2. Roszpunka

219K 4.2K 5.5K
                                    



Cała zdrętwiałam, ale odwróciłam się natychmiast i moje otwarte szeroko oczy spoczęły na twarzy Dylana. Jego usta wykrzywiały się w kpiarskim uśmieszku, ale wciąż promieniowała od niego mroczna aura.

Dopiero teraz zobaczyłam, jak był postawny. Pomijając już nawet jego imponującą muskulaturę, z powodzeniem udało mu się również mnie zawstydzić swoim wysokim wzrostem tak, że zupełnie zapomniałam o tym, że przecież nie zrobiłam nic złego. Pokręciłam przecząco głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Dylan zaśmiał się cicho i wyminął mnie, drogę w dół pokonując leniwym truchtem. Patrzyłam za nim znieruchomiała. Prawdopodobnie zaraz powie pozostałym, że Hailie czai się po kątach i podsłuchuje cudze rozmowy. To im się na pewno nie spodoba, a ja nie takie wrażenie chciałam zrobić na swoich odnalezionych braciach, dlatego czym prędzej ruszyłam za nim, zdeterminowana, żeby się bronić.

– Wszyscy jesteście nieostrożni. Może od razu zechcecie wtajemniczyć naszą nową małą siostrzyczkę w swoje sekrety? – zawołał Dylan, rzucając się na ogromny narożnik w salonie, skąd dochodziły odgłosy rozmowy, której fragment usłyszałam. Po jego wejściu od razu się urwała.

Przystanęłam u progu. Po salonie w tak wielkim domu spodziewałabym się kolosalnych rozmiarów, ale ten pokój był zadziwiająco przytulny. Do kompletu wypoczynkowego oprócz narożnika należały jeszcze mała kanapa ustawiona z boku oraz fotel. Na środku znajdował się niski stolik kawowy, na którym Dylan przed chwilą ułożył nogi. Pomiędzy narożnikiem a fotelem piął się w górę nowoczesny smukły kominek, w którym tańczył wesoło kolorowy elektryczny płomień. Okna były ogromne, a ciężkie szare kotary najwyraźniej robiły tylko za ozdobę, bo mimo iż na dworze panowała już nieprzenikniona ciemność, nikt ich nie zasunął.

No ale rzeczą, która rzucała się tutaj w oczy najbardziej, był wielki telewizor. Wisiał na ścianie oprawiony w grubą rzeźbioną złotą ramę niczym dzieło sztuki. Na ekranie właśnie pojawiło się logo PlayStation, gdy Dylan wygrzebał wciśniętego w poduchy pada i go uruchomił.

Moje spojrzenie szybko przeniosło się na trzy osoby, które stały obok kominka. Jeszcze dobrze się im nie przyjrzałam, a już wiedziałam, że muszą to być moi pozostali bracia. W ich stylu bycia było po prostu coś takiego, co już wcześniej dostrzegłam u Willa i Dylana.

Aktualnie wszyscy przetrawiali słowa tego ostatniego. Dwaj z nich to byli niemal identyczni młodzi chłopcy. Wiedziałam, że najmłodsi z moich braci byli bliźniakami, ale z jakiegoś powodu nie spodziewałam się, że będą tak bardzo do siebie podobni. Tymczasem obaj mieli krótkie, gęste i raczej rozczochrane ciemne włosy, mocno zarysowane szczęki, dość grube brwi i jasne oczy. Chociaż nie byli ubrani tak samo, to ich stroje łączył podobny, luźny styl. Z ulgą dostrzegłam w brwi jednego z nich drobny czarny kolczyk. Postanowiłam się go uczepić jako cechy charakterystycznej, która miała mi pomóc w odróżnianiu ich od siebie. Trzecią osobą był mężczyzna najstarszy z obecnych. Stał do mnie tyłem, ale gdy słowa Dylana do niego dotarły, odwrócił się i wbił we mnie błękitne spojrzenie, pod którym momentalnie zaczęłam żałować decyzji o opuszczeniu sypialni.

Miał ciemne, schludnie zaczesane do tyłu włosy i był ubrany w klasyczną czarną koszulę i spodnie tego samego koloru. Był wysoki i postawny, co najwyraźniej zaliczało się do cech charakterystycznych wszystkich braci Monet. Biły też od niego naturalna elegancja i wyniosłość.

Po chwili byłam już centralną atrakcją wszystkich tu obecnych. Zapadła cisza, której towarzyszyły jedynie głupkowate odgłosy intro gry Dylana. O Boże, jak nieswojo się czułam! Trzeba było zostać w łóżku do rana. Prawie przytuliłam się do ściany, przygnieciona ciężarem tych wszystkich spojrzeń, które taksowały mnie od góry do dołu. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jestem tu intruzem.

Rodzina Monet. Skarb (Tom I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz