232 dni przed część 2

16 2 2
                                    

- XYZ!!!!!!! - zawołała mnie z drugiego końca parkingu koleżanka. Właśnie.

Jeśli dziwi was fakt, że zawołała na mnie XYZ, to nie martwcie się. Już wam wszystko tłumaczę.

Mój szanowny tatuś na nazwisko ma YZ, należy czytać YZ. Z moich rodziców są nieźli żartownisie, więc postanowili nazwać mnie X. Ale nie wpadli na to tak od razu. Tata mojej mamy jest matematykiem. Umiłował sobie dział z liczbami niewiadomymi. I tak oto narodził się pomysł na mękę swojej córki w postaci dania jej takiego imienia. Od tamtego momentu nazywam się XYZ. Nie mylcie z X YZ - między imieniem a nazwiskiem nie ma przerwy.

- XYZ! - prawie o niej zapomniałam. Ruchem ręki pokazała żebym do niej podeszła. Tak zrobiłam. Musiało to idiotycznie wyglądać, kiedy tak chodziłam po parkingu wte i wewte. Ale czego nie robi się dla przyjaciół.

- Witaj Giluk, dobrze cię widzieć w dzień tak piękny jak wto... - nie pozwoliła mi dokończyć.

- Zamknij ryj - odpowiedziała znudzona po czym ożywiła się. - Ej...  A my byłyśmy kiedyś razem na wagarach? - na jej twarzy zawitał szeroki od ucha do ucha uśmiech. Dosłownie. Usta i policzki miała tak szerokie i rozciągliwe, że czasami na geografii, aby pokazać, że te lekcje absolutnie jej nie obchodzą, przy odpowiedzi ustnej wsadzała sobie globus do buzi i mówiła "Jak mam odpowiadać ustnie, to tylko w ten sposób!", oczywiście nie wymawiając wszystkich głosek poprawnie. Parę razy trafiła za takie zachowanie na dywanik. Później w domu miała straszne awantury z rodzicami. W takich wypadkach postanawiała pobyć chwilę na gigancie bo rodzice za nią w tedy tęsknią i nie są na nią źli. Teraz też była na gigancie i nocowała w swoim ślicznym samochodzie. Nie wiem jaki model, a nawet jaka marka bo znaczek wraz z tablicą rejestracyjną się odczepił kiedy Giluk kiedyś wjechała w latarnię. Nie mam pojęcia, czemu policjanci się przyczepiali do braku tego głupiego numerka na aucie. Jak sobie gdzieś spokojnie jechałyśmy to od razu psy nas goniły i pożeraczka globusów spędzała parę miesięcy w areszcie. Właściwie to teraz zastanawiam się, skąd ona miała prawo jazdy skoro była jeszcze młodsza od Olimpusa... A może w cale ich nie miała i policja ją dla tego zatrzymywała? Niee... To przecież nie ma sensu! - Halooo... Ziemia do świruski... - ocknęłam się.

- Rzeczywiście, nie byłyśmy nigdy razem na wagarach! - odpowiedziałam z dużym opóźnieniem.

- To może...- zaczęła w oczekiwaniu na to, że dokończę za nią zdanie.

- To może zostaniemy w szkole bo dzisiaj wtorek! - zadowolona ze swojej wypowiedzi wyszczerzyłam się, ale ona tylko zdenerwowała się.

- To może pójdziemy na wagary i wstrzykniemy sobie kwas? Szajbusko niedojebana pierdolona kurwo... - olśniło mnie. No tak! Czemu nie pomyślałam o tym wcześniej? Pójdziemy na wagary! Właśnie dla tego Gulik była moją najlepszą przyjaciółką - zawsze mi pomagała dojść do celu. - ... cwelu. Ok, skończyłam.

- Wspaniale! Chodźmy, już, teraz! - nagle moje wszystkie plany dotyczące idealnego wtorku poszły się bujać. Zapomniałam o nich, zupełnie. Liczyło się to, że moja psiapsi spędzi ze mną czas!

- Zajebiście! No to wsiadaj do mojego porsche! - powiedziała wskazując ręką na samochód.

- Zaraz... Wczoraj mówiłaś, że to ferrari... Co to w końcu za marka? - zapytałam zagubiona.

- Nie kurwa interere kurwa bo kurwa kici kurwa kici - wycedziła przez zęby ze zmarszczonymi ze złości brwiami. - A tak na serio to nie pamiętam - wzruszyła ramionami. Wsiadła na miejsce kierowcy i przekręciła kluczyk. Pojazd, lekko mówiąc, zawarczał na mnie. Przestraszona pospiesznie poszłam w jej ślady i zajęłam miejsce obok kierowcy. Zamknęłam drzwi i zobaczyłam jak Gulik, trzymając papieros w ustach zapalała go. Wyglądała naprawdę zabawnie - była nizutka, niższa ode mnie i jej głowa ledwo dosięgała wysokości przedniej szyby. Miała twarz jak dziecko, pulchne policzki, duże, nisko osadzone oczka i jaśniutkie, prawie że białe włoski.
Na grubiutkich, kruciutkich paluszkach były pomalowane na czarno tipsy. Kiedy skończyła palić peta, nie ostrzegając nacisnęła pedał gazu. Ledwo do niego sięgała.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam wpatrzona na moją idolkę.

- Po kwas.

- Czyli gdzie?

- Tam gdzie się kurwa kupuje kwas.

- A gdzie się...

- Jak się jeszcze raz dzisiaj odezwiesz to ci przypierdolę - odpowiedziała chyba zirytowana. Ciekawe czym...

Siedziałyśmy tak cicho jeszcze dobre dwadzieścia minut. Patrzyłam przez okno i widziałam jak oddalamy się od tak zwanego przez Gulik 'zadupia'. Mijałyśmy lasy, pola, łąki, więzienia, dworce Coo* i wielki posąg pytonga. O! Chyba już rozpoznaję okolicę! To miejsce gdzie się kupuje kwas! Mimo że wreszcie ogarnęłam sytuację nie powiedziałam koleżance nic a nic, słówka nie pisnęłam. Wjeżdżałyśmy na podwórko jakiegoś małego domku kiedy nagle, BUM! Przednimi kołami wjechałyśmy w jakiś rów. Byłam nieco przerażona ale moich emocji ne można było porównywać z emocjami Gulik. Miała czerwoną ze złości twarz i wydawało mi się, że dym leci jej z tych odstających uszu, za którymi były pasemka jsnych włosów.

- KUUUUURWAAAAAAA!!!!!!

- Sp... - zaczęłam, ale szybko się powstrzymałam. 'Przecież zabroniła ci mówić!' Ach... Głupia ja.

- No na co czekasz? ZAKURWIAJ SPRAWDZIĆ CO SIĘ STAŁO!! - Wrzasnęła. Szybciutko wysiadłam z samochodu. Pchałam auto opieracjąc się o jego maskę. Nic się nie ruszył. Nagle usłyszałam głosy dobiegające z tego małego domku i zobaczyłam jak wychodzą z niego dwaj chłopcy - jeden w wieku studenckim, a drugi - w moim. Może maximum dwa trzy lata starszy. Obaj całkiem wysocy, oczywiście starszy troche wyższy. Byli chuderlawi, zero mięśni, zapadnięte oczy w ciemnych oczodołach, kwadratowa, wychudzona szczęka, ciemne włosy, czarne ubrania, zgarbieni. To długie zdanie można by określić jednym słowem - omgaleoniprzystojniikuliseksiikjutpewniećpunyalecotam. Inaczej ideał. Wychodzili z tego domku w zwolnionym tempie. Jezuśku, ale oni byli śliczni!

- No i ja mu mówię, no zjebałeś stary, SPIERDOLINO KURWIDŁO SZMATO a on mi na to sam jesteś... - rozmawiali. - Ej patrz to chyba polonez Gulik w rowie! Ale się wdupiła, trzeba jej pomóc.

Zaczęli do nas biec. Ja, wgapiona w nich, oni mnie jeszcze nie widzieli. Gulik waliła w klakson i prawdopodobnie bluzgała na wszystko i wszystkich. Z ruchu jej warg mogłam wywnioskować, że mówi "ZA JAKIE GRZECHY PRERDOLONY BOŻKU, KUUUUURWAAAA"*, ale nie trzeba było nawet ruchu warg - wiadomo było co by powiedziała w takiej sytuacji. Chłopcy pomachali do niej i podbiegli do maski, do mnie. Serce zaczęło mi walić.

- O tu jakaś laska jest! - powiedział starszy, ten, który wcześniej opowiadał fascynującą opowieść o koledze, który zjebał. Wskazał na mnie palcem wskazującym. Szczyt chamstwa i prostactwa!

- Pomóc ci? - zapytał młodszy. Spojrzałam mu w oczy a on w moje. I wtedy wiedziałam. Wiedziałam, że to ten jedyny! Ten jedyny, który mnie kocha tak, jak ja jego. Będziemy mieli dwie córki, jedna będzie miała na imię EFG a druga HIJ. Moje serce było mu oddane. Niestety nasze uczucia powstrzymał głos tego starszego - Nie, to ja jej pomogę.

- No chyba cię pojebało

- No chyba ciebie

- No chyba nie mnie tylko ciebie - i wtedy JEB! Starszy dostał w łeb. Ten nie pozostawał mu dłużny i oddał jeszcze mocniej. Krew się polała. Chłopcy... Oni się... O mnie... Bili? Byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Ale zorientowałam się, że coś jest nie tak.

- Mo-może n-n-nie po-powinniście się bi-bić? - powiedziałam przerażona. Usłyszałam - SPIERDALAJ, kiedy poczułam uderzenie w twarz. Upadłam i uderzyłam się w głowę. Ostatnie słowa były skierowanie nie do mnie, tylko do starszego chłopca - Pojebało cię? Chyba ją zabiłeś!, a później czarny ekran. Chyba straciłam przytomność.

* jak nie wiesz o co chodzi to jesteś frajerem

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 12, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Samotny papa orzełWhere stories live. Discover now