Rozdział Drugi. Piekło

116 12 4
                                    


Wieczorem przyszła do mnie Lili, jak zawsze zdeterminowana, aby wyciągnąć mnie z domu. I tym właśnie sposobem znalazłem się w "Piekiełku".  Był to klub znajdujący się w piwnicy, niedaleko centrum miasta. Ciemne ściany, długie stoły z czerwonego drewna oraz przebrane za diabełki kelnerki nadawały temu miejscu swój klimat. W gruncie rzeczy było to jedyne miejsce, gdzie zabierała mnie przyjaciółka. Stało się to dla nas pewnego rodzaju tradycją.
Tego dnia Lili koniecznie chciała poderwać chłopaka, który razem z kilkoma innymi osobami, zaczął tutaj pracować. Zapewniając jej wsparcie psychiczne, obserwowałem jej flirt. Uśmiechnąłem się, widząc jak zwinne prezentuje swoje atuty, a najbardziej długie nogi oraz jasne jak kłosy włosy.
Ktoś usiadł obok mnie. Odwróciłem wzrok od jej starań i spojrzałem prosto w oczy młodemu mężczyźnie. Miał dziwnie znajome, zielone oczy oraz jasne włosy. Przyciemnione światło nie pozwalało określić ich dokładnego koloru. Usta jego były wąskie i wygięte w łobuzerski uśmiech, a nos miał ładny kształt. Wydawało mi się, że już kiedyś go spotkałem.
- Hej - uśmiechnął się do mnie. - Często tutaj przychodzisz?
- Czasem - odpowiedziałem obserwując go - Nie widziałem cię tutaj jeszcze.
- Bo to mój pierwszy raz - zaśmiał się - Jestem James.
Podał mi rękę, a ja ją po chwili uścisnąłem. Miał ciepłą dłoń. Moje były zimne jak lód. Nadal miałem w pamięci mokry wypadek z rana.
- Ash - przedstawiłem się, zabierając rękę.
- Milutko poznać. Poradzisz mi co zamówić? - wskazał bar z lekkim rozbawieniem.
- Jasne - lekko rozbawiony - spróbuj "Diabelskiego Ogona", a jeśli nie lubisz słodkich drinków to "Stara Jędza" ci posmakuje.
- Piękne nazwy - zaśmiał się wyraźnie rozbawiony i po chwili zamówił oba drinki - ale to w końcu "Piekiełko"!
Uśmiechnąłem się tylko i napiłem się ze swojej szklanki. Przymknąłem lekko oczy.
- Co powiesz na mały spacer? - zagadnął po dłuższym czasie, wyraźnie mnie obserwując.
- W sumie... czemu nie? - cicho.
Zapłaciliśmy i wyszliśmy z "Piekiełka". Ulica była cicha. Zapalone lampy rzucały ciepłe światło na brukowany chodnik. Idąc koło siebie, rozmawialiśmy o jakiś bzdurach. A to o najnowszej grze, a to o ulubionych książkach. Dawno nie czułem się tak dobrze przy kimś obcym. Rozstaliśmy się z poczuciem, że znamy się od wieków i wiemy o sobie już wszystko co najważniejsze. Późno w nocy James doprowadził mnie pod kamienice. Dałem mu swój numer telefonu z nadzieją, że w najbliższym czasie zadzwoni i troszkę zawstydzony pobiegłem do swojego mieszkania. Tej nocy spałem bardzo dobrze, a żaden koszmar ani wizja mnie nie odwiedziły.

***
Z cienia za Jamesem powoli wysunęła się wysoka, smukła postać. Jej nienaturalnie długie ręce i wyglądające jak szpony białe palce przypominały uschłe gałęzie. Oblicze istoty było zakryte, a ciszę przerywał świszczący oddech.
- Sss-szybko… posss-zło… - wycharczała zadowolonym głosem - b-będsssie… jesss-zczssse… nasssz…
- Szybciej niż myślisz - uśmiechnął się lekko chłopak i dumny z siebie zacisnął palce na karteczce z numerem telefonu.
Stali jeszcze chwilę, po czym obaj rozpłynęli się w powietrzu.

PrzebudzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz