Rozdział 5

1.1K 59 12
                                    

Koło 21.30 chodzę w kółko po salonie coraz bardziej zdenerwowana. Michelle miała być w domu pół godziny temu, a nie dość ze dalej jej nie ma, to nie odbiera ode mnie telefonu.

-Jadę po nią - mówię w końcu do Camili, która robi w kuchni herbatę.

-Lauren, daj spokój. Jest młoda, rozumiem to, ale nie na tyle żeby musieć po nią jechać, kiedy spóźnia się pół godziny - wzdycha.

-A co jak jej się coś stało? - zaczynam panikować - Może dosypali jej czegoś do picia i wywieźli z kraju?

Camila zaczyna chichotać na moje zachowanie przez co unoszę brew. Brązowooka podchodzi do mnie i delikatnie przesuwa dłonią po moich plecach w uspokajającym geście.

-Lauren. Poszli do kina. Pewnie film się przedłużył albo są korki. Jest piątek - zaczyna mnie drapać po karku - Nie nakręcaj się tak... No chyba że na mnie - Camz śmieje się cichutko i obejmuje mnie za szyję, składając na moim policzku kilka pocałunków.

-To nie zmienia faktu, że złamała umowę. Zgodziła się na nią, a mogła ze mną porozmawiać i byśmy doszły do kompromisu. Zamiast tego ona woli mnie okłamać, a potem to ja mam zszargane nerwy - prycham zła, na co moja żona wywraca oczami.

-Zrobić ci melisę? - kręci głową, a ja mamrocze tylko pod nosem niezadowolona.

Po chwili jednak słychać zgrzyt zamka. Michelle wchodzi do środka najciszej jak umie, ale wychodzę akurat do przedpokoju, na co podskakuje wystraszona i łapie się teatralnie za serce.

-Jezu, mamo! Nie strasz tak - wypuszcza nerwowy oddech, zamykając drzwi za sobą.

-Spóźniłaś się - zakładam ramiona na piersi i mierzę ją wzrokiem pełnym wściekłości. Musi się nauczyć, że mnie się nie robi w konia.

-Tylko 40 minut - wzrusza ramionami - Josh zabrał mnie jeszcze na lody - mruczy z lekką skruchą.

-A nie mogłaś odebrać ode mnie telefonu? Albo chociaż napisać smsa? - warczę.

Ona wzdycha i drapie się nerwowo po karku, co jest również moim tikiem nerwowym. Widać od kogo to podłapała.

-Nie pomyślałam o tym. Przepraszam - spuszcza wzrok w dół - Tak dobrze mi się spędzało z nim czas, że zapomniałam o całym świecie - mówi cichutko i niepewnie przytula się do mnie - Nie gniewaj się mamo.

Unoszę lekko brew, zaskoczona jej przeprosinami i czułym gestem w moją stronę, jednak nie oponuję i po chwili również obejmuję ją ramionami i przytulam mocno do siebie, wzdychając cicho.

-Martwiłam się - mruczę w jej włosy i całuję ją w skroń - Myślałam, że coś ci się stało - odsuwam się i zerkam w jej brązowe oczy, które odziedziczyła po Camili. Wykapana mama.

-Wiem. I obiecuję, że następnym razem dam wam znać, jeżeli coś się zmieni - lekko się do mnie uśmiecha, czego nie mogę nie odwzajemnić.

Przytakuję jej tylko i każę iść się wykąpać, a potem spać, na co od razu biegnie po schodach na piętro. Kręcę głową rozbawiona, a mój wzrok po chwili przykuwa Camila, która stoi oparta o ścianę przy wejściu do kuchni z lekkim uśmiechem.

-Mam coś na twarzy? - pytam jej, pocierając policzek dłonią.

Ona kręci głową - Nie, ale chyba twarda mamusia Lauren zmieniła się dzisiaj w potulnego misia - chichocze, a ja wywracam oczami, ale z mojej twarzy nie schodzi uśmiech.

Taki humor chciałabym mieć zawsze...


***

wow, odżyłam. Wzięła mnie ochota na napisanie rozdziału i po tak długim czasie wróciłam. Wiem, że mnie pewnie nienawidzicie XD Sama bym się nienawidziła i chciała zabić but well

Miłego czytania <3

Love Me | Camren [PL]Where stories live. Discover now