good mothers

244 25 1
                                    

Jakoś dziwnie nie mogę dopuścić do siebie myśli, że to ostatni egzamin w tym roku. Ostatni piątek, ostatni dzwonek. Nazajutrz wielki bal, a potem jeszcze luźny tydzień i rozdanie świadectw. I nic więcej. Żadnych nadziei, żadnych złudzeń.

Wychodzimy ze szkoły z Harrym w posępnych nastrojach, choć gdy zadzwonił dzwonek, niemal każdy miał na twarzy ten cień ulgi, chwilową radość. Sporo osób zatrzymuje się na placu, rozmawiając i planując jutrzejszy dzień. Dookoła nas przewijają się różnorakie słowa, począwszy od: makijaż, fryzjer, sukienka, koszula, samochód rodziców, a skończywszy na czymś bardziej zakazanym na terenie szkoły: alkohol, zioło, seks.

Harry prycha, kiedy znajdujemy się poza terenem college'u, ale ja tego nie komentuję. To się po prostu dzieje, wszędzie. Może nie ma tego w naszym życiu, może nam się wydaje, że jesteśmy inni, lepsi, dobrzy, ale zawsze znajdzie się jakaś drzazga w naszych sumieniach, jakaś osoba, która spędza nam sen z powiek, albo używka, która pozwala zapomnieć o codzienności i zrelaksować zestresowane ciało. Nikt nie jest idealny. Wszyscy jesteśmy spaprani przez system, przez jakieś utarte schematy jak powinno wyglądać życie normalnego nastolatka. W tym wszystkim są ci silni, którzy znoszą presję, i ci słabi, którzy bez efektów biegną z językiem na brodzie za lepszymi.

I nie ma w nim miejsca na takich jak Josh. Nie ma w nim miejsca na depresję, na samotne wieczory w pokoju ani na tajemnicze znajomości bez pokazywania światu, jak plączą się wasze języki. Lepiej to wszystko chować i udawać, że to nie istnieje. Że jesteśmy normalni.

– Idziesz na bal? Patricia też? – Głos Harry'ego jest zachrypnięty, jakby trzymał te słowa w gardle od kilku dni.

– Tak, idziemy razem. A ty jednak się nie wybierasz?

– Sam nie wiem. Może przyjdę na chwilę. Poudaję, że dobrze się bawię.

Prycham delikatnie śmiechem, lekko przytłoczona nostalgią w spojrzeniu chłopaka. Nie pasuje do błękitu nieba, lekkiego wiatru, który otula nasze twarze, gdy przeciskamy się na ciasnym chodniku wśród setki ludzi. Nagle mam ochotę być normalna, cieszyć się jutrem, czuć podekscytowanie, nie mieć problemów.

– Oj, Harry. Skąd wiesz, że nie będziesz się dobrze bawił? – Szturcham go w ramię, a potem obracam przy latarni, na co on reaguje spojrzeniem pełnym politowania. – Będziemy prosić DJ-a o nasze ulubione kawałki i skakać w ich rytm do utraty tchu. Wcale nie musimy udawać. Naprawdę możemy się dobrze bawić.

– Skąd w tobie ten nagły entuzjazm? – pyta podniesionym głosem, bo nieco go wyprzedziłam tym tanecznym krokiem.

Wzruszam ramionami, uśmiechając się szeroko.

– Nie wiem, chyba po prostu właśnie stwierdziłam, że wszystko mi jedno. A poza tym – dodaję, uciekając od sensu tamtych słów – zawsze wyobrażałam sobie, że w innym życiu jestem wariatką, która wraca na boso po szkolnej imprezie ze szpilkami w rękach. Prawie jak wtedy, gdy całą drogę rozmawialiśmy o niczym i spotkaliśmy Cloe, Zacka i Różową Grzywkę. Oczywiście wszystko szło idealnie, dopóki ich nie spotkaliśmy. Ale jutro nie musimy na nich zwracać uwagi. Tylko dobrze się bawić. Zanotuj to w swojej mądrej głowie, Harry.

– Zgoda, w takim razie postaram się być twoim przyjacielem z innego życia. Mam tylko nadzieję, że w tym innym życiu Patricia jest zakochana w kimś innym.

Wzdycham ciężko i kiwam głową ze śmiechem. Wierzę, że ten dzień nie będzie najgorszy. Mimo tylu złych wydarzeń i niepewności, naprawdę wierzę, że to będzie dobre zakończenie.

•••

Wchodzę do domu, podśpiewując pod nosem Ariane Grande i jej No tears left to cr. Myślę, że mieszkanie obok siebie nie jest żadną tragedią, skoro i tak zbyt często się nie widujemy. Unikanie siebie wcale nie jest tak trudne. A może wkrótce zmienimy mieszkanie? Tym razem pewnie nie miałabym matce tego za złe. Zatrzymuję się w połowie schodów, kiedy słyszę jej wołanie.

piąta ranoWhere stories live. Discover now