4.Zrozumieć, że jesteśmy warci siebie

366 29 2
                                    

 

Przez przyjaźń rozumiemy największą miłość, największą uczynność, najszlachetniejsze cierpienie, najsurowszą prawdę, najserdeczniejszą radę i największe zjednoczenie umysłów, do jakiego zdolni są najlepsi mężczyźni i kobiety.

Jeremy Taylor

________________________________________________

Po prawej stronie gif.

4.Zrozumieć, że jesteśmy warci siebie

 ~Agnes~


Leże na zimnym łóżku w pokoju Sebastiana, spoglądając za okno na jaskrawe promienie słońca. Nadal zmarznięta przecierałam swoje oczy ze zmęczenia. Przepłakując cala noc nie pozwoliłam sobie samej na choćby odrobinę snu. Przerażenie okrywało płachtą mój umysł. Czułam się bezsilna. Przepełniona smutkiem, zamykałam się sama w sobie. Znów bez nadziei. I znów bez szans na szczęście. Ukrywam się przed cierpieniem, tak jakbym nie miała sił dalej żyć. Tak jakbym straciła wiarę by dalej iść. Nikt nie pyta i nikt nie odpowiada. Teraz w tej chwili jestem sama. Czuje się jakby przerażenie przełykało moje wnętrzności od środka. Tak jakby nic mi nie zostało. Wszystkie cierpienia, wszystkie krzywdy przelewają się na moja rodzinne, a ja czuje się bezsilna. Nie poznaje siebie. Nie walczę. Nie szukam rozlewu krwi. Czy już odebrano mi wszystko?  Słysząc ciche skrzypienie otwieranych drzwi, zwróciłam swój zmęczony wzrok ku wpadającemu do pomieszczenia światłu. Ciężkie kroki odbijały się o drewniana podłogę, zagłuszając panująca w pokoju cisze. Spojrzałam głęboko w oczy mojego gościa z lekkim zakłopotaniem usiadłam na skraju łóżka,  okrywając się cienkim materiałem koca.
-Sebastian,  prosiłbym przyniósł ci cos do picia- odchrząknął chłopak oddając mi ciepły kubek herbaty.
Blond włosy chłopaka opadały delikatnie na jego oczy, zasłaniając barwę jego tęczówek. Odbierając od niego kubek przelotnie dotknęłam jego zimnej dłoni. Chłopak wyglądał na niewiele młodszego ode mnie. Jego rysy twarzy były delikatne i nadal chłopięce. Wyglądał, co najmniej w wieku Simona. Popijając powoli ciepła herbatę, syknęłam z bólu. Ciepła ciecz przepływała przez moje ciało, powodując, że drżenie ustępowało. Czując się o wiele lepiej znów zwróciłam wzrok ku chłopakowi z lekka dezaprobata uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Dziękuje, jest pyszna.
Chłopak nie odpowiadając, podszedł delikatnie bliżej łózka, po czym zawiesił wzrok na moim spojrzeniu.
-Posłuchaj chciałbym cię przeprosić.
-Za co?- Zapytałam zaskoczona odrywając się od picia gorącej herbaty.
