Face To Face

336 26 2
                                    

- To nie podlega dyskusji. Dobrze wiesz.

Pani Blake podniosła jeden z kafli, odsłaniając ciemne, ciasne wnętrze z błękitnym, zakurzonym kocem i miodowo-brązowym pluszowym misiem.

Octavia wciąż stała w miejscu. Na ten moment szczelina była ledwo co wystarczalna. Była już piętnastoletnia, a chwila pod podłogą już odbierała jej oddech. Wiedział to, chociaż nigdy mu tego nie powiedziała. Mimo to, gdzieś w sobie trzymał nadzieję, że zawsze będzie miała skrycie. Złudną, ale miał. Nie chciał wyciągnąć innej możliwości na światło dzienne.

Przełknął niespokojnie ślinę.

- Ja już mam dość!

Kucnęła przed luką, zasłaniając twarz. Czas uciekał, a ciśnienie w pomieszczeniu zdawało się ciągle rosnąć. Bellamy czuł ciarki na plecach. Ich matka przeczesała ręka siwo-brązowe włosy. One obie były na muszce. Jeden błąd wystarczył. Jedna sekunda za późno. Jeden krok za dużo. Jedno słowo za głośno.

Postanowił działać.

- Proszę cię, O. Mamy jakieś 5 minut. Albo...

Drzwi się rozwarły z piekielnym trzaskiem. Było za późno.

Nie.

Jak przez mgłę widział strażników, którzy w dużej liczebności wyprowadzili jego siostrę i matkę. Ledwo kontaktował, gdy rzucił się, by ich powstrzymać. Ledwo co słyszał swój własny wrzask.

Nie.

Ale już moment później, zrozpaczony wzrok jego rodziny zniknął za pierwszym zakrętem.

A on, choć wciąż przytrzymywany, został całkiem sam.

Clarke wróciła do klęczek, gdy jej ciało przestało się mimowolnie trząść. Nie płakała. Jej twarz była sucha jak całe to miejsce, do którego trafili. Wzrok miała otępiały, ale obdarowała nim na moment Bellamy'ego. Szare oczy wyrażały mocno skrywaną wdzięczność. Wytrzepała swoje poszarpane ubrania i spróbowała się podnieść. Po chwili stała na osłabionych nogach. Celowo ustawiła się tyłem do beżowo-brązowej osłony.

- To ostrzeżenie - odezwała się cicho, z twarzą bez emocji. Patrzyła gdzieś przed siebie. Na las. Brwi miała ściągnięte w głębszym namyśle.

Bellamy spojrzał na ciało, a jeszcze później na ślady krwi. Miał niemały mętlik w głowie. Jeżeli im coś groziło, to nie tylko ich trójce, ale wszystkim Arkadyjczykom. Może los ludzi, którzy mieli go ekspulsować, nie miał dla niego aż takiego znaczenia, co los Octavii. Ale zdążył poczuć odpowiedzialność za Delikwentów. Zlatując z nimi na Ziemię, przypieczętował swoją pozycję lidera. Czy tego chciał, czy nie.

Jednak to Octavia była jego oczkiem w głowie. Nie zamierzał jej stracić po raz kolejny.

- Musimy wyruszyć do obozu przed wieczorem. Wrócą tu, gdy tylko temperatura zacznie spadać.

Clarke nie odpowiedziała. Bellamy stracił nadzieję, że jeszcze się odezwie i ruszył do namiotu, robiąc głębszy wydech. Nie znał do końca jej natury, tym bardziej po wszystkim, co stało się w przeciągu tych paru dni. Ich światopoglądy zmieniały się w zawrotnym tempie, zostawiając im istną niewiedzę na temat ich samych. Byli jak woda, w dynamicznym, niespokojnym ruchu. Ciągle zmieniająca miejsce. Ciągle zmieniająca kształt.

Ale mimo to, współczuł Griffin. Nie czerpał już satysfakcji z jej nieszczęścia. Nie bawiło go, gdy woda zmieniała się w parę, zostawiając bolesną wilgoć i puste miejsce. Dlatego, mimo wszelkich przeciwieństw i kontrastów, ciągłej irytacji i niezmazywalnej przeszłości, próbował zrozumieć, co czuje. Gdyby na miejscu Finna była Octavia...

Susza: Bellarke StoryWhere stories live. Discover now