CROSSFIRE cz.2 | ANGST

1K 32 0
                                    

Jungkooka obudził przeszywający ból w plecach. Z przekleństwami na ustach próbował zmienić pozycję na wygodniejszą. Jednak siedząc na krześle, nie miał za dużego pola manewru. Otworzył zaspane oczy, by ocenić sytuację. Zobaczył długi korytarz z rzędami szarych, niewygodnych krzeseł, a pomiędzy nimi znajdowało się miejsce na drzwi. W pierwszej chwili nie wiedział, jakim cudem znalazł się w szpitalnej poczekalni.

Dopiero po paru sekundach wszystkie wspomnienia z poprzedniej nocy uderzyły go z całą mocą. Przed oczami stanął mu obraz Taehyunga przyjmującego za niego kulę. Cały czas słyszał w głowie słowa ratowników, którzy nie dawali szans jego ukochanemu.

Zapomniał jak się oddycha i zaczęło mu się kręcić w głowie. Chciał wrócić do snu i dzięki temu zapomnieć o tym wszystkim. A kiedy by się obudził, chłopak byłby cały i zdrowy i dalej mogliby cieszyć się każdą chwilą spędzoną ze sobą.

Rozejrzał się po korytarzu w poszukiwaniu jakiejkolwiek znajomej twarzy. Kilka metrów od niego Namjoon rozmawiał żywo przez telefon, wręcz agresywnie gestykulując. Jego poczynaniom przyglądał się Jin, wtrącając co chwila kilka słów. Jeon jednak nie potrafił zrozumieć, na jaki temat toczyła się rozmowa. Dałby jednak sobie rękę uciąć, że chodzi o wypadek. Obok nich siedzieli Hoseok i Yoongi. Oboje wyglądali na odciętych od świata.

Oprócz niego jeszcze tylko Jimin trzymał się poza grupą. Stał przed swego rodzaju oknem, parę kroków od niego. Jungkook doskonale wiedział, co znajduje się za szybą. Nie był jednak pewien, czy jest gotów by to zobaczyć. Wyobrażał sobie bowiem wszystkie możliwe scenariusze – łącznie z ujrzeniem zwłok okrytych białym materiałem. Tę myśl starał się jednak odepchnąć jak najdalej.

Nie mógł jednak tak siedzieć, musiał zobaczyć to na własne oczy. Chwiejnym krokiem podszedł w stronę Parka. Chłopak wyglądał, jakby stał tak przez dobre kilka godzin bez przerwy.

Jeon w końcu mógł zobaczyć jak wygląda jego ukochany. Sprawiał wrażenie spokojnego, zupełnie tak jak każdej nocy. Nawet jego usta były lekko rozchylone. Jednak nic poza tym nie było takie samo. Z jego ciała wystawała niezliczona ilość przewodów łączących go z maszynami monitorującymi funkcje życiowe. Skóra przybrała prawie idealnie biały kolor, jakby nigdy nie widziała słońca. Wyglądał na znacznie chudszego, niż był w rzeczywistości.

Jeon poczuł ukłucie w sercu. Z jego oczu natychmiast popłynęły łzy, których nawet nie próbował zatrzymać. Po prostu pozwalał im swobodnie skapywać na podłogę.

Jego bezsilność doprowadzała go do szewskiej pasji. Chciał coś zrobić, jakoś pomóc. Nosiło go, nie chciał tak stać w jednym miejscu i po prostu się przyglądać. Jednak tylko to mógł robić, co było najgorszą możliwą opcją. Musiał czekać – sam nie wiedział na co i jak długo.

-Wiadomo coś? – spytał cicho Jimina. Tamten spojrzał na niego podkrążonymi i przekrwionymi oczyma i po prostu patrzył przez chwilę, jakby nie do końca zrozumiał sensu jego słów.

-Tylko tyle, że przeżył – odpowiedział w końcu zachrypniętym głosem i wrócił do przyglądania się Taehyungowi.

Te słowa wcale go nie pocieszyły. Wiedział, że nawet jeśli teraz żyje, to za chwile może się to zmienić. Nie potrzebował bowiem opinii lekarza, by wiedzieć w jak strasznym stanie jest jego ukochany.

Po chwili poczuł malutką dłoń Parka na swoim ramieniu. Spojrzał najpierw na nią, a potem na jego twarz.

-Wyjdzie z tego – powiedział, wkładając w to całą nadzieję i pewność jaką miał w sercu. Nawet w jego czerwonych oczach nie było cienia niepewności.

-Skąd wiesz? – mruknął zły.

