Rozdział 1

242 17 0
                                    

Siedem miesięcy wcześniej

Alek

Przetarłem oczy, odpędzając sen, i zerknąłem na tele­fon, żeby sprawdzić godzinę. Było już po ósmej, a wy­kład zaczynał się... o ósmej. Opadłem z powrotem na poduszki i jęknąłem. Pierwszy dzień studiów zacznę od spóźnienia. Miałem ochotę udusić mojego współloka­tora za to, że nie wpadł na pomysł, by mnie obudzić. Byliśmy na jednym roku.

Przełykając śniadanie, zbiegłem z czwartego pię­tra i poślizgnąłem się na świeżo umytej podłodze na parterze. Zakląłem cicho, za co recepcjonistka, któ­rej oddawałem klucz, skarciła mnie wzrokiem. Zanim uporałem się z bramkami przed wejściem na kampus, blokując dwie z nich, minęło tyle czasu, że dotarłem na wydział chwilę przed końcem pierwszej połowy wykła­du. W przerwie wszedłem do sali i odetchnąłem z ulgą, kiedy w ostatnim rzędzie dostrzegłem Szymona, moje­go współlokatora, i poznanego w sobotę Łukasza, który mieszkał dwa pokoje dalej.

– Alek, Śpiąca Królewno, już spisaliśmy cię na stra­ty – zażartował Szymon, kiedy usiadłem obok niego.

– Mogłeś mnie obudzić – westchnąłem, wyciągając z plecaka zeszyt i długopis. – Co przegapiłem?

– W sumie nuda – odparł Łukasz, zerkając obojętnie na parę linijek, które zdążył zapisać na kartce. – Kiedy konsultacje, literatura, co z zaliczeniem... Ot, pitolenie, spokojnie mogłeś jeszcze trochę pospać.

– No to rzeczywiście mogłem sobie jeszcze pospać. – Skomentowałem i oparłem się wygodnie na krześle, bo właśnie skończyła się przerwa, a wykładowca znów zaczął mówić. Ciągnął swój wywód, podając informacje na temat materiału na ten semestr. Już wiedziałem, że z zaliczeniem u niego nie będzie łatwo, bez względu na to, jak bzdurnie brzmiała dla mnie nazwa tego przedmiotu. Bezpieczeń­stwo pracy i ergonomia, to nie mogło być ciekawe.

Po skończonym wykładzie mieliśmy przejść do bu­dynku sztabu na kolejne zajęcia i wtedy zaczęły się schody, bo sale zdawały się być rozmieszczone bez większego sensu. A przynajmniej ja go w tym momen­cie nie dostrzegałem. Trochę pobłądziliśmy, szuka­jąc numeru, który widniał w planie, ale udało nam się dotrzeć na miejsce przed wykładowcą. Zdecydowanie wystarczało mi jedno spóźnienie dziennie. Jak na przy­kładnych studentów przystało, usiedliśmy w ostatnim rzędzie. Notowałem przez może pierwsze piętnaście minut, potem tylko co jakiś czas zapisywałem pojedyn­cze hasła. Wciąż nie mogłem się rozbudzić, dlatego na przerwie skoczyłem do automatu po kawę. Wychodząc na korytarz, wpadłem na... coś rudego.

– Przepraszam – bąknąłem, łapiąc dziewczynę za ramiona i ratując ją tym samym przed upadkiem. Miała zaskoczoną minę, a jej duże zielone oczy wpatrywały się we mnie wnikliwie. Jej nos i policzki były poznaczo­ne piegami, a spierzchnięte wargi nieznacznie rozchy­lone. Chwilę patrzyliśmy na siebie, w końcu cofnęła się gwałtownie i oswobodziła z moich rąk.

– W porządku – mruknęła i wyminęła mnie, popra­wiając torbę i nie podnosząc głowy. Cóż, wychodziło na to, że miałem studiować z tym przemiłym rudziel­cem.

Gdy wróciłem do sali na swoje miejsce, miałem ochotę się roześmiać. Dziewczyna siedziała na krześle obok. Nawet na mnie nie spojrzała, tylko przesunęła się trochę, żeby mnie przepuścić.

Requiem [fragment]Where stories live. Discover now