fun

270 50 29
                                    

Chaos.

Z uderzeniem pierwszego kieliszka o ziemię widziałem piekło zstępujące na ziemię.

— Ale daj mi chwilę, muszę sobie przypomnieć moją historię. Moi znajomi aktualnie mają swój czas. Razem. W toalecie. Nie chce im przeszkadzać. Widzisz te dziewczynę po drugiej stronie sali? Jesteśmy razem. Oh, jakiś koleś w okularach się właśnie do niej dosiadł. Ciekawe, czy mówi o mnie. Pokazuje coś pod okiem, pewnie rozmawiają o bliźnie.
Wiem, że odpuściłem sobie ciebie jakiś czas temu — zrobiłem tu stosowną pauzę zerkając w twoje zagubione oczy. Słuchałeś tak uważnie. — Wiem, że wolałabyś o mnie zapomnieć. To musi być męczące. Ale teraz, między kolejkami i tymi małymi gestami, które są wyraźniejsze niż gwiazdy na miejskim niebie, mam wrażenie, że chcesz trochę cofnąć czas, prawda? — nie odpowiedziałeś. Przeczyściłem gardło i kontynuowałem monolog.
— Moje przeprosiny bywają wybrakowane, ale zawsze są szczere. Po prostu nie wszystkiego żałuję. Na przykład ciebie, więc kiedy bar się zamknie, a ty poczujesz, że znowu upadasz odprowadzę cię do domu, jak kiedyś. — Przeciągłe, bardzo wymowne spojrzenie twoich oczu, tak niepewnych jak kiedyś, kazało mi mówić dalej. To prawie spowiedź, zaśmiałem się gorzko w duchu. Wziąłem głęboki wdech i powiedziałem, to co przyprowadziło mnie do ciebie.
— Dzisiaj w nocy znowu bądźmy młodzi. Ona się teraz nie liczy. Możemy spalić cały mój dotychczasowy świat, ale bądźmy przez chwilę znów młodzi — nakryłem dłonią twoje palce. Nie zabrałeś ręki, więc uznałem to za dobry znak. Twoje oczy wydały się już spokojniejsze, tak jakbym nagle przestał być kimś obcym. Zacisnąłem palce.
— Teraz, dopiero niedawno, zrozumiałem, że nigdy nie byłem twoim wszystkim. Po dzisiejszej nocy, wydaje mi się, że będziemy musieli znaleźć nowy sposób uciekania od siebie — nerwowo rozejrzałem się po pomieszczeniu. Ten i Taeyong wrócili do stolika i zagadywali kobietę, którą nazywałem swoją dziewczyną. Wróciłem spojrzeniem do ciebie i uniosłem kieliszek. — Może toast? Za nowe jutro — zaproponowałem, a ty niemo wzniosłeś kieliszek, by potem wypić jednym łykiem jego zawartość. Nie nawykłem do oglądania cię takiego.
— Pamiętaj, dzisiaj znowu jesteśmy młodzi. Jak kiedyś. W razie czego, odprowadzę cię do domu. — szukałem zaufania w twoich oczach, ale ty tylko pokiwałeś słabo głową. Może to wina alkoholu, a może po prostu nie znaczę dla ciebie tak wiele, jak mi się wydaje.

Nastałą między nami ciszę przerwały wrzaski innych gości. Odwróciłeś się spanikowany, chwytając moją dłoń mocniej. Jakiś osiłek trzymał krzesło w górze i pienił się bardziej niż szampan w Sylwestra. Dużo krzyku, dużo wyzwisk. Niektórzy schowali się pod stół, ale my nadal we dwóch siedzieliśmy przy barze niewzruszeni. W ruch ruszyły ziemniaki. Ktoś nimi rzucał i po chwili cały zestaw obiadowy był w powietrzu. Powstało niemałe zamieszanie, doskonale wiedziałem, że bardzo cię się nie podoba. Gdy atmosfera jeszcze się zagęściła, nie wytrzymałeś. Zeskoczyłeś z barowego stołka i ciągnąc mój rękaw, wyprowadziłeś nas na zewnątrz. Powietrze było rześkie. Księżyc święcił wyjątkowo ładnie, może on też mi kibicował? Walki z przeszłością są strasznie trudne. W końcu walczymy sami ze sobą.
Nie miałem teraz powodu by uciekać czy się chować — tu wszystko było bezpieczne.

— Odprowadzisz mnie? — zapytałeś.

Pokiwałem głową i dałem ci się poprowadzić. Noc była wyjątkowo cicha, jak na Chicago. My też byliśmy oszczędni w słowach, pozwoliliśmy wspomnieniom wyjść z ukrycia i pożyć jeszcze te krótką chwilę. Nasze splecione dłonie, jak kiedyś nie pozwalały mi uciec. Raz wystarczy. Stanęliśmy przed wysokim blokiem. Uniosłeś na mnie oczy, bo mimo że już dawno nie byliśmy młodzi, ty nadal byłeś dużo niższy.

— Tutaj skończmy, Johnny — westchnąłeś zmęczony — raz na zawsze.

Uśmiechnąłem się ciepło, ty z wyraźnym smutkiem. Wiedziałem, że to koniec. Wiedziałem, że on kiedyś nadejdzie i będę się musiał z nim pogodzić. I tak długo zwlekałem.

Puściłeś moją dłoń i odszedłeś parę kroków w stronę budynków.

— Żegnaj, Johnny.

— Żegnaj, Taeil.

Łzy nie wzbierały w moich oczach, gdy znikałeś za szklanymi drzwiami. Młodość już minęła. Wszystko ma swój koniec.

we are young | johnil |Kde žijí příběhy. Začni objevovat