...Zło w zarodku

20 2 0
                                    


20 lipca 1989 16:20

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Promienie słońca ogrzewały moją twarz. Ciepły wiatr rozwiewał niestarannie uczesane włosy. Siedziałem na ławce w parku, obserwując spokojną taflę wody. Czułem, jak cały świat dookoła zamiera. Rozpływam się w powietrzu. Ulatuje ze mnie dusza, zostaje tylko ciało. Puste, opuszczone ciało, które niczym nie przypomina normalnego ciała. Nie zwracałem uwagi na nic, słyszałem tylko szumiące drzewa i ćwierkające ptaki. Od czasu do czasu usłyszałem wodę wylatującą z fontanny i uderzającą o powierzchnię jeziora. Niespodziewanie mój trans został przerwany. Tuż przede mną stanął mężczyzna lichej postury. Wyglądał raczej ubogo. Nie nazwałbym go osobą bogatą, smutnym, a raczej przygniecionym przez życie staruszkiem.

-Mogę się dosiać? - zapytał.
-Pewnie, śmiało! - odpowiedziałem z lekka zawstydzony.

Postanowiłem zignorować obecność mężczyzny i z powrotem udać się w krainę głębokich rozmyśleń i marzeń. Kiedy znowu zacząłem czuć się jak w raju, mężczyzna złapał mnie za bark i upadł na ziemię twarzą w piach. Na początku zdębiałem, ale gdy po chwili zauważyłem, że z jego kieszeni wystaje całe opakowanie Absenoru, zrozumiałem, że choruje na padaczkę. Podniosłem się z ławki, wyskoczyłem wręcz i podłożyłem starcowi pod głowę moją aktówkę. Ułożyłem go w pozycji powszechnie uznaną za bezpieczną. Klęczałem obok telepiącego się mężczyzny i czekałem aż atak ustąpi. Może nie jestem lekarzem, ale mam z nimi wiele wspólnego, tylko że oni ratują chorych, a ja zajmuję się właśnie tymi, których się nie da uratować. Tak jestem patologiem, fajna praca, znaczy, staję się fajna, kiedy ustępują nocne koszmary i zwidy. W czasie gdy ja głęboko rozmyślałem, facet przestał się trząść i zapadł w sen – to normalne u pacjentów z padaczką. Gdy zauważyłem, że wszystko jest w porządku, wstałem z kolan i usiadłem na ławkę. Postanowiłem, że poczekam, aż się obudzi. Ciekawe co takie czuje taki człowiek? Widzi coś? Może widzi coś bardzo straszne? To by wyjaśniało, dlaczego się tak trzęsie. Zawsze byłem ciekawy, co dzieje się w głowie podczas ataku tej wstrętnej choroby. Po chwili siedzenia i oglądania śpiącego staruszka świat zaczął się ściemniać, coraz bardziej i bardziej i w końcu zniknął.
Kiedy znowu się pojawił, był inny. Cudowny, wymarzony. Zamiast jeziora naprzeciwko mnie stał czerwony kabriolet. Obok niego piękna blondynka, machała do mnie i zapraszała do pojazdu. Szedłem w jej stronę, byłem już blisko. Ni stąd, ni zowąd dziewczyna złapała w rękę wąż ogrodowy i zaczęła oblewać mnie wodą. Spojrzałem się na nią i nagle, na miejscu dziewczyny znowu było jezioro. Spojrzałem się na dół i zauważyłem, mężczyznę grzebiącego w mojej aktówce.

-O! Obudził się pan! - zawołał – nie chciałem pana budzić.
-Nie ma problemu. Jak pan się czuję? - spytałem.
-Nic mi nie jest, chyba napędziłem panu strachu, co? - parsknął śmiechem.
-Nie zupełnie, jak pan pewnie już wie, jestem "lekarzem" – również się zaśmiałem.
-Zdążyłem się zorientować. Niech pan nic nie mówi, ta choroba jest okropna. Strasznie trudno z nią żyć. Czasami wolałbym przestać – zwierzał się mężczyzna – Swoją drogą, nie pan, tylko Harry.

Poczułem gdzieś w wewnątrz siebie silny ucisk, ból. Wiedziałem, że nie może tak być. Pragnąłem zmiany, ale wtedy wydawało mi się to niemożliwe. Byłem głupi...

