Drodzy. XD
Witam Was w progach mojego najświeższego dzieła, requesta dla Charlie, która napisała na moją rozpaczliwą prośbę rzecz o Sasorim-wykładowcy na lekarskim (polecam, 2000 na 10). W ten sposób, widoczny pod spodem, się odwdzięczam.
Jednocześnie informuję, że jeśli ktoś czuje się na siłach i ma ochotę, to można do mnie pisać o takie wymianki. :D Jest kupa śmiechu, to na pewno.
Tymczasem zostawiam Was już z tekstem, który prawie mnie fizycznie zabił, albowiem krztusiłam się, pisząc.
Nie pijcie może, czy coś? W każdym razie nie w trakcie. xDDDDD
Czuję, że Wasze reakcje będą czystym złotem.
Z miłością wszelaką.
Zapnijcie pasy i enjoy~!♥♥♥
__________________________
Tokio.
Piątek wieczorem przed przerwą studencką, wieńczącą potworne ciągi sesyjnych zaliczeń. Właściwie, to już noc. Druga w nocy.
Zaparkowałem ostrożnie samochód pomiędzy klombami róż, obrastających teren parku, i wyszedłem ze środka, by krytycznym okiem ocenić moje manewrowe dzieło. Rzecz jasna, na zakazie, ale gdzie miałem zostawić to ustrojstwo o tej porze w centrum imprezowego kręgu piekieł?!
Zmrużyłem oczy, kalkulując szanse, że ptak z drzewa zaraz nasra mi na maskę. Pojazd był bowiem nowy, pachnący wręcz świeżością i zakupiony samemu sobie za oszczędności życia tuż po zdaniu egzaminu na prawo jazdy. Znaczy, dwa dni wcześniej. Moja obsesja była zatem absolutnie na miejscu.
Wyjąłem z kieszeni telefon, krzywiąc się na samą myśl o czekającym mnie procederze. Dwa nieodebrane połączenia wisiały już od paru minut, wcisnąłem więc zieloną słuchawkę i, mając świadomość bliskiego kresu opanowania, przystawiłem aparat do ucha. Parę głuchych sygnałów odbiło się echem po mojej czaszce.
- ...alo? Chdzie jezdś? - Usłyszałem dobrze mi znany, patologicznie okraszony etanolem głos. - Boa tu szecham.
- Tu, to jest gdzie? - spytałem, masując czoło. - Może konkretniej?
- Jes mur - dowiedziałem się.
- Mur - powtórzyłem ze stoickim spokojem.
- No tachi mureszeh - odparł.
- Przed wejściem czy z tyłu?
- Wyśsiem.
Westchnąłem ciężko, poinstruowałem mego najdroższego współlokatora, aby nie ruszał odwłoku nawet na centymetr, i począłem poszukiwać jego jestestwa.
Klub był duży. Okrążyłem drżący w posadach budynek, robiąc wszystko, by nie zetknąć się bliżej z ciągnącym z niego lub do środka motłochem. W końcu przebiłem się do miejsca, z którego widok obejmował wyjściowe wrota tego gniazda odchyleń umysłowych. Był, faktycznie, murek. Na nim siedział on. Choć "siedział" określało ów stan dalece na wyrost.
- Jezu, Hidan, coś ty ze sobą zrobił - jęknąłem boleśnie, podchodząc do jego ulegających grawitacji zwłok. - Znowu chlałeś na umór?
- Nie chciaem - wyrzucił z siebie ponuro, zapatrzony w ziemię pod stopami. - Wybasz mi.
- Osłabiasz mnie, przysięgam. - Spojrzałem błagalnie w niebo, oczekując psychicznego wsparcia. - Chodź, idziemy. Chce ci się rzygać?
Pokręcił przecząco głową.
أنت تقرأ
Punkty Karne |SasoDei|
FanfictionJakie konsekwencje niesie ze sobą łamanie przepisów drogowych? Czy żołądek Hidana jest odporny na presję? Dlaczego rudy i granat pasują do siebie jak wódka do sobotniej nocy? Jeśli masz ochotę odkryć powyższe tajemnice, zapraszam do lektury moralneg...