Rozdział 4

16.3K 814 83
                                    

Josephine należała do osób z niemal niewyczerpanymi pokładami spokoju. Z powodu dość ograniczonej liczby bliskich relacji z innymi ludźmi, rzadko kiedy popadała w konflikty, które doprowadziłyby do utraty kontroli nad sobą i własnymi emocjami. Z kolei dorastanie pod krytycznym okiem rodziców wymusiło na niej wypracowanie niebywałego panowania nad swoim zachowaniem.

Nie była też w gronie osób prowadzących wieczną wojnę ze światem. Nie wściekała się na los, przeklinając wszystkie siły wyższe odpowiedzialne za to, że życie wyglądało tak, a nie inaczej. Ktokolwiek zdecydował o jej losie, zlitował się na tyle, by w pakiecie dostała także spore zasoby samokontroli i chłodną obojętność zamiast ognistego temperamentu.

Dlatego jej wybuch poprzedniego wieczora był wręcz anomalią i chociaż nieszczególnie go żałowała, nie miała zamiaru powtarzać tego błędu. Było to solidne postanowienie w związku z czekającą ją rozmową z Valerie.

Minionej nocy przy pomocy Ethana doprowadziła dziewczynę do absolutnego minimum pozwalającego jej na przewiezienie Val do swojego domu i umieszczenie bezpiecznie w łóżku. Nie miała dużego doświadczenia w postępowaniu z pijanymi ludźmi, dlatego niepewna czy może zostawić ją samą w osobnej sypialni – postanowiła przenocować ją u siebie. Jednak zapach alkoholu i klubu bijący od przyjaciółki skutecznie uniemożliwił spokojny sen.

Dlatego obecnie rekompensowała sobie bezsenną noc drugą z kolei kawą i korzystała
ze wspomnianych pokładów spokoju, czekając, aż przyjaciółka zmartwychwstanie i będzie w stanie wyjaśnić wczorajszą sytuację.

Gdy w końcu Valerie pojawiła się w kuchni, wyglądała tak źle, jak można się było spodziewać po kimś, kto upił się do nieprzytomności. Nadal miała na sobie ubranie z imprezy, ponieważ Josie kategorycznie stwierdziła, że przebieranie śpiącej przyjaciółki wykracza już poza jej nadszarpnięte limity dobroci. To samo tyczyło się makijażu, który obecnie tworzył raczej abstrakcyjne plamy na twarzy dziewczyny, niż ją upiększał.

– Czuję się jakbym umarła i wróciła do żywych – wyjęczała, zanim opadła na krzesło przy wyspie kuchennej.

– Cóż, mogę cię pocieszyć, że wyglądasz jeszcze gorzej. – Josephine może i nie miała zamiaru krzyczeć ani rzucać pretensjami, jednak nie mogła się powstrzymać od sarkastycznego komentarza. – Pamiętasz w ogóle cały wczorajszy wieczór, czy mam ci pomóc uzupełnić luki w pamięci?

Blondynka milczała przez chwilę, przywołując w pamięci wydarzenia minionej nocy,
po czym schowała twarz w dłonie i oparła czoło o powierzchnię wyspy. Zimny kamień przynosił ulgę w nieznośnym bólu głowy. Nie studził jednak palącego wstydu, który wracał razem ze wspomnieniami. – Jestem taką idiotką.

– Obawiam się, że nie mogę zaprzeczyć. – Postanowiła zlitować się nad cierpiącą dziewczyną i wyciągnęła z szafki proszki przeciwbólowe. – Powinnaś coś zjeść i doprowadzić się do porządku. Potem mi wyjaśnisz. – Zarządziła kategorycznie i ruszyła do sypialni, by znaleźć ubrania dla Valerie.

Niespełna godzinę później, po prysznicu i śniadaniu, dziewczyny usiadły w salonie okryte kocami, popijając herbatę. Josie cierpliwie czekała na opowieść przyjaciółki.

– Na początku było w porządku. Ethan przyjechał po mnie do domu i pojechaliśmy do klubu. Jego przyjaciele mieli tam na nas czekać – przerwała na chwilę, upijając łyk herbaty. – Wcześniej niewiele o nich mówił, chciał, żebym sama się przekonała, jacy są. Wyobraź sobie więc moje zdziwienie, gdy jednym z jego kumpli okazał się Archer.

Josephine patrzyła na przyjaciółkę, niepewna co powiedzieć. Archer Coleman był jednym z tych chłopaków. Zakrawający wręcz o idiotyczny stereotyp, jeden z popularniejszych chłopaków w mieście. Złoty chłopiec Moreton. Grał w szkolnej reprezentacji siatkówki, ale krążąca o nim opinia mówiła, że jego prawdziwą pasją było zdobywanie dziewczyn. A był w tym cholernie dobry.

Chłopak, który w głowie Josie figurował głównie jako postać wyciągnięta z banalnego filmu dla nastolatek, miał niestety na swojej liście podbojów również Valerie.

– Liczyłam, że może zginęłam gdzieś w tłumie reszty jego zdobyczy, że być może nawet mnie nie pamięta. Nie palnął żadnej głupoty o tym, że się znamy, gdy Ethan nas sobie przedstawiał, więc myślałam, że nie będzie tragedii. Gorszym problemem wydawał się Chase, jego drugi przyjaciel, który chyba nie podchodzi zbyt entuzjastycznie do nowych znajomości. – Josie miała tę wątpliwą przyjemność poznać Chase'a i wiedziała co Valerie ma na myśli, ale nie wspomniała o ich rozmowie, nie chcąc przerywać blondynce, która wydawała się mieć o wiele poważniejszy problem niż jej potyczka słowna z nieuprzejmym chłopakiem. – Potem weszliśmy do klubu i poszliśmy się bawić, było trochę sztywno, ale znośnie. Do czasu, gdy na Archera zaczął działać alkohol i stwierdził, że zabawne będzie poinformowanie reszty o tym, że się znamy i przy okazji wtajemniczenie Ethana w szczegóły tej znajomości.

Całe szczęście Valerie nigdy nie darzyła Archera głębszym uczuciem i poza kilkoma wizytami w jego łóżku niewiele ich łączyło, jednak fakt, że był przyjacielem jej obecnego chłopaka, nie stawiał jej w komfortowej sytuacji.

Fakt, że pijany Archer zaczął opowiadać pozostałym historie o rzeczach, które kiedyś wspólnie robili, sprawił, że wszelkie plany zrobienia dobrego wrażenia, na którym tak jej zależało, legły w gruzach. Gdy dodała do tego także swoje upicie się do nieprzytomności, miała poważne obawy, czy ma jeszcze jakiekolwiek szanse na związek.

Streściła resztę opowieści siedzącej opok Josephine i czekała na jej reakcję. Wiedziała,
że przyjaciółka nie miała żadnego doświadczenia w relacjach z chłopakami, niemniej liczyła,
że będzie w stanie jej jakoś pomóc.

– Pomijając to, że kompletną głupotą było upicie się zamiast wytłumaczenia Ethanowi,
że nic was już od dawna nie łączy. – Spojrzała z oceniającym wzrokiem na załamaną blondynkę. – To myślę, że trochę przesadzasz. Archer był błędem, ale to przeszłość i Ethan powinien to zrozumieć. Nie oczekiwał raczej, że jest twoim pierwszym i musiał liczyć się z tym, że masz bagaż doświadczeń, jeśli chodzi o relacje z chłopakami.

– Z chłopakami jako ogółem może tak, ale raczej niekoniecznie spodziewał się, że jego dziewczyna bzykała się z jego kumplem. Pewnie w jego oczach jestem skończona. – Ukryła twarz w materiale koca, jakby miało to odgrodzić od niej problemy.

– Wczoraj wydawał się bardzo przejęty twoim stanem. Musiałam się z nim wykłócać, że to ja odwiozę cię do domu. – Josie była wdzięczna losowi, że do tego czasu Chase zdążył już się ulotnić, bo była przekonana, że wtrąciłby się do dyskusji, by dodatkowo ją zirytować. – Odpuścił, dopiero gdy wziął ode mnie numer telefonu, bo chciał mieć pewność, że wszystko z tobą w porządku.

Fakt, że tak martwił się o Valerie, pozwalał jej stwierdzić, że blondynka nie przesadzała, wypowiadając się o nim tak dobrze. W końcu równie dobrze mógł ją zostawić samą sobie. – Tak czy inaczej musisz do niego zadzwonić i dać znać, że żyjesz. Należą mu się także jakieś wyjaśnienia.

– Wiem – westchnęła. – Ale jeszcze nie teraz. Na razie czuję, że potrzebuję kolejnego kubka herbaty i przynajmniej jednego głupiego filmu z jakimś przystojnym aktorem na poprawę humoru. Potem mogę się zastanowić, czy jestem gotowa posprzątać ten bałagan. Wchodzisz w to?

Josie uważała, że sprawa z Ethanem powinna być załatwiona jak najszybciej – w ten sposób miałaby pewność, na czym stoi. Jednak Valerie ewidentnie nie była jeszcze gotowa stawić czoła rzeczywistości i nie miała zamiaru jej do tego zmuszać. Zamiast tego ściągnęła z siebie koc i z kubkami w dłoni skierowała się do kuchni.

Flaw(less) - JUŻ W KSIĘGARNIACH Where stories live. Discover now