PROLOG

80 2 2
                                    

cz.1

Ciemność...Nie, chwila... Coś tu jest... Daleko. Poza zasięgiem ręki, biała,świecąca kropka. Gdy robię krok do przodu oddala się, zrobiłem jeszcze jeden – zniknęła. Rozejrzałem się zdezorientowany.Obróciłem się. Znowu. Teraz przede mną jest kolejne światełko.Ponownie podszedłem, równo pięć kroków w jego stronę, ten też zgasł. Potem znowu i znowu – sytuacja się zapętla: jest przede mną, podchodzę – znika. Rozglądam się – jest przede mną,podchodzę -znika i znowu jest przede mną. I tak w kółko, bez końca.

Wszystkie kropki nagle zaczęły pojawiać się i znikać w zastraszającą szybkością. Wydało, się że są coraz bliżej – ze wszystkich stron.

Gwałtownie otworzyłem oczy, łapczywie łapiąc powietrze, jakbym nigdy już gonie mógł dostać. Powoli podniosłem się do siadu i złapałem za bolącą głowę. Dziwny był ten sen. o co w nim chodziło?Chwila... o czym ja śniłem? Nie pamiętam...

Rozejrzałem się powoli po pomieszczeniu: był to dużych rozmiarów pokój,ściany były pomalowane na biało – trochę to dziwne... taka farba jest teraz warta majątek! Nie było tu okien, jedynym źródłem światła była niewielka lampa oliwna, stojąca na drewnianej komódce, obok mojego łóżka, na środku pomieszczenia.Pod ścianą, po lewej stało krzesło, a na nim, wyprasowane, świeże ubrania. Leniwie wstałem , by je zobaczyć. Była to normalna, biała  koszula z dużym kołnierzem; atłasowa, czarna kamizelka; długie do   kolana, w tym samym kolorze, buty i spodnie. Ubrałem się i jeszcze raz zlustrowałem pomieszczenie. Dużo drewnianych mebli pomalowanych na biało – ta farba jest bezcenna. Chwila! Skąd ja to wiem?! I kto dzisiaj używa lamp oliwnych?! Dobra , spokojnie. Więc to musi być jeden z tych głupich snów, pozbawionych sensu. Odnoszę wtedy wrażenie , że cofnąłem się w czasie - to głupie. Ale ten jest jakiś inny – nigdy nie miałem świadomego - chociaż nie, raz.Obejrzałem jakiś film przygodowy i gdy zasnąłem byłem jedną z głównych postaci. To było chore... Wzdrygnąłem się, na samo wspomnienie.

Podszedłem do dużego lustra. Ci ludzie naprawdę są bogaci, skoro stać ichna....– skąd ja to wiem!?

Wziąłem głęboki wdech, żeby uspokoić myśli i przyjrzałem się swojemu odbiciu. Ubrania leżały jak ulał. Blada skóra idealnie podkreślała ciemne oczy. Jedyną rzeczą, która nie pasowała do całości, były moje czarne, zmierzwione włosy. Nawet nie próbowałem ich układać, bo wiedziałem, że zakończy się to klęską.

Po pokoju rozległ się donośny, dźwięk pukana do drzwi.

- Proszę? - nie bardzo wiedziałem jak mam zareagować. W jakich czasach jestem? Jakie są tu obyczaje? Co ma robić? Jak się odnosić do tutejszych mieszkańców?

Do środka weszła wysoka dziewczyna, blond włosa dziewczyna w białym kapeluszu z szerokim rondem i śnieżnobiałej sukience do kolan. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się serdecznie.

-Jak się pan czuje? Powinno już być dobrze. Spał pan dobra dwa dni. - podeszła do niewielkiego stolika i postawiła na nim tacę zjedzeniem i małym wazonikiem, z polnymi kwiatami. Skierowała się z powrotem do wyjścia. Zatrzymała się w progu i odwróciła. -Witamy ponownie, Alicjo! - wyszła zostawiając otwarte drzwi.Podążyłem za nią.

Gdy znalazłem się na zewnątrz oślepiło mnie słoneczne światło. Zamrugałem kilkakrotnie, przysłaniając oczy ręką. Przede mną rozciągał się piękny ogród. Wszędzie były różnego rodzaju kwiaty i rośliny. Gdzie nie spojrzeć aż w głowie się kręciło od nadmiaru kolorów. Od białych, kwitnących

róż,przez wszystkie odmiany chryzantem, aż po nienaturalnie czarne kwiaty, których nigdy nie widziałem.

W kilku miejscach, małe, wydeptane ścieżki przerywał szybki,krystalicznie czysty strumień. Gdzieniegdzie rosły kwitnące drzewa: białe, różowe, żółte i zielone. Ale najbardziej okazała była za wszystkich, była gigantyczna, płacząca wierzba.

Name of Wonderland   [ERERI] {ZAWIESZONE}Where stories live. Discover now