p r o l o g

4.3K 308 328
                                    

Światła gasną. Panuje ciemność.

Piętnastoletni chłopak stojący przy oknie wpatrywał się w gwiazdy. Na niebie świeciło mnóstwo gwiazd, ale żadna nie świeciła tylko dla niego. Zawsze uważał, że to raczej dobrze. Czasem wierzono, że każda gwiazda to jedna dusza. Z nikim z bliskiej rodziny nie był powiązany jakąś szczególną więzią, co więcej, nikt z nich do tej pory nie odszedł z tego świata, może dlatego na nocnym niebie nie mógł znaleźć tej swojej gwiazdy, która miałaby mu oświetlać drogę. Nie miał także przyjaciół czy też drugiej połowy, jednym słowem był sam. Twierdził, że na miłość jest zbyt młody, a na przyjaźń - nie ma czasu. To nie tak, że przesiaduje przed komputerem kupę czasu i nic innego nie robi. Uczy się sporo i dorabia w wolnym czasie na roznoszeniu ulotek, ponieważ jego rodzice nigdy nie byli jakimiś bogatymi ludźmi. Od zawsze palił się do pomocy i pracy. W przyszłości pragnął być kimś, a nie pijakiem spod sklepu monopolowego.

Dym unosi się w powietrzu.

Brunet wpatrywał się w szarą chmurę dymu. Był zbyt zamyślony, aby zwrócić na nią większą uwagę i dostrzec skąd ona pochodzi. Przelotnie przyglądał się z trzeciego piętra dzielnicy pochłoniętej nocnym mrokiem. Niczego nie kochał tak bardzo, jak kochał ten widok. To głównie dla niego od czasu do czasu zrywał noce, dla obserwacji zazwyczaj nudnego osiedla. Jednak dla niego one było wyjątkowe, to tutaj dorastał i uczył się wszystkich rzeczy, a w nocy było one szczególnie piękne.

Zapach spalin rozpowszechnia się wszędzie.

Do jego nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach. Zaskoczony zaczął rozglądać się wokół siebie oraz wychylać się z okna w celu sprawdzenia skąd ta dziwna woń się ulotnia.

W sąsiednim jednorodzinnym domu temperaturę podnosi ogień.

W niedużym mieszkaniu naprzeciwko w oknach zauważył narastające płomienie. Nastał pożar. Sztywno obserwował sytuację, a na całej dzielnicy wciąż panowała głucha cisza. Czy w domu nikogo nie ma? Nikt nie wybiega. Czy nikt tego nie widzi? Świadkiem tego jest tylko on.

Łukasz ubrał na swoje stopy tylko buty i sprintem opuścił blok. Musi pomóc. Gdy wybiegł na dwór, z owego domu wybiegła także średniego wieku kobieta, która zaczęła przeraźliwie kaszleć. On zaś nie przypominał sobie, żeby ona mieszkała tutaj sama. Zatem podszedł bliżej i przerażony zapytał o to, czy ktoś jeszcze znajduje się w środku. Nigdy nie pomyślałby, że zostanie świadkiem takiej okropnej sytuacji, mimo wszystko bardzo chciał pomóc. Nikt inny nie zjawił się w to miejsce na ratunek, więc był jedyny. Kobieta zbladła na jego pytanie, ale szybko odpowiedziała ze łzami w oczach:

— Mój syn tam został, jest u siebie w pokoju u góry.

Wawrzyniaka zdziwiła ta informacja. Nie pomogła mu? Zapomniała? To niemądre. W każdym razie nie mógł tego tak zostawić. Rzucił się do przodu i nikt go nie powstrzymał, wleciał szybko do domu, który stopniowo ogarniał ogień. W jego żyłach płynęła determinacja, ale starał się utrzymać zdrowy rozsądek. Na korytarzu panowała błoga cisza oraz ciemność, ale kiedy tylko skierował się po schodach na górę, jego ciało ogarnęło ciepło ognia, który rozpowszechniał się w przedpokoju. Było tam tak dużo dymu, że po chwili poczuł duszności. Jednak dzielnie stawiał kolejne kroki, starając się poruszać przy ścianach, aby nie zagubić się w płomieniach. Wszystko działo się zbyt szybko, a jeden zły ruch mógłby skończyć się dla niego koszmarnie. Otworzył na szczęście bez problemów losowe drzwi i okazało się, że były one tymi właściwymi. Tam jednak było gorzej niż w poprzednich pomieszczeniach. Żar chuchnął mu prosto w twarz, a spaliny wtargnęły do płuc ze zdwojoną siłą, przez co musiał mocno odkaszlnąć, przymknąć oczy i dodatkowo zakryć nos dłońmi. Ciekawiło go to, co wywołało tak ogromny pożar. Od razu spostrzegł nieruchomo leżącego małego, na oko dziewięcioletniego blondyna. Miał zamknięte oczy, przez co wyglądał jakby spał, jednak prawda była taka, że po prostu zemdlał. Gdyby tylko został tutaj przez następne kilka lub kilkanaście minut, mógłby skończyć tragicznie. Brunet pośpieszył do niego, omijając wszelkie przedmioty, które wręcz stanęły w płomieniach i szybko wziął jego ciało na ręce. Zdziwił się, gdy tylko zauważył, że chłopiec jest lekki jak piórko, dałby mu maksymalnie dwadzieścia pięć kilogramów. Jak najszybciej tylko mógł dotarł do drzwi, które także powoli obejmował ogień. Czuł się jak w jakimś piekle, było tutaj naprawdę bardzo gorąco i miał wrażenie, że zaraz się udusi. Omijając niską, ledwo żyjącą szafkę, poparzył się w odsłoniętą łydkę, a kiedy wpadł na płonący wieszak z ubraniami, przypiekł sobie prawy policzek. Dodatkowo gdy schodził po schodach poczuł, że zaczyna brakować mu sił. Rozejrzawszy się po otoczeniu zauważył, że już totalnie cały dom zaczyna płonąć. Na myśl o zginięciu w ogniu wraz z tym niewinnym dzieckiem, przeszły go dreszcze, więc czym prędzej przeszedł przez cały korytarz i kopnięciem otworzył płonące drzwi wyjściowe, które wcześniej postanowiły się przymknąć. Wawrzyniaka paliło dosłownie wszystko tak, jakby na każdym skrawku jego skóry znajdowały się płomienie. Ból stawał się praktycznie nie do zniesienia. Kiedy tylko wybiegł na zewnątrz, zauważył jak pod dom podjeżdża karetka oraz wóz strażacki i mimo tego, że wciąż była noc, przed mieszkaniem zaczęli zjawiać się zaciekawieni i jednocześnie przerażeni ludzie mieszkający na tej samej dzielnicy. Cały czerwony opadł na kolana i delikatnie położył jasnowłosego chłopca na bezpieczny trawnik.

Dopiero teraz gdy się przyjrzał małemu, zauważył, że kojarzy go doskonale. Ponieważ w pobliżu prawdopodobnie nie ma dzieci w jego wieku, często pukał do drzwi Wawrzyniaków i pytał czy Łukasz nie chciałby się z nim pobawić. Jednak ten za każdym razem zbywał go i tłumaczył, że niestety ma za dużo nauki i nie ma czasu. Nie miał czasu na spokojny, samotny spacer, a co dopiero na zabawianie dzieci. Czasami tego żałował, bo Marek (ponieważ tak mu się przedstawiał) sprawiał wrażenie miłego i mimo różnicy wieku na pewno by się dogadali.

Wzrok mu się rozmazywał i czuł, że zaczyna mu brakować tchu, ale w dalszym ciągu lustrował twarz blondyna. Wyglądał na takiego niewinnego i delikatnego... od razu skojarzył mu się z białą piwonią. Nigdy nikomu tego nie mówił, ale bardzo fascynował się roślinami i ich symboliką.

Łukasza rodzice zaś uważali go za kogoś silnego i odważnego, kogoś kto mógłby za kimś skoczyć w ogień. Wreszcie te słowa doczekały się swoich argumentów. Te cechy zaś przywłaszczył sobie kaktus...

Niewyraźne wołanie, a potem ciemność.

kaktus i biała piwonia | KxKWhere stories live. Discover now