Rozdział I

26 2 1
                                    

"Ile dasz, tyle otrzymasz, czasem z najbardziej niespodziewanej strony." - Paulo Coelho "Czarownica z Portobello"


Życie jest dostatecznie trudne jako życie. Po co mamy je sobie komplikować, wpisując w harmonogram dnia notkę "Zrobić zakupy"? Bez sensu. 

O tak. Zakupy to najgorsza rzecz na świecie. Nie mówię oczywiście o sklepach odzieżowych albo zakładach jubilerskich - to lubię. Jedynie chodzenie do marketów z artykułami spożywczymi jest męczarnią. Okej, każdy musi jeść - rozumiem to, ja też muszę, ale mhhh.... iść do sklepu tylko po to, żeby wrócić do niego za niecałe kilka minut, bo w połowie drogi do mieszkania mózg krzyczy do ciebie: "O cholera, Jeacy! Zapomniałaś kupić sałaty." Oooo kur... de. I człowiek musi wrócić, bo lepiej przejść dodatkowych kilkaset metrów, niż jeść obiad bez sałaty. Hitem jest jak idzie się do sklepu, robi zakupy jak na święta, bo przecież czemu nie, a tu nagle powiadomienie o braku środków na koncie. Sprawdzasz nerwowo portfel i... Jest! Uff. 60 zł w dwóch banknotach! Honor ocalony? Nie, no jak. Do zapłacenia 77 zł 84 gr. A ty? Masz tylko 60 zł, bo wszystkie drobne odkładasz do skarbonki, żeby mieć na czarną godzinę albo na wakacje... Marzy mi się Hiszpania, ale te pieniądze zawsze znikają. Dobra - myślisz - no trudno. Odkładasz najmniej potrzebne produkty i płacisz. Kryjąc twarz za kołnierzem, żeby nikt nie zdążył zapamiętać jak wyglądasz.

Dzisiaj miało być podobnie. Jestem całe życie zamotana i na bank czegoś zawsze zapomnę. Wstałam rano, około 9. Za mniej więcej godzinę wykładają świeżo wypieczone, ciepłe bułki. Czyli mam 50 minut na wyjście z mieszkania. Nie ma problemu. Z reguły ogarniam się szybko, bo co mam robić. Od razu po wstaniu udaje się do łazienki na siku, bo pęcherz ciśnie, a potem ogarniam, co mam ogarnąć. Tak samo tego poranka nie miałam problemu, aby wyrobić się w czasie. Zaliczyłam standardową poranną toaletę i ubrałam się w zwykłe dżinsowe spodnie, żółtą bluzkę i jakieś wczorajsze skarpetki. Przygotowałam sobie płatki z mlekiem i zostawiłam je, żeby namiękły nieco. Były strasznie stare, a przez to strasznie twarde, więc nie miałam innego wyjścia. Chcąc wykorzystać tę chwilę, udałam się ponownie do łazienki, ogarnąć włosy. Ach... Dlaczego kiedy je umyję i wysuszę, to są takie świetne, a kiedy wstaję rano, wyglądają jakbym całą noc spędziła na Woodstocku. Mimo wszystko, kocham je. Wzięłam jedną z materiałowych gumek w kolorze pasującym do bluzki i przewiązałam nią włosy. Od razu ładniej. 

Kiedy już byłam gotowa, postanowiłam wyruszyć na swoją misję. Standardowe zakupy takie jak masło lub mleko zrobiłam bezproblemowo, kłopot sprawiło jednak przypomnienie sobie składników do nadziewanego kurczaka - mogłam je zapisać, ale były takie banalne, że stwierdziłam, iż zapamiętam. 

Chwilę potem wyszłam ze sklepu i postanowiłam udać się do parku, ale najpierw zaniosłam zakupy do mieszkania, bo tak wygodniej. Usiadłam na ławce przed fontanną. Nikogo nie było, to dobrze. Lubię ciszę. Właściwie... co mam do wyboru. Rodziny brak, a praca korporacyjna nie wymaga ode mnie kontaktu z ludźmi, jedynie mailowego i "dzień dobry" dla szefa. 

Siedziałam sama, ale po chwili zauważyłam kogoś grającego na gitarze...

- Czy mógłbyś dla mnie zagrać? - zapytałam nieśmiało muzyka, który nie wiadomo skąd wyrósł mi przed nogami.

- Jasne, od tego tu jestem - zaśmiał się, a z dłoni wypadła mu kostka. - W końcu nigdy nie wiadomo, czy nie gram dla ciebie ostatni raz. Życie często źle czyta nuty.

- Umierasz? - palnęła. 

- Ja nie, ale ty owszem... - sięgnął z kieszeni jakiś dokument. - Jacob Lover, specjalista ds. miłości i jeden z głównych poborców dusz.

Szybko ruszyłam w stronę najbliższego sklepu, ale mężczyzna dogonił mnie zanim zdążyłam wejść i chwycił za rękę.

-Zamknij oczy. Będzie trochę trząść.

-Co?! Radzę ci puść mnie, bo zacznę krzyczeć. 

-Hmmm... To dosyć ciekawe. Inni krzyczeli bez uprzedzenia - wybuchnął śmiechem.

-Zabawne. Powiedz kumplom, że wygrałeś zakład, ja się przestraszyłam, mogę krzyknąć, i zostaw mnie w spokoju.

-Ach. Nie mnie jednego tak spławiasz, prawda? No właśnie, więc zamknij oczy. 

Nim zdążyłam coś powiedzieć,  rozległ się ogłuszający pisk i mimowolnie zamknęłam te cholerne oczy, choć nie było to dobrym odruchem. Mój dziwny spokój jaki mnie ogarniał przy tym mężczyźnie był nad wyraz nienormalny. Przecież to porywacz, a ja mimo tego nie czułam strachu...

-Nie czujesz go, bo manipuluję twoimi emocjami. Jesteśmy na miejscu.

-Co powiedziałeś? W jaki sposób to robisz? Niedorzeczne.

-Spójrz gdzie jesteś. Paryż, miasto zakochanych. Czy przy tym manipulowanie emocjami dalej wydaje ci się takie dziwne?

-Jesteś demonem? Mogłam nie kraść tego roweru, ale kurde no spieszyło mi się do pracy - mówiłam szczerze zrozpaczona. - Fakt też, że nie wierzyłam w Boga, ale teraz to się zmieni!

-Dobra, cicho. Mówiłem, że jestem aniołem. Tym dobrym. Tym od Pana Bo...

-Gdzie masz skrzydła?

-Anioły nie noszą skrzydeł na co dzień - powiedział zrezygnowany. 

-Emm... No to czemu wszędzie w kościołach macie skrzydła?

-Skrzydła nosi się na ważne uroczystości.

-A no tak. Wszystko jasne. A aurolki na przyjęcia - zaśmiałam się kiwając głową z niedowierzania. - To jest niemożliwe, żebyś był aniołem. Przecież to jakiś... jakiś...

-Absurd?

-Dokładnie. I w dodatku jak to jest możliwe, że z tobą rozmawiam, przecież ja... no...

-Nie wierzysz w Boga?

-No właśnie. Co ty ode mnie chcesz. Ja cię nie potrzebuję, a i wy nie potrzebujecie mnie. Jestem bardzo...

-Leniwa.

-Otóż właśnie nie. Tak.

-Ja to wszystko wiem. Sprawdziłem dokumentację. Jeacy Karley, lat 27, urodzona w Bostonie, bla bla bla.

-To może wiedzieć każdy. Powiedz mi o czymś, o czym wiem tylko ja.

-Masz znamię na lewym pośladku, w kształcie serduszka, bardzo urocze... - Mężczyzna wykonał gest obrzydzenia i wymiotowania. No chamstwo totalne. - Nadszedł czas twojej śmierci.

-Że jak?!

-No. I ten... Twój anioł stróż twierdzi, że nie zasługujesz na niebo, ale i na piekło też nie. 

-Zaraz, moment. Czy ten anioł nie powinien się za mną wstawić?

-Nie przerywaj. W każdym razie... Co ja chciałem... Ach tak! W swoim życiu miałaś wielu mężczyzn, których potraktowałaś tak samo. Wszystkim złamałaś serca. No to teraz masz miesiąc na znalezienie mężczyzny, który cię pokocha, a co trudniejsze, ty musisz pokochać jego.

-Przypomnij, kim jesteś?

-Anioł specjalista do spraw miłości i jeden z głównych...

-Dobra, fajnie. Skoro jesteś aniołem miłości, to nie powinieneś wiedzieć, że raczej nie da się tak?

-Ależ oczywiście, że się da. Czasem wystarczy chwila, żeby kogoś pokochać. Zaraz wrócisz do świata żywych i zaczniesz swoją misję. Oczywiście tutaj w Paryżu.

-Jak to w Paryżu. Gdzie ja będę mieszkać? Ja nawet nie znam francuskiego... Mam kogoś pokochać z przymusu?

-Klucze do mieszkania masz w kieszeni, adres też. Nie z przymusu... A nawet jeśli to masz wybór. Kochaj albo jak chcesz... Powodzenia.

-Ale czekaj. Co dalej? Jak mam zacząć? Może coś więcej? Hej, wracaj tu zasrańcu!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 20, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Kochaj albo jak chcesz...Where stories live. Discover now