Opowiadanie 1:Nawała stali i ognia część 1

73 9 4
                                    

 Droga Marto

  Pisze do ciebie z pociągu, którym wiozą mnie i mój regiment na front, na granice Królestwa Flandrii i Walonii i Komuny Francuskiej. Wszystko u mnie w porządku.......a przynajmniej tak mi się wydaje.


Od momentu, kiedy opuściliśmy stację kolejową, nie mogę się wyzbyć narastającego napięcia. To napięcie rosło z każdym kolejnym przejechanym kilometrem. To napięcie to strach. Strach przed tą wojną. Ten strach aż wylewa się ze mnie strumieniami. Nie tylko ze mnie. Reszta regimentu milczy ponuro. Niby wyglądają jakby się po prostu, zajmowali swoimi sprawami. Widać w nich, że w ten sposób próbują jakoś rozładować ten strach. Parę osób próbowało rozładować ten strach poprzez wspólną rozmowę. Niestety to nie zadziałało. No cóż, przynajmniej próbowali. Wiem, że ten opis sytuacji nie wydaje się zbyt dobry, ale proszę, nie martw się o mnie. Pamiętasz naszą obietnicę? Jak wrócę z wojny ,rzucimy nasze guzik warte prace i zamieszkamy na spokojnej wsi i założymy rodzinę.


                                                                                                                                                    Twój ukochany Kurt


Schowałem list do kieszeni w moim mundurze. Kolej się zatrzymała, jesteśmy na miejscu. Po chwili ciszy otwierają się drzwi od naszego wagonu i do ciemnego środka wlało się światło, które nas oślepiło. Wyszliśmy z tego wagonu i poszliśmy w kierunku baraków. Wokół nas maszerowali żołnierze w uformowanych szykach a z nimi dowódcy wydający rozkaz i niemalże wszędzie można było spotkać flagi Imperium Niemieckiego. Spojrzałem na zachód. Można było zobaczyć umocnienia Francuzów. Na pewno są na nas przygotowani. Na moje nieszczęście ja nie jestem na przygotowany.

Nie potrzeba było dużo czasu by, znaleziono dla nas zajęcie. Zostaliśmy oddelegowani do wykopania okopów w razie ewentualnego odwrotu i przejścia do defensywy. Niby zajęcie, które męczy.....ale dla nas jest idealne bowiem, możemy się uspokoić. Jak na złość nie mogę przestać myśleć, co będzie jutro. Jutro zacznie się prawdziwa bitwa. Spojrzałem na pole bitwy. Z tego, co mówił dowódca to przez większość drogi,przejedziemy w transporterze w towarzystwie czołgów i pojazdów opancerzonych. Jak wysiądziemy mamy iść naprzód, chowając się za czołgami i pojazdami, by postarać się, dotrzeć do okopów. Jak spojrzałem na te czołgi i pojazdy, nabrałem nieco odwagi. Z tymi stalowymi bestiami zdecydowanie damy radę pokonać Francuzów. Jednak znów mnie naszły wątpliwości. A co jeśli plan się nie powiedzie? Co, jeśli zostaniemy rozniesieni w drobny mak? A co jeśli czołgi nawalą? A co jeśli....AGH! Cholera! Tyle wątpliwości i tyle niewiadomych!

-Co jest Kurt?-usłyszałem głos obok.

-Huh ?-spojrzałem w bok. Ujrzałem mego kompana, Toma.

-A nic.....myślę o jutrzejszym -powiedziałem, siadając, by odpocząć.

-Nie tylko ty -usiadł obok niej- Z tego, czego się dowiedziałem to prawie cały nasz regiment, jest zestresowany jutrem.

-A czego można było się spodziewać po żółtodziobach? Przecież my nigdy nie widzieliśmy bitwę na oczy- wzdychnąłem ,spuściłem wzrok.

-Może gdyby w 1919 roku rząd nałożyłby surowsze warunki to może by, Francja nie odrodziła swojej siły- powiedział z zamyśleniem Tom.

-Według ciebie odebranie większości kolonii, zmuszenie do zapłacenia wysokiego odszkodowania to za mało. To przez to rewolucyjna armia zmusiła rząd do ucieczki do Afryki i przez to narodziła się plaga syndykalizmu. To wszystko przez nieumiejętność naszego rządu -powiedziałem nieco zły

-No ale to nie całkowicie ich wina. Gdyby rząd republikański byłby bardziej skuteczny, to może jednak sytuacja, nie byłaby taka zła- powiedział nieco speszony.

-W sumie też racja- westchnąłem -Ale co się stało to się nieodstanie. Teraz musimy ich pokonać i znów przywrócić pokój.

-Jakie masz plany na życie po wojnie-pyta się Tom, patrząc w niebo?

-No cóż.... będę miał po wojnie około 30 lat i wyjadę z Martą na wieś i założymy rodzinę. Tyle mnie wystarcza do szczęścia. A ty jakie masz plany- spytałem.

-No cóż.......to moja mała tajemnica- mrugnął do mnie.

-Emmmmm ...wracajmy do roboty- wziąłem łopatę i wróciłem do kopania.

Po skończonej robocie siadałem na polanie, za obozem, z moim Karabinerem 98k i spojrzałem na gwieździste niebo. Szkoda, że nie ma tu ze mną Marty. Bardzo chciałbym z nią oglądać te widoki i przeżywać z nią wspaniałe chwile. Przed moimi oczyma pojawił się widok wsi. Małego, kolorowego domku z którego wyskoczyła para szkrabów bawiących się dobrze. Chłopczyk i dziewczynka. A za nimi stoję ja razem z Martą, tuląc się ze sobą. Wizja po chwili zniknęła i znów patrzyłem na gwiaździste niebo. Muszę jutro przetrwać. Muszę sprawić by, ta wizja się urzeczywistniła.  

                                   

Opowieści z Świata Kaiserreichحيث تعيش القصص. اكتشف الآن