21 Lipca 1989 2:48

Za cholery nie mogłem spać. Moje powieki zsuwały się coraz niżej, ale mózg nadal był zajęty sprawą Harry'ego. W głębi serca słyszałem cichutki głosik, który mówił, że pora coś zmienić, ale nadal nie wiedziałem co... Pierwsze na myśl narzucało mi się samobójstwo. Tylko że nie przejdzie to prawnie pod żadnym pozorem, zabójstwo tym bardziej. No właśnie prawnie... - pomyślałem. Wstałem z łóżka i pobiegłem do kuchni, wstawiłem wodę na kawę, zabrałem z aktówki zeszyt i długopis. Wiedziałem, że ta noc będzie strasznie długa. Godzina stawała się sekundą, a tykanie zegara wydawało mi się jak jeden strasznie długi dźwięk. Byłem tak zajęty planowaniem i rozrysowywaniem planu kliniki, że zapomniałem o pracy. W momencie, kiedy mi się przypomniało, zadzwonił telefon.

-Gdzie ty do cholery jasnej jesteś?! - krzyczał zdenerwowany ordynator.
-W domu – odpowiedziałem spokojny.
-O tej godzinie powinieneś już dawno pracować!
-Sam se pracuj – odpyskowałem i odłożyłem słuchawkę.

Stałem chwile nieruchomo i zastanawiałem się, co ja właśnie zrobiłem. Nie uważałem tego za błąd, ale raczej za bardzo odważy krok w stronę nowego życia. Gdyż wiedziałem, że właśnie straciłem pracę. Po tych siedmiu godzinach rozpisywania każdego pomysłu i rysowania pozornie głupich planów cały optymizm sytuacji runął, ponieważ uświadomiłem sobie, że nie mam dostępu do specjalnych narzędzi i leków. Również ważną rzeczą w takim biznesie wydają mi się kontakty, potrzebowałbym kogoś w szpitalu, kogoś, kto poleci moje usługi umierającym ludziom. Nagle na moją głowę spadł ciężar pomysłu porozmawiania z moją siostrą Elwirą. Zawsze była tą lepszą, mądrzejszą, bogatszą. Prowadzi własną klinikę, pracują u niej najlepsi lekarze. Nie mogło mi się lepiej trafić – pomyślałem.
Bez dalszego pomyślunku wyszedłem z domu, wsiadłem do samochodu i pojechałem do kliniki.
Zdecydowanym krokiem wszedłem do środka i zauważyłem, że siedzi za biurkiem w przeszklonym biurze. Gdy tylko mnie zobaczyła, wyszła i podała mi rękę, po czym gestem ustami pokazała, że mam wejść do biura.

-Masakra, już nawet we własnej klinice nie mogę pogadać, bo mnie śledzą – zachichotała.
-Jest sprawa – zacząłem – potrzebuje twojego poparcia.
-Wiesz, że masz to zapewnione nie? Tylko najpierw powiedz mi, o co chodzi? - zapytała.
-Chcę otworzyć własną pseudo klinikę, w której będę uśmiercał ludzi za ich zgodą.

Twarz mojej siostry w tym momencie widocznie zamarła.

-Czy ty chcesz zniszczyć moją karierę? - zapytała.
-Skądże? Chcę pomóc śmiertelnie chorym ludziom.
-Pomóc?!
-Tak.
-Jak?! Zabijając ich?!
-Nie rozumiesz, że oni cierpią?
-Wyjdź natychmiast i nie wracaj! Wybij sobie to z głowy! Nie chcę więcej tego słuchać.

Poczułem się podle wybiegłem rozgniewany z budynku, wsiadłem do samochodu i odjechałem. Pojechałem wprost do znanego w całym mieście baru. Kupiłem sobie butelkę whiskey. Byłem pewien, że będą musieli mnie wynosić z tej cholernej knajpy. Szklani pełne rudego trunku wręcz wsiąkały w moje ciało, a procenty alkoholu wychodziły oczami. Siedziałem na starym, delikatnie rozprutym krześle i obserwowałem samochody. Ich ryk, pęd i niepohamowana wola coraz szybszej jazdy przerażały mnie.
Akurat, kiedy odwróciłem wzrok w stronę ulicy, zauważyłem, że pod starą kamienicę podjeżdża karawan pogrzebowy. Czarny, ze złotymi błotnikami, tylko jedna osoba w mieście miała taki samochód. Po chwili z drzwi wychyliła się malutka, blada postać o jasnych blond włosach. Spojrzała w witrynę, w której siedziałem i pokiwała mi. Cierpliwie poczekała aż, wielki, gruby mężczyzna zapakuje czarny worek z wiadomą zawartością do samochodu i odjedzie, dopiero wtedy ruszyła w moją stronę. Tą osobą była moja przyjaciółka Holly Parker, wraz z ojcem prowadzi zakład pogrzebowy, więc łączy, albo raczej łączyła nas branża.

