Grać pierwsze skrzypce

538 79 52
                                    

        Rok tysiąc osiemset pięćdziesiąty dziewiąty miał i ciągle ma w sobie coś niezwykłego.

W tym okresie w stolicy Szkocji wrzało. Liczne zaginięcia, których Scotland Yard nie potrafił wyjaśnić, sprawiały, że mieszkańcy bali się wychodzić z domów. Gęsta mgła, która od kilku tygodni utrzymywała się nad ulicami Edynburgu, również nie pomagała w uspokojeniu Brytyjczyków, a jedynie jeszcze bardziej potęgowała ich lęk.

Lecz nie mój. Choć wydarzenia te miały miejsce szesnaście lat temu, doskonale pamiętam, że jako wtedy dwunastoletni chłopiec nie czułem strachu, a jedynie zaintrygowanie.

Choć byłem dzieckiem, wiedziałem, że musi być jakieś logiczne rozwiązanie tych zagadek. Ludzie nie mogli tak po prostu się rozpływać w powietrzu. Porywacz, kimkolwiek był, ciągle grasował po mieście, a mgła tylko mu pomagała w uprowadzaniu niewinnych mieszkańców.

Moja matka była przerażona, że tak się tym interesowałem. Aby wybić mi to z głowy i zająć czymś innym, zapisała mnie na prywatne lekcje gry na skrzypcach. Bała się wypuszczać mnie wtedy samego na zewnątrz, dlatego to nauczyciel przychodził do naszego domu.

Spodziewałem się zastać jakiegoś starego, śmiertelnie poważnego faceta z długą brodą, który szybko sam zrezygnuje, gdy zobaczy, z jakim beztalenciem ma do czynienia. Można więc sobie wyobrazić moje zaskoczenie, gdy dwudziestego drugiego maja owego roku do naszego domu wszedł wysoki młodzieniec, który nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat (jak się później dowiedziałem, miał wtedy raptem siedemnaście, choć przy moich rodzicach podawał się za starszego).

Zdjął swój długi płaszcz i odłożył mokry parasol, po czym grzecznie przywitał się z moją rodzicielką, by następnie w końcu spojrzeć na mnie. Uśmiechnął się wtedy nieznacznie, a jego jasne oczy zabłyszczały, gdy wyciągnął w moim kierunku dłoń.

— Jak masz na imię? — zapytał. Miał niski, ale zadziwiająco przyjemny dla ucha głos.

— Arthur — odparłem cicho, zapominając kompletnie, że miałem być obrażony za zmuszenie mnie do nauki gry na instrumencie, który mnie nie interesował.

— Cześć, Arthur. Od dzisiaj będę twoim prywatnym nauczycielem. Ale nie martw się, myślę, że razem będziemy się dobrze bawić. W końcu czyż muzyka nie jest najlepszym i najpiękniejszym osiągnięciem ludzkości?

Nie odpowiedziałem, gdyż oczywiście wtedy tak nie uważałem. Dopiero wiele lat później w pełni zrozumiałem i doceniłem jego słowa.

Młody skrzypek był... dziwny. Zupełnie inny, znacząco różniący się od mojego ówczesnego wyobrażenia nauczyciela. Zastanawiałem się, jak udało mu się przekonać moją matkę, aby pomimo swojego młodego wieku właśnie jego zatrudniła. Szybko dostałem odpowiedź, choć również zrozumiałem to dopiero kilka lat później — młodzieniec był po prostu czarujący. Sam do końca nie wiem, co takiego w sobie miał, ale biła od niego przyciągająca aura i aż chciało się być w pobliżu niego.  

Był również bardzo inteligentny i spostrzegawczy. Albo zwyczajnie potrafił czytać w myślach.

— To nie był twój pomysł — stwierdził pewnie, ruchem głowy wskazując na skrzypce, gdy już znaleźliśmy się sami w pokoju. — Nie wyglądasz na przekonanego.

— Skrzypce są nudne — burknąłem, zakładając ręce na piersi. Chłopak zaśmiał się pod nosem.

— Też tak kiedyś myślałem. Ale uwierz, że gdy już nawiążesz z nimi tę wyjątkową więź, staną się bardzo wdzięcznym instrumentem. A z czasem przestaną być dla ciebie tylko instrumentem, a bardzo ważną, nierozerwalną wręcz częścią życia. Oczywiście jeżeli tylko będziesz tego chciał.

Grać pierwsze skrzypce | Sherlock HolmesWhere stories live. Discover now