XII

2.2K 156 20
                                    


Poprawiony rozdział dwunasty 

__________

XII

Rano, po kontrolnych badaniach i po napojeniu go podwójną dawką eliksiru słodkiego snu, Harry zdołał w końcu zasnąć. Był wdzięczny za opiekę Pani Pomfrey, a zwłaszcza za to, że eliksir niwelował sny. Nie musiał więc obawiać się koszmarów.

*

Pierwszą rzeczą, którą poczuł po przebudzeniu, było przyjemne ciepło i dobrze znany mu zapach. Uśmiechnął się delikatnie i rozchylił powieki. Wolną ręką sięgnął na stoliczek nocny i zabrał z niego okulary, które wsunął sobie na nos.

Świat stał się wyraźniejszy. Mógł więc przyjrzeć się twarzy, śpiącego na jego brzuchu, Dracona. Jego dłoń, kurczowo zaciśnięta na tej należącej do Harry'ego znajdowała się gdzieś pomiędzy szyją blondyna a bokiem Gryfona.

Chłopak nie miał serca go budzić, więc uniósł wzrok na okno, naprzeciw swojego łóżka. Robiło się szaro, więc musiało być już po południu. Zastanawiał się, od której Malfoy przebywał w skrzydle szpitalnym bo fakt, że zmorzył go sen mógł świadczyć tylko o tym, że był tutaj od przynajmniej kilku godzin. Męczyła go też świadomość, że najprawdopodobniej to Snape poinformował Dracona, że Harry przebywa w skrzydle szpitalnym. Według niego, cała ta sytuacja była mocno przekoloryzowana i nie było potrzeby umieszczania go pod opieką pielęgniarki, a już na pewno martwienia Malfoy'a.

Westchnął ciężko, przenosząc znów wzrok na pogrążoną we śnie twarz przyjaciela i wolną ręką zaczął przeczesywać jego aksamitne blond kosmyki.

Minęła może godzina która, jeśli Harry miałby wybór, mogłaby trwać w nieskończoność, gdy jego idylla została zakłócona przez gwałtowne skrzypnięcie drzwi wejściowych i odgłos szybkich kroków, zagłuszanych jedynie nerwowymi szeptami. Potter leżał na ostatnim z łóżek, a od drzwi oddzielała go kotara, jednak wcale nie musiał widzieć, żeby wiedzieć, kto właśnie zmierza w jego kierunku. Przesunął dłoń na ramię Ślizgona, delikatnie nim potrząsając, by go obudzić. Efekt był natychmiastowy, piękne, szare tęczówki ukazały się światu, od razu skupiając się na twarzy przyjaciela, który gestem głowy wskazał w stronę, z której dobiegał hałas.

Malfoy uniósł jedną brew, krzywiąc się brzydko i wyprostował plecy przeciągając się.

W tym momencie kotara gwałtownie się rozsunęła, a w jej miejscu pojawił się rudy młodzieniec w towarzystwie kasztanowowłosej dziewczyny.

– Harry, McGonagall powiedziała nam, że jesteś w szpitalu! – wybuchł od razu Ron, przeczesując spojrzeniem przyjaciela, jakby szukając śladów bójki, albo innego ataku.

– Niepotrzebnie, nic mi nie jest – odparł spokojnie, podciągając się do pozycji siedzącej.

– Harry, nie ukrywaj przed nami prawdy. Gdyby nic się nie stało, nie byłoby potrzeby, żeby umieszczać cię w skrzydle szpitalnym – odezwała się Hermiona, przenosząc wzrok na Malfoya. – Ym... nie zrozum mnie źle, ale ty co tu robisz?

– Słucham? – Ślizgon spojrzał na nią z mieszaniną niedowierzania i złości.

– McGonagall poinformowała nas o stanie Harry'ego, jak tylko się o tym dowiedziała, a jest opiekunem Gryffindoru, więc nie rozumiem, skąd ty wiedziałeś o tym wcześniej...

– Mionka co...? – Ron spojrzał na nią wyjątkowo tępo, ale niemal natychmiast złapał haczyk i przeniósł oskarżycielsko wzrok na Ślizgona. – Jeśli to twoja wina, że...

– Na rany Merlina – wybuchł Harry. – Naprawdę, wystarczy wam tylko kilka sekund, żeby wszcząć kolejną awanturę!? Ty się nie odzywaj – warknął w stronę Dracona widząc, że ten chce odgryźć się dwójce Gryfonów. – Po prostu źle się poczułem u Snape'a, zwyczajne zmęczenie, a on, skoro jest nauczycielem nie mógł tego zignorować i mimo, że tak naprawdę nic mi nie jest, polecił pani Pomfrey, by miała na mnie oko. Nie wiem, co was tak dziwi. Gdyby naprawdę by mi się coś stało, Snape mógłby umyć ręce od całej tej sytuacji. Przecież zadbał o moje bezpieczeństwo i przekazał mnie w ręce specjalisty. Ot, całe halo!

Niefortunne dniWhere stories live. Discover now