2.

8 0 0
                                    

Zaczęło się od tego, że zawsze chciała kochać. Wychodziła codziennie rano i uczyła się być piękną, by słyszeć, że jest taka. Cały czas starała się, żeby ktoś w końcu powiedział jej, że to dobre i cudowne. Jej życie wiało pustką dopóki nie pojawił się człowiek, który był taki, jakiego ona nigdy nie chciała, ale wtedy nie było nigdy.
Nie wierzyła kiedy ludzie mówili, że On jest normalny i przeciętny. Co za bzdury. Każde jego słowo brzmiało tak pięknie i każdy złoty promień słońca na jego twarzy był tym najlepszym.
Była szczęśliwa. N i e z a p r z e c z a l n i e szczęśliwa. Wtedy mogłaby uwierzyć, że każdy żyje dla czegoś, każdy ma jakiś sens.

Tamtego dnia założyła granatową sukienkę, zamknęła brązowe drzwi na klucz i wyszła do tej kawiarni, w tym kraju, tym mieście, dokładnie pod tym samym adresem i przy tym samym białym stoliku, usiadła na tym samym drewnianym krześle co zawsze. Zazwyczaj spotykali się w drzwiach, często on czekał na nią. Nigdy była tam pierwsza, ale przecież ten dzień musiał nadejść. Trzynasta.

Dwie po trzynastej.

Pięć po trzynastej.

„Może zaraz będzie"

Dziesięć po.

„Zadzwonić...?"

Sygnał. Sygnał. Sygnał. Sygnał. Sygnał...
Nagraj wiadomość po usłyszeniu sygnału.
Sygnał.

Trzynasta trzydzieści.
Wstała, zasunęła po sobie krzesło, chyba wróciła do domu, chyba już nie chciała widzieć świata naprawdę.

Tego dnia nie dostała żadnego telefonu, nikt nie powiedział jej co się stało, nikt nie zapytał o to jak się czuje i jak minął jej dzień.

Promienie słońca na Jego Twarzy Where stories live. Discover now