cut lip

85 10 2
                                    

Przez krzywo zaciągnięte żaluzje zawieszone w oknie pokoju nauczycielskiego wpadały promienie słońca, na tyle jaskrawe, że gdy padały na twarz siedzącego na krześle przed biurkiem Castiela, raziły go i zmuszały do mrużenia oczu. Oh, jak wiele razy już tu był. Każde spotkanie w tym ciasnym, dusznym pomieszczeniu można byłoby streścić do zapętlającego się kazania na temat zachowania na terenie szkoły, tytoniu czy też ignorancji, jaką zdarzyło mu się odznaczyć z szarego tłumu uczniaków. Ale takiego spotkania jeszcze nigdy sobie nie zafundował. Przebywał bowiem w tym pokoju nie sam ale z jego wysokością gospodarzem szkoły. Nataniel siedział wyjątkowo sztywno na krześle, wyprostowany jak struna, zaciskając dłonie na kolanach niebieskich jeansów i gapiąc się ślepo w blat dębowego biurka przykrytego papierami. Biedny, pewnie nigdy nie dostał nawet nagany, co dopiero kazania od nauczyciela. Castiel mimowolnie patrzył na niego i na jego rozciętą wargę, którą najwidoczniej nieświadomie od czasu do czasu zagryzał, gdy zaczynała mu dokuczać.

Czekali grzecznie aż nauczyciele skończą wydawać wyrok. Castiel rozsiadł się wygodniej na twardym siedzeniu. Poskąpili nawet poduszki, ale czego miał się spodziewać? Trochę nachylił się nad podłokietnikiem w stronę wyraźnie spiętego towarzysza niedoli i zaczął mówić chrapliwym półgłosem

- Słuchaj, trzeba było mnie nie wkurzać to bym ci nie przy-

- Zamknij się - warknął w odpowiedzi blondyn, tylko przelotnie zerknąłszy na czerwonowłosego po czym wrócił do gapienia się ślepo w stół jak ciele w malowane wrota.

Castiel odgiął się z powrotem unosząc lekko dłonie w geście stosunkowo pokojowego nastawienia. Nie spodziewał się po nim tak ostrej, jak na niego, odpowiedzi. Oparł się ciężko plecami o oparcie krzesła i odchylił nieco głowę pocierając oczy dwoma palcami. Po cholerę przywalił temu debilowi, tylko więcej kłopotów sobie dorzucił. Największą ironią był chyba pech sytuacyjny całego tego zajścia - akurat wtedy z okna patrzył na nich kochany pan profesor od historii. Wierny piesek od razu poleciał do wicedyrektorki - gdyż tej bez przedrostka "wice" akurat nie było, merdając ogonem. Tragikomedia, do prawdy.

Trzasnęły drzwi, do pomieszczenia powróciło ciało pedagogiczne czy też rada nadzoru nieletnich, jak kto woli ujmować. To że dyrektorka była nieobecna, nie oznaczało wcale, że wydana kara byłaby łagodniejsza. Oboje zdawali sobie z tego świetnie sprawę. Chemica Delaney, i niedawno powołana wicedyrektor w jednej osobie, stanęła po drugiej stronie biurka opierając się rękami o blat stołu, co sprawiło że Nataniel podniósł w końcu niewidzący wzrok.

- Zacznijmy od tego, że kara musi być dostosowana do winy - głos Delaney nie był ani trochę zmieniony, tak samo zimny i surowy jak zwykle - Na terenie szkoły zabronione są jakiekolwiek akty przemocy, myślałam że tłumaczenie to uczniom ostatniej klasy liceum jest zbędne

Guis'a* wyjątkowo świerzbił język by w jakiś sposób to skomentować, jednak zacisnął zęby i siedział cicho, gdy przypomniał sobie że teczka z jego nazwiskiem stojąca na półce i zbierająca wszystkie uwagi na temat jego osoby od początku szkoły średniej może już się z lekka nie dopinać.

- Jako dorosłe osoby powinniście, oboje, ponieść wyższe konsekwencje, jednak ze względu na mały uszczerbek na zdrowiu - wymownie spojrzała na krwawiącą delikatnie wargę gospodarza - skończy się naganą i obniżeniem noty z zachowania.

Castiel gdzieś w głębi duszy odetchnął z ulgą. Być może to że w sprawę zamieszany został szkolny pupilek złagodziło nieco sprawę, na pewno żaden nauczyciel nie chciał stracić perfekcyjnego wzorca do którego można porównywać chuliganów. Ale też w pewnym stopniu poczuł że przynajmniej Nataniel nie będzie mógł mieć do niego większych wyrzutów. Zerknął na niego. Nadal siedział sztywno jakby kij połknął, i nadal patrzył wyraźnie zestresowany na nauczycielkę. Nabrał ochoty żeby szturchnąć go między żebra i mruknąć że już po wszystkim i nie musi już udawać takiego poszkodowanego. Chociaż prawdopodobnie lęk przed karą był prawdziwy. No, kiedyś musi być ten pierwszy raz, świętoszku. Witamy po ciemnej stronie mocy.