- Co się stało? - zapytała Holly, obserwując stojącą naprzeciwko mnie prawie pustą butelkę.
-Chcę zabijać – wybełkotałem.
-Co chcesz?
-Zabijać! - krzyknąłem, uderzając pięścią w stolik.
-Kogo? Po co? Kiedy?
-Chciałabyś takie życie? Chciałabyś cierpieć?! Patrzeć jak inni twoi znajomi się bawią, a ty musisz leżeć i czekać na śmierć?! - wrzeszczałem coraz bardziej.
-Pewnie, że nie. Co chcesz przez to powiedzieć?
-Chcę zrobić ludziom klinikę bezbolesnych samobójstw.
-Dobrze... - ciągnęła – Jak to będzie wyglądać?
-Będę zabijał ludzi za ich zgodą i tylko po wypełnieniu dokumentów i przeprowadzeniu badań psychologicznych.
-Jesteś pewien, że chcesz to robić?
-Tak. Ty też myślisz, że to bez sensu?!
-Nie. To jest genialny plan, pomogę ci – zaoferowała – Ale teraz odwiozę cię do domu. Dawaj kluczyki.

Pierwszy raz w życiu zobaczyłem to, że ktoś docenia mój pomysł. Dostałem jeszcze więcej siły do działania. Jedyne, o czym myślałem, to żeby jak najszybciej wytrzeźwieć, przeprosić Elwirę i zacząć pracować. Wszystko wydawało mi się takie proste. Niestety myliłem się...

22 Lipca 1989 12:30

To był chyba ten moment, kiedy dopiero wytrzeźwiłem. Myślałem, że miałem takie myśli tylko dlatego, że byłem wcięty, ale kiedy alkohol uleciał nadal, chciałem stworzyć królestwo śmierci. Zwykle o tej godzinie zasuwałem już w pracy, a dzisiaj leżałem na kanapie i obserwowałem, jak wskazówki zegara się gonią. Po chwili przypomniałem sobie, że muszę jechać, przeprosić Elwirę, wyszedłem na dwór w pidżamie. Rozejrzałem się czy nikt nie patrzy. Opuściłem swoje podwórko, wbiegłem na teren sąsiada, zerwałem prawie wszystkie kwiaty z jego ogrodu i wrzuciłem do bagażnika w samochodzie. Z powrotem wszedłem do domu, ubrałem się, wziąłem portfel i dokumenty, po czym wsiadłem do samochodu i odjechałem spod domu. Kiedy byłem obok kliniki mojej siostry, zatrzymałem samochód na parkingu, wyjąłem kwiaty z bagażnika i wszedłem do środka, wejściem dla pacjentów. Przywitał mnie wielki długi korytarz i pełno smutnych twarzy. Pomyślałem sobie "zabiłbym was", ale po chwili wróciłem do pełni sprawności umysłowej i poszedłem w stronę biura. Nagle ktoś złapał mnie za rękę.

Dzień dobry – przywitał się starszy pan.
Dzień dobry, o co chodzi? - spytałem.
Słyszałem ostatnio pańską kłótnię z doktor Elwirą. Uważam, że to świetny pomysł... - ciągnął – Moja żona potrzebuje takiego zabiegu, miała tętniaka, teraz jeszcze ten udar, widzę, jak się męczy, proszę mi pomóc.
Nie ma takiej opcji! - krzyknąłem, wkładając mężczyźnie do kieszeni wizytówkę z numerem telefonu – Dzwoń po dwudziestej – szepnąłem i odszedłem.

Byłem szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu, czułem, że wszystko, co sobie zaplanowałem, się udaję. Teraz miałem tylko nadzieję, że Elwira mi wybaczy. Zobaczyłem ją prowadzącą pacjenta na wózku. Kiedy mnie zauważyła, uciekła. Zacząłem biec. Niestety, moja siostra jakby rozpłynęła się w powietrzu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 31, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Zabójstwo na żądanieWhere stories live. Discover now