Kwiat

317 41 0
                                    

A/N: PolUkr z roku 2016, mały one-shocik :)



Krew pozna, nawet jeśli umysł zechciał zapomnieć.

Uśmiechał się kącikami warg, mając zamknięte oczy. Krew w jego żyłach pulsowała w rytm pogańskiej pieśni, usta same wypowiadały bezgłośnie imiona bogów, których niemal już zapomniał. Czuł na twarzy ciepło bijące od tańczących mu przed powiekami płomieni ogniska, czuł zapach lasu i wolności.

Jego siostra, jego kuzynka, krew z jednej krwi siedząca obok, mocno ścisnęła jego dłoń. Odwzajemnił uścisk. Nadal nie otwierał oczu, ale właściwie to nie musiał – widział przed sobą ognisko, widział las i polanę, tańczące postacie w bieli...

Drobniejsza dłoń wyślizgnęła mu się z uścisku. Otworzył oczy, nie chcąc by go opuściła.

–Нехай прийде до мене – powiedziała niemalże rozkazująco, ale oczy jej się śmiały.

Powstał lekko, ujmując jej dłoń i dając się prowadzić, zupełnie jak kiedyś, setki lat temu, gdy wciąż byli niewinni i czyści, pozbawieni skaz i plam na honorze. W świetle ogniska taka właśnie się wydawała – piękna i niewinna, chociaż wiedział, że żadne z nich nie jest bez grzechu.

– Wyłowiłem twój wianek, tak jak kiedyś – przypomniał, właściwie bez powodu. Wkroczyli w las, w zieloną ciepłą ciemność. Wianek w jej jasnych, sięgających ramion włosach lśnił magicznie dzięki blaskowi księżyca przebijającego się przez korony świętych dębów.

Kiedyś miała długie włosy, przypomniał sobie. Wyglądałaby jeszcze piękniej. Przynajmniej zdjęła tą paskudną opaskę, wplatając w między kosmyki magiczne zioła...

Obróciła się do niego, zbliżyła.

– Przeszkodzono nam – powiedziała cicho. – Chciałam... wtedy... z tobą...

– Też chciałem – odpowiedział równie cicho.

Zarzuciła mu dłonie na szyję i nagle zdał sobie sprawę, że tym samym nałożyła mu wisiorek. Uśmiechnął się, widząc starożytne symbole wyrzeźbione z drewna i zawieszone na rzemyku, które teraz dotykały jego serca, tak jak tysiąc lat temu. Ręce boga, swarga, kołowrót... Coś zajaśniało w zaroślach, dotąd ukryte przed ich wzrokiem. Odsunął się od niej, ale nim zdążyła zaprotestować, on już wracał, niosąc w dłoniach kwiat, który lśnił blaskiem potężniejszym niż księżyc.

– Istnieje... – Westchnęła z zachwytem. Oparła głowę o jego nagi tors, muskając ustami symbole, pozwoliła, by kwiat paproci znalazł miejsce pomiędzy resztą kwiatów na jej głowie, które nie zatraciły swojego piękna w jego towarzystwie, a wręcz przeciwnie, wydawały się jeszcze piękniejsze.

Widział swoje odbicie w błękitnych oczach, gdy delikatnie uniósł jej podbródek i posmakował warg. Miękkie ciało przylgnęło do niego, dłonie wplotły się we włosy...

Święty dąb stał się ich oparciem, a tysiąc lat, które ich dzieliło, przepadło wraz z rozerwanym nieuważną ręką wiankiem. Jedynie kwiat paproci trwał na swoim miejscu.

[aph] KwiatWhere stories live. Discover now