9

4.3K 230 87
                                    

- Chcecie mi powiedzieć, że ludzie pozbierali pozostałości po Chitauri i łącząc technologie pozaziemską z naszą tworzą broń? - spytała nie dowierzając w to co usłyszała od swoich jedynych przyjaciół.

- Tak, i sprzedają ją innym przestępcom. Dlatego, też zostałem prawie rozpuszcony przez zwykłych złodziei podczas napadu na bank - wyznał, a dziewczyna pokreciła głową z niedowierzaniem.

- Mówiłeś mojemu ojcu? - spytała lekko zmartwiona.

- Tak, nawet raz mnie uratował, kiedy ich szef przebrany za demona wrzucił mnie do jeziora. - powiedział lekko niezadowolony. - Stwierdził, wtedy, że nie powinienem się tym przejmować i dać się tym zająć innym.

- I czemu go nie posłuchałeś? - spytała siadając obok chłopaka na łóżku, a ten delikatnie spiął mięśnie.

- Bo nikt się tym nie zajął, a jak tak dalej pójdzie to coś komuś może się stać. - wyznał lekko zdenerwowany, a dziewczyna uważnie mu się przyjżała.

- Pogadam z nim, a ty narazie nic nie rób. - nakazała chłopakowi i wyjęła telefon w sprawie powiadomienia Happy'ego, gdzie ma po nią przyjechać.

- Nie Morgan, to nic nie da. - zatrzymał ją kiedy ta wstała z zamiarem wyjścia - On mnie traktuje jak dziecko i nie daje mi się popisać. - westchnął niezadowolony, a dziewczyna posłała mu pokrzepiający uśmiech.

- Peter - westchnęła i wróciła na miejsce na łóżku - Ty jesteś dzieckiem i na siłę nie próbuj dorosnąć. Jeszcze zdążysz się napracować jako bohater, a narazie korzystaj z niewinnego nastoletniego życia. - powiedziała wpatrując się w jego delikatne brązowe oczy, które teraz uważnie obserwowały jej twarz.

- Okey - westchnął i pośpiesznie wstał, gdyż poczuł się lekko nieswojo.

- A propos, to dlatego tak uciekałeś z lekcji? - spytała podnosząc jedną brew do góry, a chłopak przytaknął ruchem głowy.

- Już więcej tego nie rób, bo ojciec sobie nie wybaczy jak coś Ci się stanie - upomniała go i chwyciła do ręki instrukcje budowy gwiazdy śmierci, z którą nieudolnie walczył Ned od jakiegoś czasu. - A teraz siadaj i zamij się działkiem strzelniczym. - powiedziała pokazując miejsce na podłodze pomiędzy nią i chłopakiem, co z uśmiechem na twarzy uczynił.

*****

- Gdzie byłaś tyle czasu? - spytał mężczyzna siedząc na kanapie i popijając swój ulubiony trunek jakim było Whiskey.

- U Petera- odpowiedziała zdejmując swoje Adidasy i zmieniła je na kapcie. Zanim zdążyła wejść do salonu i udać się do pokoju, zauważyła jak matka posyła jej znaczące spojrzenie, a wyraz twarzy ojca momentalnie się zmienia, na widok jej dość szerokiego uśmiechu. - No co? - spytała nie rozumiejąc zachowania rodziców.

- Mam się zacząć martwić? - spytał jej tatulek podnosząc jedną brew do góry, na co ta przeciągle jęknęła.

- Tak - odpowiedziała z wyrzutem i oparła się o kuchenny stół przy którym miała widok na cały salon - Jak możesz narażać Petera na takie niebezpieczeństwo. Masz świadomość, że znika on cały czas z lekcji i wraca poobijany, bo jak głupi lata za bandytami, którzy parę razy prawie go zabili? - wyrzuciła z siebie stając nad ojcem z założonymi rękami, a ten spojrzał na nią lekko zdezorientowany.

- Od kiedy ty się o niego tak martwisz? - spytał odkładając na stolik szklankę i podszedł do swojej córki i stanął na przeciwko niej.

- Ja się o niego nie martwię - oburzyła się dziewczyna starając się wydawać na bardziej obojętną - Po prostu zrób coś z tym, bo jeżeli to wszystko prawda, to będą z tego niezłe kłopoty, a myślę, że jako szef nowej organizacji bezpieczeństwa nie powinieneś sobie pozwalać na takie wybryki. - powiedziała dumnie prostując szyję.

