Rodział 1

14 1 1
                                    

Drzewa za oknem mijali bardzo szybko, pędząc z Helu do swojego hotelu w Juracie dwudziestoletnim golfem. Z przedniego fotelu pasażera las wyglądał, jakby nigdy się nie kończył; Bartek zamyślił się. Dwa tygodnie wolnego po ciężkim, pierwszym roku akademickim leciały bardzo szybko – zostało im raptem pięć dni.

- Cholera jasna! Pieprzony jeleń!– wyrwał go z rozmyślań Przemek. Rozwalona szyba nie wyglądała dobrze, a krzyk kolegi z roku obudził śpiące z tyłu dziewczyny i oderwał od laptopa Łukasza.

- Co się stało? – wycedził spod nosa Łukasz

- Nie widziałeś tego zwierza?! – wykrzyczał Przemek, student pierwszego roku dyrygentury w Katowicach

Zjechał na pobocze, w pobliżu była jakaś brama wjazdowa. Nie wiedział gdzie dokładnie są, ale na pewno gdzieś w okolicy Juraty. Powoli wszyscy wysiedli z auta.

- To wygląda jak twierdza – powiedziała zaspana Monika – albo jakiś fort.

- Nie mam ochoty dowiadywać się teraz co to za cholerny zamek, albo inne Shawshank jest w pobliżu, gdy mój samochód ma rozwaloną szybę, a my stoimy pośrodku lasu. – powiedział zdenerwowany Przemek.

- Zluzuj stary, trzeba jakoś dojechać do hotelu, a potem się zobaczy – uspokajał go Bartek

- Pieprzony zwierz – krzyknął patrząc na starego rozwalonego golfa – jedźmy dalej.

Wgramolili się do auta i ruszyli. Ania siedząca z tyłu patrzyła przez prawe okno za kolczasty płot chroniący „twierdzę".

- Ja pierdziele, tam ktoś kogoś morduje! – krzyknęła płaczącym głosem.

- Anka, co ty bredzisz – odpowiedział Bartek.

- No spójrz

- Przemek wyłącz światła i się zatrzymaj. Byle szybko – mówił swoim nadzwyczaj spokojnym w każdej sytuacji głosem Bartek.

Przemek nie miał zamiaru oponować, po tym jak zobaczył, że ktoś faktycznie kogoś bił. Największym błędem napastników było używanie latarek – chociaż w tak ciemnym lesie, w środku nocy, faktycznie ciężko byłoby kogoś trafić.

- Anka, robisz zdjęcia? – spytał Łukasz, którego wszystko jak zwykle nie interesowało

- Nagrywam, od momentu gdy ich zauważyłam – odparła – dziękujcie Bogu, że mam dobry aparat w moim nowym ajfonie, bo z takiego zbliżenia to nic byście nie zobaczyli nagrywając jakimś dziadostwem.

Faktycznie, odległość była dosyć duża – około 100 metrów. To jednak wystarczało, by na nagraniu móc zobaczyć walkę jakichś postaci. W końcu nawet zwykle mający wszystko w nosie Łukasz zainteresował się postacią, która w końcu zamarła w bezruchu, a napastnicy odeszli.

- Przemek, możemy jechać dalej – powiedział – spektakl się skończył

- Twój poziom empatii jest wręcz porażający – odparł Przemek

- W sumie, Łukasz ma rację – odezwała się wreszcie Monika – stojąc tu tylko ryzykujemy, że ktoś nas w końcu zobaczy, i będziemy mieć tak samo przerąbane, jak denat.

Przemek nic się już nie odezwał. Włączył silnik, światła pozostały niewłączone przez następne dwieście metrów. W ciszy przejechali tą część drogi, którą przerwali przez biegnącego jelenia. Zatrzymał się na wolnym miejscu przy hotelu odzywając się do kompanów:

- Chcecie coś z tym zrobić? Zgłosimy to gdzieś, czy zostawimy to dla siebie i będziemy udawać, że nic się nie stało?

- Chciałabym się najpierw dowiedzieć, co to była za twierdza – powiedziała Magda.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 11, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Zwyczajne morderstwoWhere stories live. Discover now