Początek.

78 11 9
                                    

LILITH

- No już zdmuchnij świeczki Lily! - pospieszała mnie mama. To były moje szesnaste urodziny. Mama zaplanowała je tak doskonale, że sama jestem nadal w szoku. Chwilę później zdmuchnęłam świeczki.

- I co sobie pomyślałaś?!

- Mamo, nie można życzeń mówić na głos! - skarciłam ją, sama mi to mówiła co roku. 

Zabawa była świetna. Był jeden z piękniejszych, słonecznych dni, dlatego mogliśmy zrobić urodziny na podwórku. Była mama, tata, brat i oczywiście moi znajomi. Byłam w szoku, ile dostałam prezentów, ile zobaczyłam tego dnia szczęśliwych buziek. To był najlepszy prezent, uśmiechy ich wszystkich. Tak bardzo kochałam tych wszystkich ludzi, ich entuzjazm przenosił się na mnie i energicznie wszyscy razem tańczyliśmy czy śpiewaliśmy. Dzień minął niesamowicie szybko i tak bardzo nie chciałam żeby się kończył, cóż, co piękne nigdy nie trwa wiecznie, prawda? 

Kiedy nastał wieczór i wszyscy już poszli marzyłam tylko o tym, żeby położyć się do łóżka, byłam wykończona tym dniem, jednak niczego nie żałuję! Wdrapując się leniwie na łóżko uderzyłam się w kostkę, jestem ślamazarą, tak przy okazji!

DANTE 

Moja kostka. Boli. 

LILITH

Poczułam dziwne mrowienie, niżeli ból. To było dziwne. Jakbym ten ból z kimś dzieliła. Pewnie zaczynałam już majaczyć ze zmęczenia. 

Budzik zadzwonił o jedenastej. Nie miałam ochoty wychodzić z łóżka, w ogóle do ludzi. Nie miałam ochoty na nic. Czułam się pusta, zbyt lekka, otumaniona. Uznałam, że to pewnie przez urodziny, wykończyły mnie, ale żeby aż tak? Zeszłam na dół na gotowe śniadanie. Pachniało bekonem i tostami. Czułam też już z daleka, że mama wycisnęła sama sok z pomarańczy. Schodziłam mozolnie po schodach moje ciało i umysł nie chciało tam być. Przekraczając próg już widziałam jak wszyscy się uśmiechają i cieszą nowym pięknym wiosennym dniem. 

- Dzień Dobry mała królewno! - przywitał mnie ojciec i posłał do tego gorący uśmiech. Odwzajemniłam go, jednak.. Patrząc na tych wszystkich ludzi nie wiedziałam co do nich czuję. Coś  było nie halo.  Pomimo tego, cały czas usprawiedliwiałam to wczorajszym przyjęciem, zmęczeniem czy czymkolwiek podobnym. 

- Ała! Moja głowa! - krzyknęłam. 

DANTE

Cholerne szafki, muszę bardziej na nie uważać. Albo po prostu zamykać drzwiczki jak wyciągam płatki.

LILITH 

- Co się stało córeczko? - mama była bardzo opiekuńczą osobą, nawet za bardzo, można powiedzieć. 

- Po prostu nagle zabolała mnie tak głowa jakby ktoś mi mocno przyłożył. 

- Ojej, moje biedactwo, chcesz tabletkę albo zimny okład? 

- Nie dziękuję, wolałabym śniadanie. 

Poranek przebiegł w typowej atmosferze szczęśliwej rodziny. Śmiech, pogaduszki, żarty, nawet obgadywanie niektórych krewnych. Ja czułam jakby kawałek mnie odszedł, nie chciał wrócić. Sama nie wiem jak to opisać. Jedzenia prawie, że nie tknęłam nie miałam na nie ochoty. Wydawało się być niesmaczne, nawet zapach przyprawiał mnie o mdłości. Kiedy dotarłam z powrotem do pokoju po kilkakrotnych pytaniach mojej mamy czy wszystko jest dobrze, otworzyłam laptopa. Zaczęłam wstukiwać w internet objawy tego jak się czuję, ale za każdym razem wychodziło, że mam kaca (nie piłam, żeby to było jasne, chyba, że sok się liczy) albo, że mam raka. Więc internet raczej mi zbyt wiele nie pomógł. 

Przez resztę dnia kłębiłam się w łóżku oglądając moje piękne i jak zawsze ciekawe ściany bądź sufit. Pomimo tego, że ściany milczą miałam nadzieje, że one mi coś powiedzą. 

DANTE 

Kolejny monotonny dzień. 

Który to już miesiąc? Trzeci? 

Wystarczyło by, żebym policzył od szesnastych urodzin.

Stwórzmy całość.Where stories live. Discover now