Rozdział 2

3 0 0
                                    

- Manuela...Jestem tu... - zacząłem niespokojnie swój monolog - Zraniony aniołku. Zadaję sobie jedno pytanie. Dlaczego to zrobiłaś? Czy byłem wart byś odebrała sobie życie? Absolutnie. Jestem cieniem samego siebie, głupcem. Mogłem cię powstrzymać. Mogłem wtedy odebrać ten pieprzony telefon! - uderzyłem pięścią w wieko trumny. Mole kolana miękły. Czułem jakbym miał watę, w miejscu gdzie powinny być kości. Wtedy to upadłem na kolana. Ułożyłem łokieć na wieku, a w nim schowałem twarz. Na niej lały się strumienie łez. Łez po tobie. 

- Manu... - zacząłem ponownie. Drżącym, chrapliwym głosem wypowiadałem twoje przezwisko. Tak do ciebie mówiłem. Zawsze byłaś moją Manu, a ja twoim Danim. Teraz nie mogę słyszeć tego przydomku. Tylko ty jedna możesz mówić do mnie w ten sposób, ale już nie powiesz, bo bylem głupi i pozwoliłem, aby los mi cię odebrał. Powoli podniosłem opuchniętą i czerwoną od płaczu twarz - Nienawidzę siebie za to. Nienawidzę. Zrobiłaś dla mnie za dużo...

      Spojrzałem po raz ostatni na twoje twoje czarno-białe zdjęcie. Westchnąłem głośno. Zaciskając pięści i wargi dawałem łzą spłynąć po mojej twarzy, a pojedyncze kropelki spadały na wieko trumny, o którą właśnie opierałem swoje łokcie. Klęczałem przez twoją twarzą uwiecznioną na fotografii. Wśród wiązanek kwiatów na samym środku. W centrum wszystkiego robiłem z siebie wariata. Przy twojej rodzinie, znajomych. Niech wszyscy zobaczą mój żal, niech wszyscy zobaczą jak cholernie żałuję. Może przestanę winić się o twoje odejście. Położyłbym się i przytulił do twojego zmarzniętego ciała. 

     Trwałem na klęczkach przy trumnie na oczach wszystkich zebranych. Schowałem twarz w rękach skrzyżowanych na wieku sarkofagu.

- Dani... - czyjaś dłoń delikatnie poruszyła moim ciałem. Nie reagowałem. Trwałem w swojej pozycji, klęcząc i łkając. Wylewając łzy tuliłem się do trumny, w której pochowano Manuele. Wtem znów poczułem poruszenie. tym razem mocniejsze. Osoba, która próbowała mnie odciągnąć zaczynała się irytować - Dani! - popchnięto mnie. Upadłem na wiązanki i kwiaty złożone tuż pod zdjęciem potanionym na czarnym metalowym stojaku. Otrząsnąłem się. Podniosłem głowę, którą okrywał kaptur w kolorze reszty bluzy. 

     Uniosłem powoli głowę, a później resztę ciała. Tuż przed moim nosem malowała się chuda, kobieca dłoń. Wysunięta pewnie w geście pomocy. Podałem dziewczynie swoją dłoń, a ta pomogła mi wstać. Od razu pojawiłem się u boku dziewczyny, której włosy i twarz zakrywała chusta w kolorze ciemnego brązu. Zaprowadziła mnie do wyjścia i tam ze mną została. Udaliśmy się za bramę cmentarza. Dziewczyna oparła się o metalowe ogrodzenie i wyjęła z torebki  w żałobnym kolorze, paczkę papierosów, z której wzięła jednego po czym odpaliła w ustach. 

- Palisz? - zapytała. Grzecznie podziękowałem, a ona schowałem paczkę. 

- Znamy się? - zapytałem się przyglądając się twarzy dziewczyny. Widziałem ją po raz pierwszy, a jej twarz wydawała się być znajoma. Jej duże ciemne oczy i delikatny zadarty, krzywy nos, który dodawał uroku jej nietypowej urodzie. Wypuściła kłębem dymu z ust i zdjęła chustę, która oplątywała jej głowę. 

     Proste rubinowe włosy opadły na jej ramiona. Ponownie, dokładniej popatrzyłem na stojąca przed mną dziewczynę. Urana w czarną marynarkę i lane spodnie pod kolor patrzyła na mnie ze zdziwieniem.

- Nie pamiętasz mnie... - zaśmiała się grubiańsko. Podniosła ramiona wypuszczając kolejną chmurę tytoniowego dymu, który poleciał w moją stronę. Zakrztusiłem się nim. Dziewczyna zaśmiała się i popatrzyła na mnie w przekąsem - Lupe - dodała po chwili. 

     Spojrzałem za nią. Próbowałem dokładniej przyjrzeć się jej twarzy. Jakieś podobieństwo, iskra nadziei, którą szukałem w jej twarzy. Przypominała mi kogoś, ten nos, usta, skądś je znałem. Analizowałem jej wygląd, lecz nie mogłem sobie przypomnieć kogo ta twarz mi przypominała. Ona dopalając papierosa odwróciła się na pięcie. Błądziła nogami, jakby chciała zrobić krok, ale szybko się wycofywała. 

- Lupe? - zapytałem. Byłem zawstydzony. Schowałem ręce do kieszeni bluzy i ich stamtąd nie wyjmowałem. Dziewczyna rzuciła na ziemię papierosa i zgasiła go butem. 

- Lupe  Ramirez Mieszkałam przez jakiś czas u Caliente - oznajmiła - w wejściu minąłeś się z moim bratem. Carlosem - dodała po chwili. Wyjęła z torby zwinięty w kulkę ciemno brązowy materiał. Była to jej chusta, którą owinęła na włosach i zarzuciła na plecy. 

     Przytaknąłem. Wtedy ujrzałem przed oczami obraz blondynki siedzącej przy stole w jadalni w domu rodziny Caliente. Przyglądała się nam. Swoimi ciekawskimi oczami przyglądała się mi oraz Manueli, gdy oboje siedzieliśmy w salonie i pracowaliśmy nad szkolnym projektem, za który dostaliśmy średnie oceny. Lupe była właśnie tą malutką blondyneczką skuloną w salonie w obawie, że którekolwiek z nas zwróci na nią uwagę. 

- Pamiętam. Nie poznałem się - przyznałem "rzucając" ręką w stronę stojącej przed mną dziewczyny. Ona delikatnie uśmiechnęła się, lecz widziałem jak drwiła ze mnie. Jej duże ciemne oczy wszystko wyjaśniały. Były oknem jej wnętrza i jej myśli. Ja również uśmiechnąłem się pod nosem. Widząc te uczucia wypisane w oczach Lupe , nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Była jak dwie dusze w jednym ciele, jedna na zewnątrz druga w środku, tak mi się bynajmniej wydawało. 

     Staliśmy przez chwilę w ciszy. Kiwałem bezczynie głową. Lupe również rozglądała się po okolicy, przyglądała się horyzontowi. Ja natomiast wpatrywałem się w stronę cmentarza i kaplicy, z której mieli wynieś trumnę z ciałem Manueli. 

    Przełknąłem ślinę. Za kilka chwil pożgam ją już na wielki. Już nic nie będzie takie same. Ziemia pochłonie jej ciało jej przyróżowaną skórę, oczy w kolorze ciemnej zieleni i...Jej dusza. Jej kochana dusza. Dobroć, którą mogłem posmakować. Upór, który nią kierował. Ambicja. Lecz najważniejszy był dla niej drugi człowiek. Jej odwaga i miłość do ludzi nie znała granic. Umiała pokochać mnie, a ja pokazałem jak nie umiem tego docenić.  Teraz mogłem jedynie wspominać. 

- Wracamy? - głos Lupe wyrwał mnie z zamyślenia. Natychmiast przytaknąłem i oboje udaliśmy się w stronę budynku. Ustaliśmy tuż za schodami. Czułem dłoń czerwonowłosej, która zaciskała się na moim przed ramieniu. Wiedziała, że gdy tylko zobaczę trumnę, pobiegnę i rzucę się na nią. Zachowywałem się jak wariat. Oszalały od ciągłych pomówień i obarczania mnie odpowiedzialnością za śmierć Manueli. 

    Wtedy spojrzałem do tyłu. Krok za mną, trzymając moje ramię, stała czerwonowłosa. Wyższa od mnie siostra tamtego bruneta w garniturze. Wciąż nie wiedziałem kim oboje byli dla Manueli i jej rodziny. Równie dobrze mogli być dziećmi z jakiegokolwiek romansu ojca Manueli. Posmutniałem natychmiast, gdy to tłum ludzi wyszedł z budynku. Wiedziałem co się stanie. Byłem przekonany, iż to był już koniec. 

Już nikt nie przywróci mi Manueli.  

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 30, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

OCZY TEJ MAŁEJWhere stories live. Discover now