2. Baker Street

74 5 3
                                    

Charlotte stanęła pod drzwiami Baker Street 221B. Chwilę się wahała przed wejściem do mieszkania. Przecież tam mieszkał najsławniejszy detektyw w Londynie. Może nawet trochę dalej sięgała jego sława. Nie była dokładnie pewna. Ale zapukała. Otworzyła jej starsza pani. Najpewniej to była właśnie pani Hudson. Gosposia (która nie jest gosposią XD) Holmesa i Watsona.

- Dzień dobry. Ja do pana Holmesa. - powiedziała dziewczyna z serdecznym uśmiechem, który na co dzień rzadko schodził z jej twarzy. Przez wiatr jej ciemno brązowe włosy trochę nachodziły jej na twarz. Pani Hudson również się uśmiechnęła (Cherry uznała ją za bardzo życzliwą osobę) i wpuściła dziewczynę do środka. Zaprowadziła ją do pomieszczenia, w którym przesiadywali Holmes (który aktualnie był zajęty grą na skrzypcach) oraz John (przeglądający coś na laptopie).

- Sherlocku, ktoś do was przyszedł. - powiedziała pani Hudson. Detektyw odwrócił się w stronę gosposi (która nie jest gosposią xD Czy tylko mnie to bawi za każdym razem? XD). Kiedy zobaczył dziewczynę w drzwiach zaprzestał gry, odstawił skrzypce na miejsce.

- Może herbaty? - zapytała kobieta. Dziewczyna grzecznie odmówiła.

- A ja bym poprosił. - powiedział Sherlock. - I ciasteczka. - dodał. Pani Hudson odeszła od nich i poszła zrobić herbatę. John wskazał jej miejsce obok, które dość niepewnie zajęła. Widać, że jest dość nieśmiałą osobą. Zwłaszcza w takim towarzystwie. Sherlock zauważył to najszybciej. Jak zawsze. Dostrzegał w ludziach najszybciej to co chcieli ukrywać lub to czego oni sami nie chcieli o sobie wiedzieć. Zwłaszcza cechy charakteru.

- Nosisz soczewki? - zapytał John patrząc na oczy dziewczyny. Faktycznie żółty kolor oczu jest dość niespotykaną rzeczą. Dziewczyna była jednak przyzwyczajona do takich pytań. Już nawet przestało ją to denerwować po jakimś czasie.

- Nie. To jest naturalny kolor oczu. - powiedziała. Jej głos był bardzo delikatny. Mówiła też trochę cicho. Widocznie się stresowała. Siedziała trochę zbyt sztywno.

- Więc? Jak idzie sprawa? - Sherlock postanowił przejść do rzeczy. Dziewczyna odchrząknęła i starała się trochę rozluźnić. W końcu gdyby cały czas mówiła cała w stresie to nic by z tego nie wyszło. Wzięła dwa wdechy na uspokojenie.

- Policja nie może znaleźć miejsca gdzie znajduje się torba z rzeczami pani Morrison, więc nie ma za dużego postępu w sprawie. - stwierdziła.

- Kto się tym zajmuje? - zapytał Sherlock zajmując miejsce na swoim fotelu.

- Tata...znaczy się Anderson. - odpowiedziała.

- To nic dziwnego, że im nie idzie... - powiedział z Sherlock z widoczną pogardą dla Andersona. Co nie było niczym nadzwyczajnym.

- Skąd wiesz tyle o tej sprawie? - włączył się do rozmowy John. Sherlock przewrócił oczami. Dla niego jak zwykle to było jasne.

- John...to przecież oczywiste. Charlotte (o dziwo zapamiętał jej imię) jest spokrewniona z którymś z funkcjonariuszy policji. Po nazwisku wnioskuję, że Andersonem. Córka? - dopytał. Cherry skinęła głową na znak potwierdzenia. - A ponieważ jest ulubienicą rodziców to postanowił ją zabrać. Pewnie po wielu godzinach narzekania i proszenia... - powiedział z lekką pogardą. Widocznie brał ją za dziecko, którym bądź co bądź już prawie nie była. Zostało parę miesięcy, ale i tak zawsze była dojrzała jak na swój wiek. - Skoro sprawdziła się w jednej sprawie to Lestrade pozwolił jej dalej brać udział w śledztwie. Oczywiście nie oficjalnie, ponieważ nie jest pełnoletnia. - zakończył swoją wypowiedź.