- Jasne - rzucił jej ojczulek i zadzwonił do Happy'ego, aby zbadał sprawę. W tym samym czasie Morgan wraz z Pepper zabrały się z przygotowywanie wspólnej kolacji, której nie jedli od tygodnia, gdyż cały ten czas spędzili oni w Indiach, zostawiając Morgan pod opieką Hogana.

- Mam rozumieć, że pogodziłaś się z Peterem? - spytała kobieta posyłając dziewczynie ciepły uśmiech, który odwzajemniła.

- Tak, i błagam nie dopisujcie do tego, żadnych nieprawdziwych teorii. On mi się nie podoba i tego się trzymajmy. - wyjaśniła rozkładając talerze i sztućce na stole.

- A jest tam ktoś kto ci się podoba? - spytała kładąc pięknie pachnącą tarte na środku stołu i nalała gorącej herbaty do kubków, z wcześniej zaparzonego dzbanka.

- No jest taki jeden, kapitan drużyny Footballowej. Ale rzadko gadamy i nie wiem czy coś z tego będzie. - wyznała swojej mamie, zanim głowa rodziny dołączyła spowrotem do rozmowy.

- Jest coś o czym jeszcze powinienem wiedzieć, a nie wiem? - spytał mężczyzna zasiadając naprzeciwko swojej żony posyłając jej i Morgan ciepły uśmiech. - Wszystko załatwione Meg. I powiedz temu dzieciakowi, że ma się uspokoić, bo mam go na oku. - powiedział grożąc palcem, a dziewczyna lekko zachichotała.

- Już to zrobiłam - powiedziała chwytając kęs pięknie pachnącej tarty ze szparagami, którą uwielbiała. - A właśnie, dostałam się dzisiaj do drużyny reprezentującej szkołę na konkursie z fizyki w Waszyngtonie. - powiedziała dumnie się prostując, a jej rodzice posłali jej zdziwone spojrzenia.

- Gratulacje, moja krew. - powiedział mężczyzna klepiąc ją po plecach.

- A co z drużyną cherlederską? - spytała rudowłosa wymachując widelcem - Zawsze tak uwielbiałaś tańczyć.

- Em, jakoś do mnie nie przemawia - odpowiedziała, a w jej głosie dało się wyczuć nutkę smutku - Niby się dostałam, ale nie było tak jak sobie to wyobrażałam.

- Jak to? - dopytał mężczyzna, a Morgan lekko się skrzywiła.

- Kapitanem drużyny jest moja koleżanka z którą na początku roku siedziałam. Więc przyjęła mnie odrazu, nawet nie musiałam pokazać swoich umiejętności. - wytłumaczyła dłubiąc widelcem w jedzeniu.

- I co w tym złego? Jesteś w końcu Stark, my jesteśmy najlepsi we wszystkim. - powiedział dumnie jej ojciec, a Pepper posłała mu upominające spojrzenie.

- I właśnie w tym rzecz. Przez moje nazwisko, wszyscy twierdzą, że jestem idealna we wszystkim. A wcale tak nie jest. Chciałabym o coś kiedyś zawalczyć, porywalizować. Dlatego, też jestem wdzięczna Michelle, że mnie namówiła do tego konkursu. - na samą myśl o przyjaciółce, poprawił się jej humor.

- Czekaj, czy ja dobrze rozumiem, że wyjeżdżacie na niego do Waszyngtonu? - spytał wyrywając się z zamyślenia, a dziewczyna odrazu się spieła, gdyż podejrzewała, że będzie z tym problem.

- Yhym, i nie musisz się martwić, w drużynie jest też Peter, więc będę bezpieczna. - dodała mając nadzieję, że to uspokoi rodziców i pozwolą jej jechać na pierwszą w życiu szkolną wycieczkę.

- No nie wiem, Morgan - westchnął wycierając usta w serwetkę.

- Proszę cię, to jest Waszyngton. Najbardziej strzeżone miasto w Stanach. A poza tym jakby co są tam ludzie Steve'a, a może nawet on sam. Nic mi nie będzie - prosiła dziewczyna, lecz mina jej ojca nie wskazywała na, że ma się zgodzić, co bardzo ją rozczarowało.

- Niby tak, ale to nie jest takie proste Meg. - westchnął, a dziewczyna pośpiesznie wstała i ze łzami w oczach pobiegła do pokoju. Mogłoby wydawać się, że nie było to nic wielkiego, lecz dla niej, ten konkurs miał duże znaczenie, gdyż pierwszy raz w życiu chciała udowodnić przed samą sobą, że może coś osiągnąć bez pomocy ojca.

Misconception ¦¦ Peter ParkerWhere stories live. Discover now