Rozdział 1

3 1 0
                                    


Znacie to uczucie, gdy wstajecie rano i na dole w kuchni czeka na was rodzina z ciepłymi naleśnikami i herbatą? Nie? Ja też nie. 

Rodzice nie mieszkają z nami już prawie od półtora roku ze względu na swoją pracę w Monachium. Dużo pracują żeby zapewnić mi i Luk'owi dobre życie, ale brakuję mi ich bardzo.

Dzisiaj 15 października, urodziny mojego przyjaciela Michael'a. Co bym mogła o nim powiedzieć, hm? Chyba szalony jednorożec. Miał więcej kolorów włosów niż może wam się wyobrazić. W liceum poszedł na profil fotografii i robi zdjęcia dla szkolnej gazetki. Impreza będzie się odbywała po szkole na jego posesji. Eh tak myśląc to chyba lepiej żebym się zaczęła szykować do szkoły. Wstaje w łózka i idę do łazienki wziąć szybką, orzeźwiającą kąpiel. W pełni ubrana i pomalowana zeszłam na dół i od razu zauważyłam Luk'a, który siedział przy wysepce kuchennej i ledwo żywy jadł płatki z mlekiem. Co do mojego brata, jest starszy o dokładnie 17 minut i zawsze mi to wytyka. Jest blondynem z niebieskimi oczami i ze wzrostem żyrafy. Gra w siatkówkę, a niedawno zafundował sobie kolczyk w wardze, który nie chcę się do tego przyznawać, wygląda mega dobrze. A ja? eh, szkoda gadać. Też jestem blondynką, ale mam zielone oczy i nie należę do najwyższych, mam tylko 164cm wzrostu, a Lukey ponad 185cm, często mnie wyzywa mówiąc do mnie ,,Szkodnik", bo jestem malutka i zawsze coś psuję.

Podchodzę do lodówki i witam się z bratem.

- Cześć Lukey- mówię i biorę sok pomarańczowy z lodówki

-Witam Cię siostrzyczko, jakieś plany na dziś?- pyta z buzią pełną jedzenia

- Dziś urodziny Miki'ego, pamiętasz ? Mieliśmy tam być!- próbuję mu uświadomić 

-O jezu no tak!- krzyczy wstając i wylewając zawartość miseczki- Zapomniałem o prezencie- mówi zrezygnowany

-Ehh, okey- śmieję się- pozwalam podpiąć Ci się pod mój prezent, ale wisisz mi pizze z podwójnym serem- grożę mu palcem

-KOCHAM CIĘ SIOSTRA!- podchodzi i mnie przytula

Śmieje się z niego i dokańczam śniadanie. Patrzę na zegarek i z przerażeniem odwracam się do brata.

-Ruszaj tą płaską dupę, bo mamy tylko 30 minut do rozpoczęcia zajęć, a dobrze wiesz, że z rana są straszne korki- mówię mu z rozbawieniem

-Dobra, dobra grubasie-śmieję się- chodź, jedziemy

Ubieramy buty, zamykam drzwi i idziemy do auta. Droga zajmuje nam 15 minut, a szkoła jest oddalona o 3 kilometry... Głupie korki. Wchodzę do szkoły z bratem i witamy się ze znajomymi lub ludźmi, których nawet raz na oczy nie widzieliśmy, ale cóż takie zasługi bycia sportowcem.

A no tak zapomniałabym wspomnieć też jestem sportowcem, gram w piłkę ręczną i nawet jestem kapitanem i przez to kłócę się z Olivią Henderson, ponieważ przed moim przyjściem do tej placówki ona była kapitanem i ma mi to za złe, no cóż trener uznał, że będę lepsza na tym stanowisku i tyle.

Podchodzę do szafki żeby odłożyć niepotrzebne książki i nagle wypada kolejna kartka. Uznałam, że co szkodzi przeczytać.

,,Często o Tobie myślę."

Przyjemne jest czytanie tego, ale wiem, że Calum zezłościł by się, gdyby o tym wiedział, dlatego wolę zostawić to dla siebie.

Nagle czuję ręce na tali i podskakuję zaskoczona. Odwracam się i widzę uśmiechniętego Caluma.

-Hej skarbie- mówi i przelotnie całuje mnie w usta

-Cześć Cal- mówię i chowam liścik za siebie, lecz on go zauważył.

