Część szósta

38 5 0
                                    

Gdy drzwi się otworzyły, Vivian spostrzegła swoją pomyłkę. Było już jednak za późno, huk ogłuszył egzorcystów, dym, który pojawił się po wybuchu, całkowicie ograniczył widoczność, przez co żadne z nich nie zareagowało o czasie. Vivian jedynie usłyszała zgrzyt dobywanego Mugenu, po czym nieco na oślep sama musiała odskoczyć przed łapą o długich szponach. Że też dała się zwieść skupiona tylko na swoim celu. Nie tylko akumy zebrały w tym mieście krwawe żniwo.

Dobyła broni, szepcząc inkantację, która zlokalizowała przeciwników – czterech. Jeden zajął Kandę, drugi ponownie próbował się na nią zamachnąć, trzeciego wyczuła gdzieś za sobą, a czwarty właśnie dotarł do łóżka, na którym spała Caroline.

– Po moim trupie – syknęła, przywołując moce Noah Zemsty.

Z pomocą Adaptacji zniszczyła demona tuż przed nią i rozwiała dym ograniczający widoczność. W dwóch krokach wpadła pomiędzy dziewczynę a przeciwnika, którego pazury zgrzytnęły o Czarną Różę i wbiły się w ramię egzorcystki. Nawet nie jęknęła, choć bark wręcz eksplodował bólem, a jakaś kość właśnie trzasnęła.

Demon odskoczył i zlizał krew z pazurów, szczerząc zęby.

– Mogę zacząć od ciebie, złotooka – stwierdził. – Choć dziewczynka pachnie lepiej.

– I na zapachu się skończy – syknęła.

Na oślep wyciągnęła rękę do Pergee.

– Złap się i nie puszczaj – poleciła.

Szatynka bez protestów posłuchała starszej egzorcystki, swoją dłoń zaciskając na dłoni Vivian. Mimo, że dopiero wstała i niewiele rozumiała, postanowiła zaufać Walker. Ponadto nie uśmiechało jej się zawadzać w walce, a coraz więcej do niej docierało. Choć wolałaby w to nie uwierzyć, zaatakował ich demon, który na dodatek miał na nią chrapkę.

Wystraszona przylgnęła do Vivian, unikając szponów demona. Miała w głowie wiele pytań. Przede wszystkim demon niczym nie przypominał akumy, a to ją niepokoiło. Może i byli egzorcystami, ale nie takimi. Jeszcze niedawno zapewne nie uwierzyłaby w ogóle w istnienie takich istot. W istnienie demonów teraz jednak łatwiej jej było uwierzyć. Akumy, Milenijny Earl, więc czemu nie i zwyczajne demony? Już chyba nic ją nie zaskoczy. Niechby jeszcze prawdziwego anioła zobaczyła. Będzie miała co opowiadać wnukom.

Chciała aktywować swoje innocence, ale zdała sobie sprawę, że działa ono tylko na akumy, była więc bezbronna i mogła liczyć tylko na Kandę i Vivian. Po raz kolejny poczuła się bezsilna. Taki już najwidoczniej był jej los.

Vivian pociągnęła dziewczynę za sobą w stronę drzwi, odgradzając od nich demona złocistą barierą. Ta w pewnym momencie nabrała barwy szkarłatu i zmieniła kształt tak, aby opleść przeciwnika. Walker jednak nie czekała na efekty.

− Wynosimy się, Kanda! − zawołała do towarzysza.

Wypadła na korytarz, nie przejmując się czerwonym od krwi rękawem koszuli. Rozumiała już naturę tego miejsca, ale nie było czasu na przeklinanie siebie za nieostrożność. Teraz musiała ich stąd wydostać. Zbiegły po schodach, ale Vivian zatrzymała się gwałtownie w drzwiach do głównej sali.

− Kurwa − syknęła cicho.

Zamiast stałych bywalców w sali zobaczyły powykręcane szkielety, które ruszyły na nie, gdy tylko egzorcystki zostały spostrzeżone. Do tego Vivian zauważyła dwa czarne jak smoła chowańce przypominające psy.

− Gorzej być nie mogło. − Złotymi oczami spojrzała najpierw na Caroline, potem na Kandę, który właśnie je dogonił. Japończyk zmarszczył brwi, dostrzegając zmianę w jej wyglądzie, spod włosów wystawał znajomy kształt na czole Walker. − Musicie mi zaufać, jeśli chcemy wyjść stąd żywi.

Najcenniejsze więzi [DGM FF]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora