Rozdział 4 - Dzień sprawiedliwości

949 84 29
                                    

Obudził mnie zgrzyt przekręcanego w zamku klucza.

Zeszłej nocy prawie w ogóle nie spałam, dlatego potrzebowałam dłuższej chwili na zorientowanie się w nowej sytuacji.
Oberon wszedł właśnie do pokoju i, nie tracąc czasu na uprzejmości, poinformował, że królowa Angella chce się ze mną jak najszybciej zobaczyć.

Poczułam, że robi mi się słabo; gdybym spróbowała wstać, nogi zapewne ugięłyby się pode mną. Absolutnie nie byłam przygotowana na tą rozmowę. Nie wiedziałam, co niby miałabym powiedzieć, może coś w stylu: "Hej, wasza wysokość, nie zrozum mnie źle, ale skoro już nie trzymam z Hordą, może przyjmiesz mnie do siebie i zapomnimy o dawnych spięciach".

Gdyby w rzeczywistości to było takie proste.

- Czy to naprawdę konieczne? - jęknęłam. - Nie dałoby się jakoś tego przełożyć...?

- Chyba nie wyraziłem się dostatecznie jasno - wtrącił się. - To jest rozkaz. Musisz spotkać się z królową jeszcze dzisiaj. W przeciwnym wypadku utracisz jedyną szansę na sprawiedliwy osąd w świetle prawa Bright Moon.

- Już dobrze, dobrze, zrozumiałam. Ale w takim razie to żaden wybór - mruknęłam pod nosem.

- A czego się spodziewałaś? Że królowa grzecznie cię poprosi, byś raczyła się z nią spotkać?

Zjeżyłam sierść na ogonie, powstrzymując się przed rzuceniem ciętej riposty.

- Przyniosłem ci świeże ubrania. - Oberon szybko zmienił temat, wyczuwając moje rozdrażnienie. - Pomyślałem, że ci się przydadzą - położył pakunek na łóżku - bo twoje obecne są... cóż, sama widzisz w jakim stanie. Zaczekam na zewnątrz, aż się przebierzesz.

- Niczego od ciebie nie przyjmę - warknęłam. - I nie mów mi, co mam robić. Nie jesteś moim dowódcą ani nawet sojusznikiem.

Co on sobie w ogóle wyobrażał?! Może i byłam tutaj więźniem, ale to nie oznaczało, że miał prawo mi rozkazywać. Poza tym moje ciuchy nie wyglądały wcale tak źle, jak twierdził. Kilka przetarć więcej nie robiło mi prawie żadnej różnicy. Trochę gorzej było z zapachem, ale akurat tą kwestię postanowiłam przemilczeć.

- W porządku, jak sobie chcesz - uniósł ręce w obronnym geście. - Skoro nie zależy ci na zrobieniu dobrego wrażenia na królowej...

- Tak, jakby członek Hordy mógł na kimkolwiek z Bright Moon zrobić dobre wrażenie - żachnęłam się, czując nagłą złość, a zarazem przygnębienie.

No tak, ciągle zapominałam, że raptem dzień wcześniej utraciłam bezpowrotnie moją pozycję w Hordzie. Tyle ciężkiej pracy, tyle wyrzeczeń i upokorzeń, które musiałam cierpliwie znosić - wszystko to poszło na marne za sprawą jednej, pochopnej decyzji. To na jej skutek moje życie znajdowało się teraz w rękach osoby, która nie miała praktycznie żadnego powodu, by łagodnie mnie potraktować.

Porwanie księżniczki Glimmer i rządanie kapitulacji Bright Moon w zamian za jej uwolnienie, pozostawienie Adory na pastwę losu w świątyni She-Ry, dowodzenie okrutnym atakiem na twierdzę Rebelii, zarażenie Adory tajemniczym wirusem, który zmienił ją na pewien czas w prawdziwą maszynę do zabijania...

Niewątpliwie lista moich wykroczeń była jeszcze dłuższa, a to nie wróżyło najlepiej.

- Wbrew pozorom to jest możliwe.

Głos dowódcy patrolu sprowadził mnie na ziemię.

Zamrugałam powoli, uświadomiwszy sobie, o co mu chodziło. Zanim jednak się odezwałam, on zdążył już wyjść. Jego wiara w ludzi doprawdy mnie zadziwiała.

Wybacz mi Where stories live. Discover now