Oczy chłopaka przemierzały wzdłuż pokoju tak jakby chciały zawiesić,  na czym godnym uwagi, swój wzrok. Jego głos drżał, a ręce zaciskały się powodując,  że jego kłykcie powoli traciły swoja barwę. Ten obraz uświadomił mi, kim jest naprawdę Lare. Jest chłopakiem, który tak samo, jak ja skrywa w sobie wiele tajemnic i tak samo, jak ja próbuje się mnie wyzbyć. Uświadamiając sobie to z przerażeniem stwierdziłam fakt,  ze samo przyjście do tego pokoju musiało go wiele kosztować. Ze samo spojrzenie w moje oczy musiały kosztować go mnóstwa odwagi. Takiej, której może nawet ja kiedyś nie posiadałam.
- Powinienem najpierw dokładnie przemyśleć cala sytuacje i nie pokazywać ci się od razu na oczy. To był dla ciebie pewnie spory szok, dlatego tak bardzo jest mi za siebie wstyd. Doprowadziłem cię do płaczu, powinienem porządnie się zastanowić nad tym, co robię. Przepraszam- chłopak zawiesił swoja głowę, pocierając nerwowo kark.
Widząc słaby błysk w jego czach, który roztaczał w jego oczach rozpacz. Osunęłam się z łóżka i wstając na nogi zamknęłam go w swoich ramionach. Musiałam przestań go obwiniać. Musiałam przestań ich porównywać. I mimo że już w tej krótkiej chwili, tak bardzo widząc go wracałam myślami do Simona. Musiałam się przed tym powstrzymać. Musiałam pozwolić zaufać się samej sobie. Zacisnęłam mocniej ramiona na chłopaku, powodując, że otępiały zdziwieniem Lary odwzajemnił uścisk. Czułam jak jego ciężki oddech gładził moja skore powoli uspakajać tępo swojego serca. Pozwalając oddać się tej chwili.
-Wiesz sadze,  że ja powinnam cię przeprosić. Byłam bardzo przywiązana do Simona, to on, jako pierwszy po Simonie dał mi odrobinę akceptacji. Tracąc go czuje jakbym sama sobie odebrałam cząstkę siebie. Nie powinnam cię obwiniać. Nie powinnam szukać w nim i tobie żadnych podobieństw. Ponieważ nie jesteście ta sama osoba. Nie mam prawa cię oceniać, bo cię nie znam, ale nie mam tez prawa cię zmieniać, ponieważ każdy z nas powinien być tym, kim chce być. I sadze,  że oboje wiemy, o co w tym wszystkim chodzi. To ze Simon opuścił dom jest wyłącznie moja wina. Chce, żebyśmy zaczęli wszystko od nowa. Chce, żebyśmy dali sobie druga szanse.
Chłopak spojrzał na mnie i otworzył usta tak jakby chciał cos powiedzieć,  jednak zamiast to zrobić zakrył swoja twarz rękoma. Widząc go teraz uświadamiam sobie, czemu nie jestem wstanie dalej walczyć. Czemu ciągle czuje przerażenie? To prawda nie jestem już tamtą Agnes. Nie krzywdzę i nie walczę. Teraz mam, dla kogo czuć i choć czuje przerażenie nie przestaje wierzyć. Bo jestem w stanie się poświecić na rzecz czegoś lepszego. Bo jestem wstanie pojąc, kim jestem i czym mogę się stać.        -Wiec jak masz na imię?
-Lare… jestem Lare Teminson...- Powiedział chłopak zwracając swoja twarz znów ku mnie
-Wiec Lare, mam nadzieje, że zaczniemy wszystko od nowa.

