5.

230 29 17
                                    

Dysząc ciężko, Ferith zatrzasnął za sobą drzwi sypialni. Choć pomieszczenie było równie duże, co chatka, w której zamieszkał z matką po tym, gdy stracili kuźnię ojca, czuł się osaczony. Równie dobrze ściany mogłyby zamykać się coraz ciaśniej dookoła niego, więzić go i trzymać w zamknięciu aż po niechybnie tragiczny koniec. Czuł się jak zwierzę, które wpadło w sidła; jedyne, co mu zostało, to miotać się, rzucać, warczeć i wyć.

Nie mógł zrobić nic, by uciec przed Ravanisem. A w głębi serca, tak, musiał w końcu się z tym pogodzić, wcale nie chciał uciekać. To dziwne zniewolenie wydawało się czymś fascynującym, jakby było niepowtarzalną obietnicą spełnienia, którego nie zaznałby nigdzie indziej ani z rąk nikogo innego.

Nie tylko odarł księcia z maski, ale i naruszył dotykiem nieskazitelną świątynię jego ciała. Owszem, mógł próbować wmówić sobie, że robił to z nienawiści do Merellien albo dlatego, że zupełnie niewinnie chciał pomóc Ravanisowi w kąpieli. Jego ofiara jednak ani przez chwilę nie miała wątpliwości, co takiego zrodziło się między nimi w tamtej zdającej się trwać wieczność chwili. Obaj zachowywali się jak zahipnotyzowani, jak zmuszeni do tańca przez dziką muzykę pierwotnego i przewrotnego erotyzmu. Ferith panował nad Ravanisem głowami i gestami niemal tak samo, jak Ravanis zniewalał Feritha spojrzeniami i dotykiem.

A jednak choć Ravanis zaznał spełnienia, ufnie, pokornie i z pewną dozą naiwnej beztroski, Ferith zdawał sobie sprawę z tego, że jemu nie wolno było poddać się urokom wzajemnej bliskości. Wiedział, że Merellien czekała na jego potknięcie, na dowolny przejaw słabości. Nie mógł dać jej tej satysfakcji. Nie mógł pozwolić sobie na...

...oddech Ravanisa na jego skórze, delikatne muśnięcia palców, słodkie westchnienia, usta jak pąki rozchylone w niemym błaganiu o pocałunek, oczy otwarte szeroko, a zarazem zupełnie ślepe, odurzone przeciągającym się niemal w nieskończoność orgazmem...

Dlaczego? Dlaczego Ravanis reagował na wszystko, co robił z nim Ferith, jakby nigdy przedtem nie zaznał wspanialszej pieszczoty? Były kowal nie szczędził mu przecież ostrych słów, nie wahał się też przed zadaniem mu bólu. A mimo to książę wydawał się nie tylko szczęśliwy, ale i gotowy odwdzięczyć się Ferithowi za każdy przynoszący ekstazę dotyk.

I chociaż Ferith nieustannie upominał się, że nie wolno mu było zwracać uwagi na niewerbalne zaproszenia księcia, jego ciało najwyraźniej nie miało zamiaru słuchać zdrowego rozsądku. Rozpalony, drżący i zbyt wrażliwy, by pozwolić sobie na choćby najdelikatniejsze muśnięcie, ostrożnie usiadł na skraju łóżka. Powinien czym prędzej wyciszyć się i zasnąć, bo przecież rano czekała go kolejna potyczka z Merellien, tym razem zapewne zdecydowanie bardziej ryzykowna. Teraz przecież królowa będzie atakować ich ze świadomością, że poprzedniego wieczora ponieśli klęskę – a zatem coraz bliższe miało być jej zwycięstwo nad Ferithem.

To wszystko nie było jednak takie proste. Za każdym razem, gdy zamykał oczy na nieco dłużej, widział pod powiekami Ravanisa przyobleczonego jedynie w słodką uległość, gotowego korzyć się przed nim, na kolanach błagać o brutalne nagrody i pieszczotliwe kary. Czy tak właśnie bawili się książęta? Czy znudzona życiem arystokracja w taki sposób uprawiała miłość? Ferith nie raz miał okazję słyszeć o nieco bardziej agresywnych grach wstępnych, parokrotnie miał nawet wątpliwą przyjemność dostać zaproszenie do wzięcia w nich udziału. Za każdym razem odmawiał, zniesmaczony myślą, że mógłby czerpać przyjemność ze sponiewierania ukochanej osoby. Podobne rozrywki wydawały mu się zaprzeczeniem miłości.

Doskonale jednak pasowały do tego, co czuł do Ravanisa. Czy go nienawidził? Nie, zdecydowanie nie. Nienawidził natomiast wszystkiego, co reprezentował sobą książę jako królewski syn. Czy go kochał? Och, nie, z pewnością tak by tego nie nazwał. Okłamałby jednak sam siebie, gdyby stwierdził, że nie odczuwał dziwnej słabości w stosunku do Ravanisa. I to wszystko sprawiało, że z przerażającą łatwością mógł wyobrazić sobie ich obu w relacji zbudowanej na fundamencie z przemocy, seksualnej frustracji i kontrolowanej agresji.

Po drugiej stronie maskiDonde viven las historias. Descúbrelo ahora