23. Pierdolnięty ogniem

454 40 120
                                    

(Ale mnie znienawidzicie za ten rozdział...)

*Eleven*

-Jestem paskudna, prawda? - spytała retorycznie - Nawet mój własny ojciec mnie nie kocha. Patrz, co mi zrobiłeś - odgarnęła włosy, ukazując swoją twarz.

-Mary... Ja... Ja naprawdę nie chciałem... - próbowałem się tłumaczyć.

-Ładnie to tak palić innych ludzi? - zapytała zaciskając zęby ze złości - Chciałam tylko zostać twoją przyjaciółką, dawno temu. Kiedy dowiedziałeś się o mojej... Wyjątkowości... Postanowiłeś mnie spalić.

Co ja mam zrobić, żeby ją jakoś udobruchać? Nawet nie ja ją spaliłem. To był Gary.... Ale to ja nim sterowałem... O fuck...

-Nie miałem innego wyjścia! Próbowałaś mnie zabić! - wrzasnąłem w przypływie złości.

-Po mojej śmierci obrazy w tej galerii zaczęły przedstawiać tylko i wyłącznie ciebie. Ta galeria wie. Ona wie, że jesteś mordercą. I teraz musisz za to zapłacić. Zginiesz od swojej własnej broni! - wrzasnęła wyciągając zza siebie coś na wzór pochodni, która płonęła krwistoczerwonym ogniem.

Weszliśmy z nią w sferę walki. Nie chciałem się bić, bo po pierwsze: Jestem pokojowy człowiek, a po drugie... Grając w grę, dobiłem ją dopiero jakoś za trzecim razem! Jeżeli teraz zginę, to nie będę mógł kliknąć restartu!

-Ta walka byłaby taka nudna, gdyby zaczynała się jak wszystkie inne - po tych słowach pierdolnęła w nas wszystkich płomieniem, przez co ledwo żyliśmy.

Sięgnąłem do plecaka po ładunek leczący, gdy nagle na jego wierzchu zauważyłem kwiat. Żółta róża... O ile się nie mylę, w grze "Ib", takowe posiadała moja przeciwniczka, lecz w przeciwieństwie do tej, były one sztuczne.

Nagle mnie olśniło. Mój plan był hardo pojebany i potwornie ryzykowny. Musiałem jednak spróbować. Chociaż raz zaufam sam sobie.

Zamiast uleczyć siebie i wszystkich swoich partnerów, złapałem kolczastą roślinę i klęknąłem przed zjawą.

-Co ty robisz?! - naszczekał na mnie Tarkopies.

-To, co powinienem - odpowiedziałem mu, jeszcze bardziej pewny swego.

Ten jedynie cofnął się o kilka kroków, pozwalając mi tym samym kontynuować.

-Mary... - zacząłem - Jest mi bardzo przykro z powodu tego, co się stało. Nie chcę z tobą walczyć. Przyjmij proszę ode mnie ten podarunek - wyciągnąłem przed siebie rękę z kwiatkiem - To szansa na nowe, lepsze życie - dokończyłem, zaciskając powieki.

Czekałem na uderzenie, które jednak nie nastąpiło. Poczułem, jak ktoś wyjmuje mi z ręki różę. Otworzyłem oczy. Zjawa trzymała przed sobą roślinkę, uważnie się jej przyglądając.

Po chwili oślepił mnie nagły błysk, bijący od dziewczyny. Za moment wszystko się uspokoiło. Strefa walki zniknęła, a ja ujrzałem przed sobą Mary, jaką znałem z gry. Znów była tą samą wesołą, szaloną, niebieskooką blondynką w eleganckiej, zielonej sukience.

Stała przede mną oniemiała, oczarowana kwiatem i oczywiście swoim wyglądem.

-E... Eleven... Ja... - jąkała się, starając powstrzymać się od płaczu - Dziękuję! - krzyknęła wpadając mi w ramiona.

Poczułem, jak się minimalnie rumienię. Nie spodziewałem się, że zrobi coś takiego. Myślałem, że już prędzej mnie dobije, czy coś. Po paru sekundach również ją objąłem. Cieszyłem się, że dzięki mnie, nie była już zwykłym obrazem.

To nie tylko zwykła gra | Eleven x Dark Eleven (JUST ELEVEN 2)[ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now