[T] [M] Uciekinierzy

3.4K 207 39
                                    

Hermiona klnie. Głośno. Lata radzenia sobie z korupcją, idiotyzmem i chciwością sprawiły, że stała się porywcza i dosadna.

Jej lot został odwołany, a kolejny ma być dopiero po północy. Siedem godzin na tym cholernym lotnisku, gdzie nic się nie dzieje. Jest wściekła i bardzo, ale to bardzo zmęczona. Niewiele jednak może zrobić, ponieważ na zewnątrz szaleje ta cholerna burza.

Wraca właśnie z międzynarodowego kongresu w Nowym Jorku, zatrzymała się nawet na dwa dni w Londynie, aby załatwić kilka spraw w ministerstwie, choć chciałaby już po prostu wrócić do Kenii. Na swoje nieszczęście została uziemiona w Amsterdamie.

Dlaczego nie użyła świstoklika? Ach, racja. Musiała pracować z mugolską organizacją, która nalegała, że odbiorą ją z lotniska. A brytyjskie ministerstwo nie organizuje świstoklików do Kenii ze względu na sytuację w kraju.

Hermiona kupuje sobie za drogą kawę, wiedząc, że i tak nie zaśnie, po czym odwraca się, aby znaleźć miejsce do siedzenia.

Zderza się z kimś, a jej kawa rozlewa się na jego płaszcz.

Kiedy spogląda w górę, chcąc przeprosić, jej oczy rozszerzają się z zaskoczenia.

— Granger — mamrocze Draco Malfoy z irytacją, patrząc w dół na swoje zniszczone ubranie. — Miło cię tu spotkać.

— Bardzo, bardzo przepraszam! — Hermiona, nie wiedząc, co innego może zrobić, odkłada papierowy kubek z resztką kawy i postanawia wyczyścić jego płaszcz serwetką, którą trzyma w ręku.

— Nie przejmuj się tym. — Draco brzmi trochę nieswojo. — Wiesz, że mogę szybko to wyczyścić. Oczywiście nie tutaj.

Hermiona zamiera i pozwala, aby jej ramiona opadły z bezradności.

— Racja. Przepraszam. Dużo pracuję z mugolami i... — przerywa, przeczesując dłonią swoje napuszone loki. Wiele z nich ścięła, odkąd wojna się skończyła i teraz nie sięgają nawet do ramion, ale i tak nie udaje się ich poskromić.

— To wiele wyjaśnia — mówi Draco, nie patrząc na nią. Zerka przez ramię, a Hermiona czuje się jak głupiec. Przez przypadek na niego wpadła, on nie chce z nią rozmawiać, a nawet jeśli ciekawość ją zabija i nie ma nic do robienia, jasne jest, że Draco czuje się nieswojo z powodu ich spotkania.

— Powinnam już iść... — Zanim Hermiona kończy zdanie, jego dłoń otacza jej nadgarstek i kobieta patrzy na niego ze zdziwieniem.

— Kiedy wylatujesz?

Hermiona marszczy brwi.

— Czy to ważne?

Draco zagryza wargę, wciąż nie patrząc jej w oczy.

— Chciałbym kupić ci kawę, jeśli nie masz nic przeciwko.

W tym momencie Hermiona nie może się powstrzymać i pozwala sobie na cichy, zgorzkniały śmiech. Nawet nie wie, skąd on pochodzi. To bez znaczenia.

— Kupić mi kawę? Kiedy nawet nie masz odwagi spojrzeć mi prosto w oczy? Malfoy, nie lubisz mnie, a ja nie lubię ciebie. Dlaczego, u licha, miałbyś chcieć kupić mi kawę?

Draco wzdycha i wreszcie na nią spogląda.

— Nie wiem, czy zauważyłaś, ale po wojnie praktycznie uciekłem z Wielkiej Brytanii. Nie miałem kontaktu z nikim, kto tam przebywał i jestem pewien, że trąbią o tym w Proroku. Kiedy zobaczyłem ciebie tutaj, miałem nadzieję, że możesz mi powiedzieć, jak sprawy się mają. Ale teraz widzę, że to był raczej głupi pomysł.

Odwraca się, aby odejść, ale tym razem Hermiona go powstrzymuje, nawet jeśli potem zawsze mówiła, że nie ma pojęcia, dlaczego tak zrobiła, kiedy pytał ją o to wiele lat później.

[T] [M] UciekinierzyWhere stories live. Discover now