Watson spojrzał na brunetkę, a ona jednym gestem potwierdziła słowa Sherlocka.

- Tylko nie po "wielu godzinach" a po kilku sekundach. Około. - poprawiła Holmesa. Detektyw machnął na to ręką stwierdzając iż jest to nieistotny szczegół.

- Istotne jest to co związane ze sprawą. - dodał.

- Oraz to dlaczego to ja mam panu przekazywać informacje. - powiedziała Charlotte. Sherlock zrobił ze swoich dłoni trójkąt i poparł nimi podbródek.

- A jak myślisz? - w pełni zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyna tak na prawdę wie dlaczego. A przynajmniej się domyśla.

- Łatwe źródło informacji? - zapytała. Szczerze to zgadywała. Nie miała pojęcia dlaczego Sherlock dał jej kartkę z jego adresem na pierwszym spotkaniu. I prośbą o przyjście. Najpewniejszą opcją była ta, którą wymieniła. W końcu jakoś mu zaimponowała swoimi umiejętnościami. Sherlock uśmiechnął się pod nosem. Prawie niewidocznie, ale przyglądająca się mu dziewczyna to zauważyła.

- Jesteś dość łatwym źródłem informacji. Mało kto wie, że nad tym pracujesz. Masz dostęp do wszystkich źródeł mówiących o tym. Nic nie zachowasz dla siebie, ale umiesz odróżnić informacje istotne od mało istotnych. Przy okazji umiesz tworzyć na szybko prawdopodobne wersje zdarzeń. Nie lubisz kłamać. Robisz to tylko kiedy musisz, ale robisz to nieumiejętnie.

- I umie pan to wszystko odczytać tylko patrząc na kogoś? - zapytała. Nie umiała ukryć swojego zachwytu osobą Sherlocka. Zawsze uważała go za wzór i swojego idola. Był...cudowny. Zaczynając od wyglądu (ponieważ Cherry uważała, że jest bardzo przystojnym mężczyzną) po jego intelekt i zmysł dedukcji (który bardzo jej imponował).

- Nawet więcej. - powiedział. Dziewczyna była coraz bardziej pod wrażeniem. Co dało się łatwo wyczytać z jej twarzy. Często ukrywała swoje emocje, ale nie zawsze jej się udawało. Teraz był tego przykład.

- Fascynujące. Ale...skąd wiedział pan, że nie lubię kłamać? - dopytała.

- Nie zataiłaś żadnej informacji na temat śledztwa. Po za tym jeżeli masz jeszcze coś na ten temat to lepiej mów. Zaraz będziesz musiała wracać do domu. Rodzice chyba się przejmą kiedy zobaczą, że wyszłaś z domu bez zapowiedzi oraz nie wiadomo gdzie. - stwierdził Sherlock. Charlotte pomyślała, że Holmes wie o niej więcej niż ona sama.

- Coś mi nie pasuje w tej sprawie. To wszystko wyglądało jak...ustawione. Tak mi się wydaje. Jakby ktoś chciał, żeby ją znaleziono, ale nie zginęła w miejscu w którym ją zobaczyliśmy. Zginęła zupełnie gdzie indziej, ale ktoś nam ją postawił. Scotland Yard pominął lub nie zauważył tego faktu. Ponieważ są to tylko moje przypuszczenia nie zostało to oficjalnie przyjęte. A na razie nic więcej nie mam. Jeżeli coś jeszcze znajdę to panów zawiadomię. W razie czego zostawiam panom mój numer. - powiedziała. Po chwili rzuciła krótkie "Do widzenia" najpierw do Sherlocka i Johna, a chwilę później w stronę pani Hudson. Wyszła z domu i oddalała się od Baker Street 221B idąc w stronę swojego domu.

Game starts again | PL |Where stories live. Discover now