Rozdział XI

253 23 10
                                    

WŁAŚNIE ROZPOCZĄŁ SIĘ KONCERT MĘSKIE GRANIE ORKIESTRA. KRZYŚ STOI NA SCENIE. TO CHYBA IDEALNY MOMENT ŻEBY DODAĆ ROZDZIAŁ.

–To ja lecę– zwróciłam się do Krzysia.

–Już?– zapytał.

–Tak, Alan już przyjechał– poinformowałam.

–To odprowadzę cię– oznajmił.

Zeszliśmy na dół, gdzie czekał Alan oparty o auto.

–Hejka!– powiedziałam z uśmiechem– To jest Krzyś.

–Hej, Alan– podał mu dłoń.

–Krzysztof– uścisnął ją i spojrzał sceptycznie na chłopaka– Postaraj się jej nie zabić– odwrócił się w moją stronę– To pa mała, trzymaj się. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy– przytulił mnie i pocałował w polik.

–Też mam taką nadzieję– uśmiechnęłam się i wsiadłam do auta.

–I jak ci było w Gdańsku?– zaczął Alan.

–Pomijając dramę z zerwaniem Krzysia to wspaniale– oznajmiłam.

–Czyli ta „tajna" rzecz o której mi mówiłaś się udała?– zapytał.

–Tak!!– rzekłam z uśmiechem.

–To teraz opowiadaj co to było– powiedział z zainteresowaniem.

–Zatem... było to śpiewanie w chórkach Krzysia. Prócz tego udało mi się zaśpiewać nawet z nim duet i było naprawdę cudownie!!!– powiedziałam z ogromną radością.

–O kurde to świetnie!!! Koniecznie musisz mnie zaprosić na swój koncert– odparł równie zadowolony.

–Na razie mogę cię zaprosić na moje urodziny, które odbędą się za tydzień w sobotę na mojej działce– szybko zmieniłam temat.

–Ooo! Na pewno się pojawię, a teraz mak?– zapytał.

–Zdecydowanie!– zajechaliśmy do restauracji.

Zamówiliśmy 2 for u i konsumowaliśmy ten Fast food.

–Chcesz jechać dziś za mną do Torunia na zawody MMA?– zaproponował.

–Jasne!!! A będziesz walczył?– zapytałam.

–Tak, będziesz miała zaszczyt być w moim teamie– poinformował mnie.

–O ja!!!! Ale fajnie!!!– zjedliśmy i ruszyliśmy na Toruń.

Tam była już cała ekipa Alana. Zrobił rozgrzewkę, a chwilę po niej walka. Szliśmy tunelem do klatki, przed którą pożegnał się z nami.

–Do zobaczenia za chwilę mała– powiedział z uśmiechem i mnie przytulił.

Walka miała 3 rundy po 5 minut. Nie ukrywam, że bardzo obrywał. Walczył z Brazylijczykiem, który był od niego postawniejszy. Po 1 rundzie pół klatki było we krwi, ale mimo to się nie poddał. Dotrwał do ostatniej rundy. Nie było nokautu, ale sędziowie jednogłośnie stwierdzili, iż wygrywa Brazylijczyk. Podeszłam do Alana i go przytuliłam.

–Następną wygrasz dziku– wyszeptałam mu do ucha.

–Muszę– powiedział z determinacją.

W szatni zajął się nim lekarz. Założył mu kilka szwów i plastrów. W drodze powrotnej kierowałam ja. Pojechałam razem z nim do domu.

–Pomóc ci?– zapytałam po zatrzymaniu się pod jego domem.

–Jakbyś mogła...– ledwo powiedział.

Miłość Miłość || Krzysztof ZalewskiWhere stories live. Discover now