1 ✦ tanie papierosy i złamane obietnice

4K 285 359
                                    

Anthony Stark syknął, gdy filtr papierosa oparzył opuszki jego palców. Nowy Jork nigdy, nie zależnie od pory dnia, nie był cichy. Nawet teraz, mimo wczesnej godziny sznur samochodów zdawał się nie kończyć, co wyrwało z gardła nastolatka głośne westchnięcie. Skłamał by, mówiąc, że interesowało go czy pojawi się w szkole punktualnie, czego z kolei nie można było powiedzieć o Stephenie siedzącym obok. Stark wyrzucił niedopałek przez okno, po czym jak gdyby nigdy nic zamknął szybę samochodu, będącego prezentem na jego szesnaste urodziny. Ojciec pojawiał się w jego życiu pod postacią drogich przedmiotów i rzucanych w jego stronę uwag gdy nie spełnił oczekiwań, co w brew pozorom miało miejsce całkiem często. Buntował się, nadzwyczaj mocno, upijając się do nieprzytomności, nie wracając na noce do domu, nie odbierając telefonów, wydając nie swoje pieniądze na bzdury, lub po prostu z premedytacją tworzył sobie problemy w szkole, chcąc za wszelką cenę dostrzec złość w oczach ojca i usłyszeć rozczarowanie w głosie matki.

Strange także nie szczędził światu ironicznych uśmiechów i wyniosłych spojrzeń, jednak o wiele częściej udawało mu się zatrzymać język za zębami. Przywykł do zachowania przyjaciela na tyle, że jako jeden z nielicznych wytrzymywał w tak bliskim towarzystwie Tony'ego. Łączyło ich w gruncie rzeczy całkiem wiele. Obaj byli wyjątkowo inteligentni, chłonęli informacje w zawrotnym tempie, ich charaktery były na tyle urzekające, gdy tego chcieli, że nauczyciele w większości podchodzili do ich drobnych potknięć z dużym dystansem, a w gronie innych uczniów byli po prostu lubiani. 

Gdy kilka minut przed siódmą, udało się Starkowi dotrzeć na szkolny parking, przewrócił oczami. Należał do osób którym lepiej było nie wchodzić w drogę gdy miały zły dzień, a takowy się zapowiadał. Wściekłość, jaką czuł jeszcze kilka godzin temu, zmęczyła jego umysł nie pozwalając nastolatkowi przespać dłużej niż dwie godziny. Kłótnia z matką wzbudziła w nim więcej emocji niż kiedykolwiek by siebie o to podejrzewał, dlatego do czwartej nad ranem wpatrywał się w sufit swojego pokoju. Z trudem przyszło by mu wskazanie kiedy ostatni raz udało mu się zasnąć bez pomocy alkoholu.

- Co masz pierwsze? - Przerwał milczenie Stephen, gdy dotarli do własnych szafek, opatrzonych zarówno numerami, jak i kartką włożoną pomiędzy metalowe szczeble. Tony zmarszczył brwi i powolnym ruchem, nie specjalnie będąc zaciekawionym, otworzył zmiętą stronę zeszytu.

Dupek 

- A jaki jest dzień tygodnia?- Odpowiedział pytaniem na pytanie, zgniatając tę jakże raniącą jego uczucia korespondencję. 

- Wtorek- ton głosu Stephena także nie wyrażał zbyt wiele radości. Podziękował sam sobie za porządek w szafce, bowiem nie wydawało mu się aby chciał marnować resztki swoich sił na szukanie zeszytu od biologii. On także nie spał tej nocy zbyt wiele. Zmęczenie trzymało go w ryzach.

Tony potrzebował dłuższej chwili zanim w końcu przypomniał sobie kod. Gdy poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń, odwrócił się z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.

Jego wzrok napotkał lodowato niebieskie tęczówki Clinta Bartona. Jasnowłosy charakterem zwykł przypominać dzieci, które mimo upadków zawsze podnoszą się z rozbitych kolan. Ta cecha była jego znajomym całkiem przydatna, bowiem optymizm wygasał w nich z miesiąca na miesiąc, ustępując miejsca markotności jakiej jeszcze kilka lat temu nie mogli znieść u własnych rodziców. 

- Masz pracę domową?

Tony spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem, spowodowanym nie tylko brakiem owego zadania ale także zeszytu, oraz prawdopodobnie książki.

⋆⋆⋆

Stała przy lustrze w łazience, wpatrując się krytycznie we własne, mlecznobiałe odbicie. Truskawkowy blond jej włosów kontrastował z bladością jej twarzy. Piękno jakie tkwiło w jej rysach było ukryte przed byle jakimi, biernymi obserwatorami. Była sztuką w najczystszej postaci, którą docenić nie było jej samej nigdy dane. Dlatego być może lubiła gdy miedziane pasma włosów spadały na jej policzki, tworząc kurtynę, osłaniającą Virginię Potts od krępujących spojrzeń, których nie znosiła najbardziej.

