Wolne żarty!

101 8 24
                                    

Anders musiał przyznać, że mimo wszystko Twierdza Wicehrabiego robiła wrażenie. Na nim w niekoniecznie dobry sposób, ale mag widywał grosze rzeczy... Idąc za Rewaną po głównych schodach przypomniał sobie inny czas, inny zamek, innych towarzyszy. I inną sytuację.

Oczami pamięci w miejscu Hawke stanęła dużo wyższa kobieta w długiej białej sukni. Z nieba poza promieniami słońca lały się płatki kwiatów. Uszy wypełniał wrzask radującego się miasta, a nad ich głowami biły dzwony, potężne jak grzmoty i te mniejsze, łagodne jak psalm. Zbroja błyszczała, kostur stukał, a Pan Skoczysław leżał wygodnie w głębokim kapturze. U boku Andersa równo maszerował Nathaniel Howe, za nim Velanna, Sigrun i Oghren. Na szczycie schodów stały jeszcze trzy postacie dwie kobiety i krasnolud. Anders spojrzał w górę i...

Mało nie stracił jedynek przez upadek na schody.

— Anders! Nic ci nie jest? — Rew już była przy nim. Już patrzył w jej twarz i widział te same szafirowo błękitne oczy co u Sereny.

— N-nic. Zamyśliłem się.

— Pierwszy raz ci się to chyba zdarzyło Blondasku — Varric patrzył na nich z góry kilku schodków wyżej.

— Przypomniało mi się coś... Coś co zdarzyło się dawno temu.

— O ile nie było to wynalezienie pisma to raczej nikogo nie zainteresuje — Varric chyba miał nastrój na żarty.

Rewana jedynie przewróciła oczami i podjęła przerwaną wspinaczkę. Na kolejne rozproszenie Anders sobie nie pozwolił, zwłaszcza, kiedy zobaczył pierwszych templariuszy.

Jeszcze bardziej się spiął widząc samą komtur Meredith. Jedyne co go powstrzymało od odwrócenia się na pięcie i wyjścia z paszczy lwa, była aura... Coś było nie tak. Templariusze prędzej by zabili niż pozwolili, by tak silna energia hulała między kolumnami. A tu? Puszka co dwa metry i nawet nie kichną od drażniącej skórę mocy.

Rewan odczuwała to jeszcze bardziej i naprawdę się cieszyła, że zostawiła Fenrisa w Wisielcu.

Komtur stała w głównym holu rozmawiając z wysokim, blondwłosym mężczyzną w zbroi... Lecz to nie on był źródłem aury.

— Niech zgadnę. To twoja ostateczne odpowiedź...? — obcy wydawał się ostro znudzony.

— Trzech magów zbiegło do Fereldenu, a ty się wtrącasz i ich bronisz, jakbyś miał do tego prawo. Jakiej odpowiedzi oczekujecie... Wasza Wysokość?

Anders poczuł delikatne pulsowanie wewnątrz czaszki. Przyjrzał się uważnie rozmówcy komtur i... Dojrzał kogoś, kogo się nie spodziewał.

— Miło byłoby usłyszeć "może".

— "Może" to nie dla mnie. Stawiam czoła bezlitosnym faktom. Ty też powinieneś. Może gdy Ferelden następnym razem będzie wybierać króla, będzie to taki, który poważnie potraktuje obowiązki wobec Stwórcy.

Skończywszy swój jakże poważny wywód komtur oddaliła się czym prędzej, rzucają jakby zaniepokojone spojrzenia na boki... Co mogło niepokoić tą nadętą prukwę?

— No... To było niezręczne — mężczyzna podrapał się w kark.

— Tak wygląda gościnność Kirkwall według Meredith.

Rewan jak zawsze musiała błysnąć swą bezczelnością.

— Naprawdę? A więc brutalność musi zdzierać skórę z twarzy.

— Oto Czemionka Kirkwall. — Zza byłego rozmówcy komtur wyłonił się drugi jegomość. Szczupły o lekko rdzawej czuprynie, ubrany w wysokiej jakości sukno.

[DA] Wolne żarty!Where stories live. Discover now