzeń, nadziei i więzi z innymi jak on. I znów kolejne ludzkie powiedzenie sprawiło, że zaśmiałem się kpiąco pod nosem. „Czas leczy rany" – zaszumiało w mojej głowie dawno wypowiedziane zdanie, którego autorka, otuliwszy mnie ramieniem, sprawiła, że na chwilę zaznałem ukojenia. Nic jednak nie trwało wiecznie.

Tak jak czas każdego człowieka dobiegał końca, tak i ten jej ostatecznie musiał do niego dotrzeć. Nie lubiłem patrzeć, jak się starzeją. Obserwowanie, jak każda nowa zmiana, każdy cel, do którego dążyli, powoli niszczyły ich od środka, sprawiając, że gorzknieli nie tylko emocjonalnie, ale nawet ich twarze traciły blask, szarzejąc jak ten śnieg zza okna, za każdym razem napawał mnie coraz większym poczuciem beznadziei. Oni starali się czerpać z życia garściami, spełniać swoje marzenia, wiedząc, że mieli tylko tę jedną szansę, na dodatek tak niesprawiedliwie krótką. Stworzyli system prawny, nauczyli się wzajemnie wspierać i rozwijali się prężnie, sprawiając, że wzrok nas wszystkich skupiony był na nich i z zapartym tchem śledziliśmy kolejne etapy ludzkiej ewolucji. Jednak zgubili się. Zbłądzili pośród własnych zasad, kreując coraz bardziej chory świat pełny ograniczeń, które – początkowo pomagając – ostatecznie doprowadziły ich do stanu sprawiającego, że sami sobie szkodzili na każdym kroku. Podatki, opłaty za wszystko po kolei, wzajemny brak zainteresowania, nowe normy, które mając naprawiać błędy przeszłości, tworzyły jedynie kolejne. To tylko błędne koło, w które wpadał każdy mający nieszczęście się urodzić. Nie zauważyli, że zamiast żyć w szczęściu i dostatku, coraz częściej są nieszczęśliwi. Że nie walczą już z dzikimi, pozbawionymi wyższej inteligencji zwierzętami, a z systemem, który miał ich bronić. Że walcząc o marzenia, w rzeczywistości się niszczyli.

Ile osób musiałem zabić, ile ran odnieść, ile błędów popełnić, by stać się tym, kim byłem teraz? Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele trzeba poświecić, nikt nie chce zrozumieć, że stres, zmęczenie i frustracja nie są jedynymi konsekwencjami. Wszystko wokół również się rozpada. A ja... zginąłem w tym wszystkim, opuściłem gardę i dałem się wchłonąć w bagno ludzkiej pogoni za szczęściem, do złudzenia przypominającą walkę z wiatrakami Don Kichota, którą tak uwielbiali przytaczać, ilekroć wyśmiewali tych, których racje wydawały im się obce. Brak zrozumienia... był zaledwie kolejną katastrofą na długiej liście ludzkich błędów.

— Dobry, a pan to sprzedaje, czy robi za eksponat? — zapytał podstarzał alkoholik z czerwonym nosem, wciągając do sklepu drobną dziewczynkę w szkarłatnym płaszczyku, która wpatrywała się w ojca jak w superbohatera, zupełnie nie spodziewając się, że w ciągu kilku lat najpewniej kochany tatuś zapije się na śmierć i zostawi ją ze swoimi długami.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 15, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Oneshoty 2Where stories live. Discover now