Miejsce, w którym zaczęła się miłość...

351 53 55
                                    


Miliony lat temu na świat wydano dwójkę cudnych dzieci.

Jeden jasny niczym promyczek. O cudnym uśmiechu, który w sercach ludzi wzbudzał uśpione dobro. Sam otulał wszystkich swą dobrocią i ciepłem, dając poczucie bezpieczeństwa. Jego włosy przypominały o jego przynależności, bo nikt inny nie mógł mieć na świecie blond kosmyków. W końcu był bogiem Słońca

Drugi zaś dostojny i poważny, lecz mimo wszystko opiekuńczy. W najciemniejsze godziny służył swą pomocą i swym blaskiem wskazywał ludziom drogę do domu. Inteligentny i niezwykle mądry tak tylko można było opisać tego chłopca, a srebrne włosy świadczyły tylko o tym, że jest bogiem Księżyca.

Nikt z ludzi nigdy nie widział ich wcieleń, lecz wszyscy w nich wierzyli i oddawali najwyższą część. Dlatego w podzięce za ich dobroć i opiekę wybudowali im świątynie, gdzie pierwszy raz ujrzeli się jako już dorośli mężczyźni. Tylko tam mieli siłę zmaterializować swoje dusze, by móc pokazać swoje piękno.

Niestety nie jest im dane widzieć się na zbyt długo. W świątyni pojawiają się na zmianę, w zależności jakie ciało niebieskie króluje wysoko nad drzewami. Lecz na ten ułamek sekundy kiedy słońce bądź księżyc chowają się za horyzontem, a na niebie pojawia się jego zastępca, mogą się ujrzeć. Pokochali się już pierwszego dnia ich spotkania, dlatego z wytęsknieniem wyczekiwali tych kilku sekund, kiedy mogli się zobaczyć.

Yoongi, bo tak nazywa się dziecko księżyca zawsze tylko czeka, aż znowu ujrzy tą roześmianą twarz, by wypowiedzieć słowa ich miłosnej przysięgi, którą ma okazje wymawiać przy wschodzie i zachodzie.

Siedział na schodach patrząc jak księżyc leniwie porusza się po bezkresnym czarnym niebie, a gwiazdy niczym brokat przyozdabiały cały krajobraz, dodając mu magii.

- Chciałbym z tobą móc je oglądać - szepnął, choć jego słowa echem odbijały się od bogato zdobionych murów świątyni. Była ona połączeniem ich charakterów: spokojnej nocy i wesołego dnia. Mężczyzna wstał, zaraz otrzepując swoje ciemne szaty, ozdobione różnymi srebrnymi symbolami, które tworzyły różnego rodzaju gwiazdozbiory - Już czas moje słońce - wyszeptał ponownie i uśmiechnął się pod nosem. Udał się na środek świątyni, czekając z niecierpliwością na tą jedną chwilę.

Gdy nadeszła ona przed oczami zobaczył swe bóstwo. Mężczyzna w złotych szatach zaczął, wręcz biec w jego stronę. Próbowali, zawsze w tej chwili się chociaż dotknąć, poczuć wzajemne ciepło swoich palców. Lecz niestety nigdy im się to nie udawało, mimo to nadal się nie poddawali.

- Kocham Cię - powiedzieli oboje, zanim zdążyli stanąć blisko siebie. Gdyż bóg księżyca zawsze z nadejściem dnia znikał. Hoseok, bo takie zostało nadane imię chłopcu słońca, upadł na kolana w miejscu, gdzie przed chwilą stał jego ukochany. Byli tak blisko, wystarczyłaby im jeszcze jedna sekunda, by ich utęsknione ciała mogłoby się dotknąć. Zapłakał on gorzkimi łzami, przez co świat nawiedziła pora deszczowa. Krople deszczu tańczyły wraz z wiatrem, obijając się od liści oraz ogromnego gmachu świątyni. Dźwięki za to jakie powodowało to zjawisko, zagłuszały płacz złotego dziecka, którego serce cierpiało. Kochał go tak bardzo, a musiał czekać tak długo by go ujrzeć.

Oboje czekali na ten jeden dzień, w którym będą mogli, w końcu wpaść sobie w ramiona. Zaćmienie - tak nazywało się ich osobiste i wyczekiwane święto. Wtedy mogli w końcu bez skrupułów chłonąć wzajemne ciepło, które dawały sobie nawzajem ich ramiona.

- Już niedługo... - powiedział ocierając swe łzy - Niedługo znów będziemy razem - powiedział kierując swój wzrok na ogromne okno za ołtarzem.

Świątynia dwóch bogów |[myg + jhs]|✔Kde žijí příběhy. Začni objevovat