19. Wybrana

2K 92 94
                                    

 Ciemność i jeszcze raz ciemność. Jednak po pewnym czasie pojawiły się zamazane kolory. Biały, brązowy, zielony i jasny żółty. Te kolory przemieszczały się jakiś czas, ale po ten zatrzymały się. Wzięłam się w garść i z całych sił starałam się otworzyć oczy. Szło to dość opornie, gdyż czuje się jakby wypruli ze mnie z połowę ciała. Jakby całą moją energię szlag trafił. W końcu moje powieki zaczęły unosić się w górę. Żyłam. I tylko tyle się na razie dla mnie liczyło.

Ujrzałam biały sufit i ściany obite w poziomie drewnem. Na środku świeciła się płaska lampa oświetlając te niewielkie pomieszczenie. Po przeciwnej stronie stał podłużny, metalowy stół z różnymi przyrządami medycznymi. Stały tam i dwa taborety, z czego na jednym wisiał mój niebieski t-shirt. A obok mnie, na taborecie siedział blondyn, kurczowo trzymając moją rękę i śpiąc.

Spróbowałam się podnieść wspierając na łokciach, lecz tylko upadłam na poduszki nie umiejąc tego zrobić.  Czemu? Upadłam wtedy na ziemię, może nawet kilka razy, ale nie byłoby to tak bolesne.

Lloyd pod wpływem moich ruchów, obudził się. Spojrzał na mnie, na co się uśmiechnęłam. Nic nie mówiąc, dopadł do mnie mocno owijając ramiona wokół mojej talii. Odwzajemniłam uścisk wkładając rękę do jego gęstych włosów. Był tu. Zaś mnie uratował. Cholernie mnie denerwuje to, że w żaden sposób nie mogę spłacić tego długo. Naraził się dla mnie już trzeci raz. W Halloween, w mieście i teraz. A ja nic nie mogłam zrobić.

- Nigdy więcej mnie tak nie strasz - szepnął w moją szyję. Przymknęłam oczy zastanawiając się.

- Przepraszam - odszepnęłam. Chłopak jeszcze bardziej mnie przytulił, jakbym miała mu zaraz uciec i nie wrócić. Trwaliśmy tak może sekundy, minuty, a może godziny. Czas nie grał głównej roli od natłoku myśli. Znalazł mnie, tak jak obiecał, ale czemu czuje się jak pozbawiona sił. Czuje jak wstając od razu spotkałabym podłogę. Dlaczego żyje? A lepsze :

Co ja wtedy zrobiłam?

Wszędzie pamiętam ogień. Tańczące wokół mnie płomienie, które odgoniły Nebule. Jak ich ciepło smyrało moją skórę. Jak iskierki poruszały się w okręgu. Może to po prostu był tylko Kai albo Lloyd?

- Co się wtedy stało? - spytałam. Blondyn spiął się i lekko mnie od siebie odsunął, kładąc delikatnie na poduszce. Z westchnięciem odsunął z mojej twarzy niesforne kosmyki, patrząc na mnie. Jego oczy wyrażały ból, smutek a zarazem radość. - Proszę, powiedz mi.

- Nie wiem czy powinienem - przygryzł wargę. Spojrzał szybko na moje wargi i jak pod działaniem impulsu, ledwo je musnął. - Straciłaś dużo sił - powiedział cicho; tuż nad moją twarzą. - Później ci powiem, okey?

- Okey - odpowiedziałam krótko.

Chwilę było ciszy w której słychać było jakieś dźwięki za ścian i drzwi. W końcu on odezwał się pierwszy.

- Jak się czujesz? - spytał. Przeniosłam na niego wzrok z okna. Martwił się. To dało się zauważyć już na pierwszy rzut oka. Nie trzeba byłoby nawet go znać, by widzieć te zmartwienie na jego twarzy. Nie powinien się tym tak zadręczać. Chociaż samo myślenie o tym, że ja jestem przyczyna jego zmartwień, robiło mi się ciepło na sercu. On się o mnie martwił.

- Dobrze - mruknęłam przygryzając wargę.

- Nie kłam - zmierzył mnie poirytowany. - Co cię boli?

Jęknęłam, ale postanowiłam mu odpowiedzieć .

- Wszystko - szepnęłam czując, że zaraz się chyba rozpłacze z bezsilności. Nienawidzę bycia bezbronna i poszkodowana. Kiedy użalają się nad tobą i ty nie możesz im nic odpowiedzieć, bo to nie ich wina. - Czuję się jakby mnie coś wypluło. Nie potrafię się podnieść jakbym spadła z dziesiątego piętra i wkurza mnie myśl, że nic nie wiem - wyrzuciłam odwracając wzrok na poduszkę obok. Zaczęłam skubać jej krawędź uznając, że nie mam nic lepszego do roboty.

✔ Wybrana | Ninjago Where stories live. Discover now