sześćdziesiąt sześć

421 38 8
                                    

J I S U N G

Cała nasza siódemka wysiadła z małego autobusu tłukąc się przy tym  niemiłosiernie.

Chenle w rękach trzymał dwie olbrzymie walizki (szczerze wolę nie wiedzieć co się w nich znajduje) które mieściły się ladwo w drzwiach.
Markhyucki natomiast przepychały się rzucając w swoją stronę najróżniejsze przezwiska.
Jak zawsze spokojny Renjun po prostu odłożył swoje bagaże na przystanku od razu pisząc do swojego księcia, że jest na miejscu.
Jaemin prawie krzyczał z ekscytacji, był niemal gotów skakać ze szczęścia. Uniemożliwiała mu to ręka Jeno która mocno trzymała go przy ziemi.

Znajdowaliśmy się teraz w naprawdę cudownym miejscu. Tuż przed nami stał berliński park przykryty kolorowymi kwiatami.
Drzewa rosły blisko siebie tworząc jasnozielony dach chroniący przed deszczem.

- Elo dzbany, ja spadam -krzyknąłem do paczki przyjaciół która jeszcze nie była w pełni ogarnięta.
Słyszałem za sobą jedynie lamentowanie różowo-włosego które brzmiało coś w stylu "bachorze, nie dostaniesz obiadu, wracaj natychmiast!".
Kompletnie nie przejąłem się jego pogruszkami, tylko przyśpieszyłem ciągnąc za sobą walizkę na kółkach która pod wpływem szybkiej jazdy zgubiła jedno z nich.
Byłem już na bezpiecznym chodniku w przeciwieństwie do mojej małej zguby, leżała sobie spokojnie na samym środku przejścia gdy ja toczyłem prawdziwą walkę w swoich myślach o to czy się po nią wrócić!

- Cholera! -wrzasnąłem

-Jisung, słownictwo! -usłyszałem głos Jaemina tłumiony przez poruszające się pojazdy.

Chenle nieumiejętnie wbiegł na jezdnię ze swoimi rzeczami potykając się o swoje krzywe nogi. Światło dla pieszych zmieniało się na czerwone a ja zamknąłem oczy bojąc się, że coś mu się stanie.
Z drugiej strony drogi poruszał się jedynie stary dziad na jakimś złomie który w żadnym stopniu nie przypominał skutera.
Delfin schylił się po kółko unosząc je w górze niczym złote trofeum.
Rzucił je w moją stronę, podbiegając. Niestety zguba nie trafiła do mnie, tylko uderzyła tego starca który w szoku przez nagły atak stracił kontrolę nad maszyną i z przerażeniem wylądował na trawniku który był tuż przed parkiem.

- Co ty robisz?! -z zażenowania schowałem głowę w rozłożone ręce.

- A ty? Musiałem biec z tym -pokazał palcem na swój ekwipunek. - Aby złapać twoje kółko!

- Chciałem sobie tylko popatrzeć! -wskazałem na miejsce za naszymi plecami.

- Ale z Ciebie dzieckooo -powiedział, wkurzając mnie.

- Patrz, tam jest! -schylił się podając mi kółko. Odpowiedziałem jedynie ciche dziękuję.

- Dobra, chodź bo Nana nas zje -zaśmiałem się cicho chwytając starszego za rękę.

-Chyba żartujesz! Już do niego napisałem, że zostajemy dłużej.

- Eh...no dobra.

Tak naprawdę bardzo cieszyłem się z tego, że będę mógł z nim spędzić trochę więcej czasu.
Szliśmy w przyjemnej ciszy co chwilę oglądając się w różne strony niemagąc nacieszyć się widokiem tylu ślicznych roślin na tle czysto błękitnego nieba.

W tej chwili nie zawracałem sobie głowy, że prawdopodobnie wyglądam jak idiota, bo kto chodzi z walizką do parku na spacer?

Kawałek dalej radosne dzieci bawiły się rzucając w swoją stronę balony napełnione wodą. Przypomniała mi się wtedy niezręczna sytuacja, gdy wybrałem się z Chenle na frytki.

C H E N L E

Szłem sobie spokojnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Dzisiaj miał się odbyć koncert Red Velvet. Czyli w sumie jedno z najważniejszych wydarzeń w moim życiu.
Nie wiem, czy bardziej cieszyłem się faktem zobaczenia idolek na żywo czy wyznaniem uczuć mojemu kilkuletniemu przyjacielowi.
Byłem delikatnie poddenerwowany bo nie miałem pojęcia jak na tą informację zareaguje Jisung.
Sytuacje z przed kilku miesięcy dały mi do myślenia, jak bardzo głupi byłem i teraz mam zamiar naprawić swój błąd.

NCT DREAM • chatWhere stories live. Discover now