Biały kot wdrapał się na umywalkę wlepiając błękitne, ogromne oczy w niezadowoloną właścicielkę. Zamruczał, sunąc ogonem w okolicach jej szyi. Lubiła ten dźwięk, był spokojny, bezpieczny i znajomy. Okrzyk dochodzący z salonu znajdującego się piętro niżej wyrwał ją z niewygodnego zamyślenia, przez które zapomniała o odkręconym kranie.

-Viv, nie wiesz może w jaki karton zapakowałam torebki!?

Zmarszczyła piegowaty nos w rodzaju zdegustowania. Gdzie kobieta nazywająca się jej matką dostrzegła podobieństwo "Viv" i Virginii? Zatrzasnęła łazienkową szafkę, zamykając w uścisku puszystego zwierzaka, będącego jej wybłaganym prezentem urodzinowym. Złożyła pełen rozczulenia pocałunek na jego nosku, wyrażając czułość jedynej istocie na świecie, której pozwoliła sobie zakochać się bez pamięci. Kichnął, brudząc jej piżamę.

-Kurwa.

Wytarła materiał papierem toaletowym, odkrzykując w końcu- sama nie wiem, gdzie co mam! 

Zeszła ze schodów, próbując jednocześnie zdmuchnąć wchodzącą jej do oczu grzywkę. Myślała, że najbardziej na świecie nienawidzi truskawek, jednak przeprowadzki aktualnie zajmowały pierwsze miejsce na liście "nigdy więcej". Za każdym razem chciała żyć w przekonaniu że to ostatnia, jednak jej rodzice skutecznie zmuszali dziewczynę do spojrzenia prawdzie w oczy. Byli prawnikami, wyjątkowo rozpoznawalnymi w Nowym Jorku, co skutkowało ich ciągłymi wyjazdami, dużą ilością pieniędzy i jeszcze większą ilością godzin które Potts spędzała w samotności.

Postawiła Priama na kuchennym stole, jednocześnie obserwując własną matkę układającą w walizce sterty ubrań. 

-Jak w szkole?- Starsza kobieta odrzuciła na plecy włosy zbite w ciasne loki i pogardliwie spojrzała na zwierzę, opierając zmęczone plecy o futrynę kuchennych drzwi.

-W porządku- stwierdziła jasnowłosa wymijająco, wydobywając z lodówki butelkę. Nie miała szczególnej ochoty na udawanie, że mają świetny kontakt i są przyzwyczajone do porannych, rozmów przy kawie. Postawiła miskę przy kocie i nalała do niej mleka. Nie patrzyła na matkę, z nadzieją, że wyjdzie z pomieszczenia. Sztuczność jej troski zdawała się wypalać dziurę w przełyku nastolatki. Przestała walczyć o normalne życie już dawno, gdy zrozumiała że nie wiele różni się od ozdobnego wazonu stojącego w salonie. Nigdy nie było w nim kwiatów, jego zadaniem miało być wyglądanie na tyle zachęcająco by zawiesić na nim oko dłużej niż kilka sekund. 

Podniosła kota, układając go we własnych ramionach jak dziecko i złapała miskę, uważając by nie wylać mleka na podłogę pokrytą deskami z drogiego drewna. Usiadła na kanapie, opierając stopy o stolik kawowy. Zapewne, gdyby nie była tak zła, zdjęłaby je pod wpływem ostrego spojrzenia matki, jednak teraz utkwiła wzrok w dużym oknie, przez które widziała ojca parkującego samochód na podjeździe. Wszedł do domu, wymieniając krótkie spojrzenie z nastolatką. Wzdrygnęła się niemal niewidocznie pod wpływem chłodu jaki przemknął przez jej ciało.

-Na długo wyjeżdżacie?- sama nie wiedziała co chciała by usłyszeć, jednak postanowiła zacząć jakąkolwiek rozmowę, w strachu, że matka znów będzie usiłowała do niej dzwonić gdy najdzie ją myśl, że nie zmęczyła jej swoją obecnością wystarczająco.

Wysoki mężczyzna otworzył jeden z kartonów i zmarszczył brwi, widocznie niezadowolony z panującego wokół bałaganu.

- Jeszcze nie wiemy- odpowiedział po dłużej chwili nie patrząc na nią. Wrażenie, że jest tylko rzeczą którą przestawiali zakorzeniło się w niej jeszcze głębiej, zamykając jej usta. 

⋆⋆⋆

Yayımlanan bölümlerin sonuna geldiniz.

⏰ Son güncelleme: May 29, 2021 ⏰

Yeni bölümlerden haberdar olmak için bu hikayeyi Kütüphanenize ekleyin!

𝐁𝐑𝐄𝐀𝐊 𝐓𝐇𝐄 𝐑𝐔𝐋𝐄𝐒 ✧ teen!avengers AUHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin