1

21 4 0
                                    

RAFAEL

Zmrużyłem oczy, gdy zadzwonił budzik. Niechętnie zwlokłem się z łóżka. Utkwiłem wzrok na zdjęciu w ręcznie wykonanej ramce, położonym na szafce nocnej. Przedstawiało ono mnie i złotowłosą dziewczynę, obejmującą mnie mocno, jak dopiero co znalezionego misia wypchanego pluszem, jakby nie potrafiła słowami wyrazić tego co do mnie czuje. Wyglądała jak nimfa. Ja szczerzyłem zęby, ubrany w spłowiałe spodenki i bluzkę khaki, ona z zamkniętymi oczami w zwiewnej niebieskiej sukience z koronki. Co do ubioru byliśmy bardzo niezgodni. Karmen lubiła eleganckie, a zarazem wyzywające ubrania, odsłaniające jak najwięcej jej krągłego ciała, podczas gdy ja mógłbym chodzić nawet w worku. Zawsze wyrażała wtedy swoje niezadowolenie, szczególnie kiedy szliśmy na imprezę, gdzie chciała się mną pochwalić swoim głupiutkim koleżankom. Zazwyczaj wtedy krzywiła się, dzięki czemu przypominała uroczego, małego mopsa. Dlatego nazywałem ją Mopsem i żartowałem, że gdy razem zamieszkamy będziemy mieć takiego psa, a wtedy jej twarz rozjaśniała się w uśmiechu charakterystycznym dla tej dziewczyny,pięknym i ciepłym. Równocześnie próbowała rozczochrać mi włosy, jednak jej wzrost na to nie pozwalał.

 Kolejnym punktem zaczepienia mojego wzroku był zegar. Wskazówki nieubłaganie przesuwały się raz po raz. Zamrugałem i uświadomiłem sobie, że jest 14:30. Tylko ja mogę tyle spać! Szybkimi ruchami narzuciłem na siebie pomiętą koszulkę i pierwsze spodenki które wypadły z szafy. Postanowiłem zostawić w pokoju artystyczny nieład, licząc na to w duchu, że mała Sibbie tu nie wparuje podczas mojej nieobecności i nie zacznie robić ,,porządków". Chwyciłem gitarę w futerale i zbiegłem po schodach. Czując nieznośną pustkę w żołądku skierowałem się do kuchni. W lodówce czekały na mnie skrupulatnie zapakowane kanapki przez babcie. Zajrzałem jeszcze do jej zagraconego pokoiku, mają nadzieje, ze uda mi się jej podziękować za śniadanie, ale drzemała. Siedziała na bujanym fotelu, kiwając się lekko we śnie z okularami zsuniętymi na nos i książce położonej na piersiach.

Wsunąłem stopy w klapki i byłem gotowy do wyjścia. Gdy wyszedłem poczułem podmuch gorąca. Chwyciłem mocniej gitarę i idąc po jednej z chorwackich uliczek, myślałem jedynie o słonecznym dniu. Próbowałem kroczyć pewnie, choć trzęsły mi się ręce, a odgłos wydawany przez klapki zaczął mnie irytować. Do głowy przychodziły mi depresyjne myśli, jakby na moim ramieniu siedziała nieznośna kreautura i szeptała: Po co tam idziesz, żeby się zbłaźnić?, Co z tego będziesz mieć?, Nie grasz dobrze, tylko brzdękolisz.

Przygładziłem włosy i przyspieszyłem, by pozbyć się natrętnych towarzyszy. Wystawiłem twarz ku słońcu i na chwilę zamknąłem oczy. To przypominało mi o beztroskim dzieciństwie, usmarowanych twarzach, podjadaniu fig sąsiadom i pluskaniu w Adriatyku.

Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Odruchowo strzepnąłem je. Gdy się odwróciłem zobaczyłem Karmen. Złote włosy opadały jej na ramiona, a intensywnie zielone oczy wpatrywały się we mnie.

- Hej Raf. Co u ciebie? - uśmiechnęła się, co sprawiło, że serce zaczęło mi mocniej bić.

- Wszystko dobrze, idę grać. - wskazałem na brązowy futerał.

Wtedy zauważyłem stojącego w cieniu winorośli chłopaka. Miał kruczoczarne włosy, lekki zarost i atletyczną budowę, zupełnie jak ja. Karmen spostrzegła, że się na niego gapie i przywołała go skinieniem głowy. On leniwie ruszył w kierunku nas.

- Chcę przedstawić ci Mateo - powiedziała ze spuszczonym wzrokiem - Mojego chłopaka. Mateo to jest Raf. 

Uścisnęliśmy sobie dłonie. Wtedy miałem okazję przyjrzeć mu się z bliska i stwierdziłem, że Karmen poleciała na jego piwne oczy w oprawie długich rzęs.

- Hej - wydusił z siebie chłopak.

- Witaj - skinąłem głową. - Jak życie? - Spytałem z przekąsem.

- Chyba w porządku. - Na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek, kiedy zlustrował Karmen.

Jeśli w taki sposób patrzy na nią Mateo, to jest naiwna i niepoważna, że zakochała się w kimś takim.

- Ja już muszę lecieć. Pa Karmen, pa Mateo. - Po chwili namysłu wykrzyknąłem - Szczęścia życzę.


                                                                                                      ELIZA

- Olek, tutaj na pewno go nie ma. - Westchnęłam, wlekąc się za bratem po plaży.

Słońce mocno przygrzewało w moją czarną sukienkę, a piasek wsypywał się do trampek.

- On boi się wody.

Olek zanurzył ręce w słonej, ciepłej wodzie. Po chwili zamachnął się, a woda poszybowała w górę wprost na mnie.

- Olek... - Warknęłam przez zęby.

Czułam sól w ustach, a oczy zaczynały mnie piec. Myślałam tylko o tym, jak szybko mogłabym wrzucić go do wody, lecz ostatecznie wykorzystałam duży kamień, co sprawiło, że mój brat był bardziej  mokry ode mnie.

- Ja tak nie zrobiłem. - Złościł się, wycierając twarz.

- Dalej myślisz, że go tu znajdziemy? - Zaśmiałam się.

Olek odgarnął jasne włosy z czoła i ponownie oblał mnie morską wodą. Nasza zabawa nie miała końca, przez chwilę zapomnieliśmy o zaginionym kocie. Gdy oboje byliśmy już cali mokrzy, rozpoczęliśmy poszukiwania. Wszyscy w domu nie mieli nawet pojęcia, że Rubina nie ma.

Spacer po plaży trwał krótko, a zastąpił go bieg wąskimi uliczkami miasta. Kot mógł być wszędzie.

- Może jednak sam wrócił do domu. - Przypuszczenie Olka dało mi nadzieję.

- Oby tak było, ale jeszcze poszukajmy.

Wszędzie wokół stało mnóstwo stoisk z pamiątkami, barów i straganów pełnych dojrzałych arbuzów. Od tego wszystkiego zaczynałam być głodna.

- Jest! - Krzyknął nagle brat i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Olek zniknął w tłumie.

- Poczekaj! - Zawołałam, przepychając się między ludźmi.

Rzeczywiście na placu przy fontannie leżał zmęczony Rubin. Nie był jednak sam. Tuż obok siedział szczupły chłopak o ciemnych włosach i dużych, piwnych oczach, w których zaczynałam się gubić kiedy na mnie spojrzał. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, choć powinnam być zła, że dotyka mojego kota.

- Ela. - Szepnął Olek, szturchając mnie w ramię. - Weźmiesz Rubina? 

Popatrzyłam na niego i nie wiedziałam jak zareagować. Brunet spoglądał to na mnie to na kota, po czym odezwał się łagodnym głosem w niezrozumiałym dla mnie języku.

- To nasz kot. - Naburmuszony Olek wziął Rubina na ręce i wymaszerował z placu.

Szybko go dogoniłam, nie odwracając się więcej w stronę przystojnego Chorwata.

- Odważny jesteś. - Zaśmiałam się, głaszcząc mojego kochanego futrzaka. - Dobrze, że już po wszystkim.

                                                                                             * * *




You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 20, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

You are too beautiful to dance with meWhere stories live. Discover now