Całe szczęście Delaney oszczędziła sobie końcowego przemówienia ograniczając się do surowego "W związku z tym że jesteście już po godzinach lekcyjnych, proszę was o opuszczenie terenu szkoły". Castiel jakoś wolał gdy opieprzała go dyrektorka, ona przynajmniej potrafiła powiedzieć mu w twarz "zejdź mi z oczu, diabelskie nasienie" a nie bawiła się w grzeczne słówka jak ta nauczycielka w średnim wieku, na której koncie są lata nauki wspaniałego przedmiotu znanego jako chemia. Z jakiegoś powodu trzy czwarte populacji tej szkoły niezbyt przepada za lekcjami z nią. Kobieta tyle razy powtarzała licealistom wiedzę z gimnazjum, że sama stała się chodzącym kwasem.

Nataniel z miną zreflektowanego kociaka skinął głową, przeprosił raz jeszcze i wstał, nadal ze zwieszoną głową. Castiel podniósł się tuż po nim, ostentacyjnie podpierając się o biurko i przy okazji niechcący przesuwając nieco papiery, na których położył dłoń. Po czym odwrócił się i wyszedł za blondynem.

Pod drzwiami stał już Lysander, który w solidarności z przyjacielem postanowił ofiarować się i czekać z wyjściem ze szkoły na Guis'a*. Jako bardziej empatyczny z tej dwójki, gdy Castiel wyszedł zamykając za sobą drzwi, on patrzył jeszcze nieco przejęty na Nataniela, który już poszedł w głąb korytarza do swojej szafki, najwyraźniej by wyjąć bluzę przed wyjściem na dwór. Bądź co bądź, jesień we Francji raczej nie równa się latu w tropikach. Lysander odwrócił się po chwili do Castiela.

- Było aż tak źle? - zapytał swoim miękkim, może nawet zbyt miękkim, przechodzącym bardziej we współczujący ton, głosem

- Skąd - mruknął Castiel próbując wymacać w której kieszeni ma papierosy. Może dzisiaj mu się przydadzą. Żeby uczcić kolejną uwagę, dzięki której nie przyjmą go za rok na żadną uczelnię - Czemu miałoby być?

- Bo Nataniel wyglądał na...

- Od podstawówki nie dostał nawet smutnej buźki w zeszycie - prychnął z czystą pogardą czerwonowłosy. Chyba jednak nie ma przy sobie niczego czym mógłby się z lekka odstresować - to musiał być dla niego szok

- Nie powinieneś był go... No wiesz - Lysander był jak zwykle bardzo delikatny w swoich słowach. Nie lubił nawet słowa "bójka", co dopiero by było gdyby się w jakąś zamieszał.

- Trzeba było mnie nie wkur- - może by dokończył ale w końcu wpadł na to by zajrzeć do kieszeni sportowej torby którą miał przy sobie i z triumfem wysupłał z tamtąd pudełeczko pięknie zwieńczone zachęcającym obrazkiem zdewastowanych, sczerniałych płuc i napisem "palenie szkodzi zdrowiu" - Ha, jednak nie będę musiał bulić na kolejne - otworzył paczkę. Tylko dwa. Nie palił wcale tak często, ale czasem po prostu miał na to ochotę.

- Powinieneś go przeprosić - Lysander postanowił zupełnie zignorować czynności swego przyjaciela

- Przeproszę go przy okazji

Nataniel zatrzasnął szafkę, zamknął na kluczyk i ruszył w stronę wyjścia, mijając obu panów i z mistrzowską obojętnością udał że nie widział paczuszki w ręce Castiela. Lysander patrzył na czerwonowłosego z takim wyrzutem że ten w końcu trochę się wychylił i krzyknął za blondynem tak że jego głos poniósł się echem po pustym (na całe szczęście) korytarzu

- Przepraszam za tę wargę!

Nataniel zatrzymał się i odwrócił głowę na tyle że widział Castiela i zażenowanego Lysandra. Chciał chyba coś odpowiedzieć ale tylko odwrócił głowę z powrotem i wyszedł ze szkoły. Castiel mruknął coś do siebie, przez chwilę patrzył za gospodarzem jakby się nad czymś zastanawiał, potem wzruszył ramionami i wyjął z kieszeni też zapalniczkę, wytrząsnął jednego papierosa i też ruszył w stronę drzwi, chowając paczuszkę z samotnym papierosem w środku. Lysander ruszył za nim

- Przeprosiłem i jeszcze mnie olał - fuknął wychodząc ze szkoły. Nataniela już nie było. Castiel włożył fajkę do ust - czarna niewdzięczność, gdybym miał to ująć poetycko - wyseplenił patrząc na Lysandra który już chyba przyzwyczaił się że czasem zachowania Castiela bywają dosyć kontrowersyjne.

Castiel przystawił zapalniczkę do końcówki papierosa która po krótkiej chwili zaczęła się żarzyć po czym schował ją do kieszeni. I tak już bardziej sobie spaprać reputacji nie zdoła, dlaczego miałby odmówić sobie tej podwójnej przyjemności. Zakaźny owoc smakuje najlepiej, a dym papierosowy na terenie szkoły to rzecz na tyle nieakceptowalna, że niemal czuł się jakby robił coś złego. Od tego uczucia można się szybko uzależnić...

*Guise - alternatywne nazwisko Castiel'a, jako że prawdziwego nie podano w grze

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 12, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Here goes the last f*ck I give - natastielWhere stories live. Discover now