Od początku.

Nowego początku.


                ~Calestia~               

Leżałam na mokrej trawie przyglądając się kłębiącym się na niebie chmurom. Dla mnie życie toczyło się powoli bez pospiechu. Tkwiłam w jednym miejscu, nie pozwalając sobie na odrobinę swobody. Czułam jakbym cala dawna „ja” gdzieś ulatywała. Cały rok spędziłam włócząc się za bada głupców przemierzają równiny lasów. Tak jak szczury. Ukrywamy się w kątkach. Uciekamy przed nieznanym. Z dnia na dzień przerażała mnie ta rzeczywistość. Z dnia na dzień, coraz bardziej męczyłam się ta ciągła rutyna. Ciągła ucieczką. Myślałam że moje życie będzie wyglądało inaczej. Moje dotychczasowe życie toczyło się w równomiernym tępię. Wokół rodziny. Blisko Erica. Teraz wszystko nabierało dla mnie innego sensu. Nie miałam rodziny, nie miałam przy sobie bliskich. Byłam na wyłączność ze sama sobą. Przez pewien czas żyłam z przekonaniem że zostanę uratowana. Że będę miała jeszcze jedna szanse, na rozpoczęcie swojego życia. Ale jednak się myliłam. Teraz musiałam się trzymać od całej mojej przeszłości z daleka. Musiałam trzyma się od dawnej siebie, na odległość. Słysząc ciche kroki przedzierające się przez cisze, zmrużyłam swoje oczy, spoglądając na dobrze obeznana mi sylwetkę osoby
-Chyba wspominałem ci cos o samotnych wycieczkach- ochrypły glos rozniósł się po lesie, powodując u mnie drżenie na całym ciele.
Nie nawiedziłam tego uczucia. Działo się to zawsze, gdy miałam „przyjemność” z nim rozmawiać. Chris trzymał mnie już przy sobie do roku i jak widać chyba nie miał zamiaru puścić. Codziennie nawiedzał mnie brzydząc mi dookoła otaczający mnie świat.
-Sadzisz że posłuchałabym twoich rada. Szczególnie niemyślącego faceta, który wędruje wokół Virginii już od ponad roku- odpowiedziałam podnosząc się na swoich łokciach
-A ja nie wierze ze ty nadal czepiasz się mojego charakteru. Jestem, jaki jestem i nic tego nie zmieni pogódź się z tym- odpowiedział czepialsko chłopak kładąc się koło mnie na ziemi.
Może Chris miał racje. Może powinnam przestać drążyć ten temat. Przecież nic dla mnie nie znaczył. Przetrzymywał mnie wbrew mojej woli. Był człowiekiem, dla którego nie miałam miejsca w swoim sercu. Który nie miał dla mnie znaczenia? Bo tak właśnie było, prawda?
-A, co z Agnes?
-A, co by miało z nią być… Powiedział chłopak, spoglądając na mnie zaciekawieniem
-No nie wiem znacie się podobno od małego, tak mi mówiła ta twoja Sky. Sądziłam że jesteście ze sobą, a jak na razie to stoicie po przeciwnych stronach. - Mruknęłam z powrotem wracając do pozycji leżącej.
-Czyżbyś była o mnie zazdrosna? Nie myślałem że ukrywasz w sobie taka pociągając osobowość. Sądziłem że jesteś oddana swojemu Ericowi.
-Bo jestem a ciebie nie powinno to obchodzić.
Nagle poczułam jak ciężkie ciało przygniatało mnie do zimnego podłoża. Chris leżał na mnie blokując ruchy moich rak. Czując jak powoli traciłam swój oddech, zaparłam się rękami o ramiona Chrisa, przywierając do niego. Nie chciałam da mu za wygrana, ale nie chciałam tez stracić przy nim przytomności. Leżąc w krótkiej chwili w paraliżowanej pozycji, zdałam sobie sprawę ze Chris miał racje. Ostatnio zbyt często zadzierałam wobec niego nosa i zbyt często odparzałam się takimi samymi e=wrednymi odzywkami. Nie powinnam być wobec niego taka ufna i taka otwarta. Nie mogłam przecież być dla niego jak przyjaciel.
-Zejdź zemnie chce wrócić do obozu. Zejdź słyszysz- krzyczałam i rzucałam nogami z całych sil, próbując wyswobodzić się z uścisku.
-Eh zawsze musisz psuć taka mila atmosferę, choć raz mogłabyś się ponieść pragnieniom
-Twoje, a moje pragnienia to w ogóle inna fantazja rozumiesz.
Przez chwile utrzymywaliśmy się w swoich spojrzeniach, po czym ze zrezygnowaniem Chris zeszedł ze mnie i uwolnił mnie spod uścisku swojego ciężarku. Odetchnęłam z ulga i poprawiając swoje ubrania wróciłam ponownie do pozycji leżącej.
-Wiesz niech ci będzie,  dziś ci odpuszczę. Tylko pamiętaj nie próbuj uciekać. Wiesz jak to może się z kończyć, prawda?
Tak jak powiedział Chris zostawił mnie samą. Zniknął za kłębami drzew zostawiając mnie sama. Sama z duszącymi się w moimi umyśle myślami.

Przerażeniami, które mogły spotkać moich najbliższych.

Strachem, który utrzymywał się w moim sercu.

Wolf's rain:DesireDonde viven las historias. Descúbrelo ahora