-Co tam  chowasz Katie?- pyta próbując złapać to do ręki

-To jest plan imprezy Michael'a- wymyślam pośpiesznie

-To pokaż mi- mówi śmiejąc się

-Nie!- mówię zbyt szybko co Calum dziwnie odbiera- No bo to ma być niespodzianka i nikt nie może wiedzieć- próbuję to sprostować

-Hm, no okey- odpowiada Calum i się do mnie przytula

Nagle dzwoni dzwonek i musimy się rozejść, bo ja mam historię, a Calum matematykę. Żegnamy się i idziemy na lekcje. Wchodzę do sali i od razu kieruję się do ławki, gdzie już czeka Michael.

-Elo elo stara dupo-podchodzę, składam życzenia i przytulam solenizanta

 -Już stara, brakuję Ci tylko kilku miesięcy Ty krowo!- mówi i zaczynamy się śmiać

Do klasy wszedł profesor Black z nieodgadniętą miną, ale ja i Michael wiemy co się święci.

-Niestety i tym razem nie udało się zorganizować wycieczki do Paryża i  zwiedzanie Luwr'u nie jest nam i tym razem pisane- powiedział nauczyciel z rozczarowaniem w głosie

-Proszę pana, ale dlaczego jej nie będzie tym razem? Kłopoty z terminami, brak zgody dyrektora czy jakaś inna przyczyna?- zapytał Josh, mój znajomy z medycyny

Jak mówiłam klasy są wymieszane tylko dlatego żeby integracja była większa.

-Niestety panie Johns, tym razem chodzi o ilość osób. Wasza klasa składa się się z 27 osób z czego tylko jedenaścioro chcę jechać, to mniej niż połowa, więc dyrekcja nie może wyrazić zgody.- odpowiada profesor

-A może zorganizujmy wycieczkę dla całej szkoły ? Kto chcę to się zapiszę i myślę, że wiele osób chciałoby zwiedzić Luwr, a na pewno Paryż- Michael wyszedł z tą inicjatywą

-Ten pomysł jest dobry panie Clifford, ale najpierw trzeba porozmawiać z dyrekcją- mówił prof. Black- ale wróćmy do lekcji, otwórzcie podręczniki na wojnie secesyjnej- ciągnie nauczyciel

Lekcję minęły mi szybko i w przyjemnej atmosferze. Gdy wracałam do domu doszłam do jednego wniosku...Nie mam w co się ubrać na imprezę do Miki'ego.

Do domu wpadłam jak strzała i o mało nie zaliczyłam gleby przez buty Lukey'a, zawsze rzuca je gdziekolwiek zamiast poukładać. Witam się z bratem i lecę do pokoju, patrzę na zegarek, który wskazuję 15:37 i myślę ile zajmie mi ogarnięcie się.

-Zdążę na luzie- mówię do siebie i zaczynam się szykować

Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic, a przy tym nacierając się wieloma zapachowymi balsamami. Włosy zwinęłam w turban i w samej bieliźnie stanęłam przed szafą. Po kilku kłótniach samej ze sobą uznałam, że nie będę się nie wiadomo jak stroić i ubiorę rurki, koszulę i zwykłe czarne trampki (zdjęcie w mediach ). Dodam trochę biżuterii i będzie dobrze. Przed ubraniem przyszykowanego stroju poszłam zająć się włosami i makijażem. Włosy zostawiłam naturalnie rozpuszczone, a makijaż był mocniejszy niż na co dzień. Podkład, tusz, ciemna pomadka i lekko pomalowane powieki to dla mnie już za dużo. Dodałam puder i rozświetlacz  na kości policzkowe. Uznałam, że wyglądam znośnie. Zapakowałam prezent i zeszłam na dół. Trafiłam w idealny moment, bo zostało mi 10 minut do wyjazdu, więc usiadłam i oglądałam film, który akurat leciał w telewizji. Gdy wybiła 18:00 zawołałam brata i wyruszyliśmy na urodziny mojego przyjaciela.



///Część i czołem. Jest i pierwszy rozdział, który (bez notatki) wynosi 1038 słów. Rozdziały będę dodawać mniej więcej co 2/3 dni, a jeśli będę bardzo do przodu, to pojawią się maratony. Proszę o wyrozumiałość, zawsze chciałam coś sama napisać, ale doskonale wiem, że nie będzie to jakieś wow. 

Do następnego theshutfckup


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 06, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

be mine, please// 5sosWhere stories live. Discover now