Nie chciał słuchać tych wyświechtanych frazesów w stylu „wszystko będzie dobrze”, bo doskonale wiedział, że tak nie będzie. Nie lubił robić sobie niepotrzebnie nadziei. Mimo że cholernie bardzo chciał, by V obudził się i był cały i zdrów, to jednak myślał realistycznie i umiał ocenić, jak zła jest sytuacja.

-Znam go trochę dłużej od ciebie. Jest silniejszy niż wszyscy możemy sobie to wyobrazić – jego słowa przybierały na sile i na pewności. Zupełnie jakby mówił o czymś oczywistym. I Jungkook nie mógł mu już nie uwierzyć.

Stali tak jeszcze przez kilka godzin, cały czas wpatrując się w obraz zdewastowanego Kima. Nie odzywali się już do siebie, a mimo to chłopak cały czas czuł nadzieję w najczystszej postaci, która miała swoje źródło w jego koledze.

Młodszy nawet nie wiedział która jest godzina, czy jest środek nocy, a może poranek. Wszystko zlało się w jedną całość, a rzeczywistością stało się oczekiwanie na jakiekolwiek informacje od jakiegokolwiek lekarza. Nie chciały one jednak nadejść. Każda pielęgniarka zbywała ich, mrucząc tylko coś pod nosem.

Kiedy obserwował każdy milimetr ciała Taehyunga, ujrzał coś, co napełniło go nową dozą wiary. Zobaczył bowiem jak ręka chłopaka porusza się. Było to ledwo widoczne i trwało nie więcej niż sekundę, ale był tego pewien. Potwierdzeniem było zszokowane spojrzenie Jimina, na którego twarzy widać było ogromną ulgę, mimo że mogło to nic nie znaczyć.

Prawie jak na zawołanie do sali V wpadł lekarz w towarzystwie dwóch pielęgniarek. Zaczęli się krzątać wokół chorego i aparatur. Jungkook nie do końca rozumiał, co właściwie robią, ani czemu ma to służyć, ale przynajmniej coś zaczęło się dziać. Miał tylko nadzieję, że nie zwiastowało to najgorszego.

Mężczyzna w końcu wyszedł, przez co od razu został napadnięty przez cały zespół. Rzucali w niego pytaniami o dosłownie wszystko, co dotyczyło stanu zdrowia Taehyunga.

-Proszę się uspokoić, wszystko wyjaśnię – starał się zachować spokój, a wręcz przelać go na atakujących go pytaniami chłopaków. – Stan pacjenta uległ znaczącej poprawie, zagrożenie życia jest minimalne. Tylko tyle mogę powiedzieć, ponieważ nie są panowie rodziną. Można do niego wejść, ale pojedynczo i tylko na chwilę. Musi dużo odpoczywać – opowiedział rzeczowo i odszedł szybkim krokiem do innych pacjentów.

Jeon czuł na sobie wzrok reszty zespołu. Miał iść pierwszy – to było jasne jak słońce. Ale on nie czuł się na siłach. Bał się, że nie wytrzyma i wybuchnie płaczem, pogarszając tym stan Taehyunga. Aktualnie miał wrażenie, że jest najsłabszą osobą na świecie. Postanowił jednak zebrać całą odwagę, jaka mu pozostała i iść do chorego. Starał się myśleć tylko o tym, że jego ukochany się obudził i wszystko już jest dobrze.

Kim leżał spokojnie z już otwartymi oczami. Jego cera zaróżowiła się zdrowo, dzięki czemu nie wyglądał jak trup. Odwrócił głowę w stronę nadchodzącego chłopaka starając się nawet uśmiechnąć. Jungkook również silił się na uśmiech. Była to bowiem jego ostatnia broń przed kolejną falą łez.

-Cześć, Kookie – przywitał go słabym głosem, starając się brzmieć jak najweselej. – Co mnie ominęło?

-Tylko kilka wybuchów złości Namjoona, ale nie masz czego żałować – próbował opanować swój głos i zmusić się do spokoju. Musiał to dla niego zrobić. – Jak się czujesz?

-Bywało lepiej – przyznał, wzdychając cicho – Ale odkąd przyszedłeś, wszystko jest idealnie – ponowił uśmiech, tym razem jeszcze bardziej promienny.

Młodszy nie wiedząc, co powiedzieć po prostu chwycił go za dłoń. Siedzieli przez chwilę w milczeniu obserwując siebie nawzajem.

Jeon nagle wyczuł coś na palcu ukochanego. Był to taki sam sygnet, który dał mu zaraz po postrzale. Założyli go dokładnie w tym samym miejscu – na serdecznym palcu prawej ręki.

Chłopak nie potrafił ukryć swojego zdziwienia. Mógł jedynie patrzeć na ich splecione dłonie i uśmiechać się. Kim Taehyung był cały i zdrowy, a na dodatek był jego.

cuteness • k-pop one-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz