Rozdział_Trzeci

8 0 0
                                    

Rok 2019
Seoul, 16:11

Min Yoongi ( 22 l )

- Gdzie jest mój brat?! - warknąłem wchodząc do tego cholernego, białego budynku. - Pytam się, gdzie on jest!!

Gdy zobaczyłem chorego na mózg prezesa podbiegłem do niego i złapałem dwoma rękoma za szyję.

- O - Ochrona.. ! - jęknął dusząc się.

Kilku ludzi oderwało mnie od mężczyzny.

- Ty żmijo!!! Wracaj gdzie twoje miejsce!!! Wśród zakażonych!! A nie bawisz się w uzdrowiciela!!! I co??!? Nie zabijesz mnie??!

- Nie zabiję, Yoongi - oznajmił poprawiając krawat.

- Nie dam ci się wykorzystać!! - głupi jestem bo to nic nie da. Po cholerę ja tu przychodziłem.

- Jeden z zaszczepionych jest, pani Kim. Jeśli wyjaśniliście wszystko Jiminowi zaprowadźcie go do niego i wspomnijcie o specjalnym traktowaniu.

- Jiminowi?! On tu nadal jest?!

- Tak. I zaraz się z nim zobaczysz.

Seoul, 02.12.19 r., 15:16

Jeon Jeongguk ( 18 l  )

- Zimno mi - mimo iż miałem kurtkę, którą znaleźliśmy w jednym z okradzionych i zniszczonych sklepów chłód panujący wokół dawał o sobie znać.

- Twoje usta są całe sine. - oznajmił Taehyung zawracając się do mnie. - Czy to co masz ci nie wystarcza?

- No nie do końca - wykrztusiłem ledwo ruszając ustami.

- Czy gdybym cię pocałował czy coś, to byś się rozgrzał? - gdyby to był komiks narysowałbym nad swoją głową trzy wielkie kropki.

- Nie lepiej w końcu przystanąć i rozpalić ognisko? - naprawdę bym chciał, żeby się na to zgodził, ale niestety trafiłem na takiego buca, że głowa mała.

- Chyba sobie żartujesz. Musimy w końcu dojść do ich siedziby. - oznajmił odwracając się ode mnie i idąc na przód.

- K - Kim... - mój głos był słaby i drżał tak samo jak moje dłonie i reszta ciała. - Proszę, t - t - ten jeden j - jedyny raz...

- No dobrze. W końcu trzymam cię na baczności od dłuższego czasu. Wybacz - podszedł do mnie po raz kolejny, zdjął spod kurtki sweter i mi go założył. Oczywiście również pod kurtkę.

- Dzięki - wymamrotałem nawet nie siląc się o uśmiech.

Znaleźliśmy budynek na obrzeżach miasta i rozpaliliśmy tam ogień kartkami z książek. Po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że miejsce w którym przebywamy to pokój nauczycielski co oznacza, że jesteśmy w szkole. Spojrzeliśmy po sobie wzruszeni wracając wspomnieniami do czasów, gdy choroba nie istniała tutaj w Korei. Gdy mogli bawić się, uczyć, spotykać ze znajomymi bez żadnych obaw, że zaraz ktoś ich zaatakuje. Po dłuższym czasie siedzenia w ciszy Kim znalazł klucz do drzwi, zamknął je i dodatkowo przysunął pod nie biurko i szafkę. Wyjrzał też przez okno przez kilka minut wpatrując się w płatki śniegu okalające okolicę, po czym zamknął je szczelnie i usiadł przede mną.

- Myślisz, że jesteśmy jacyś odporni na tą chorobę? - zacząłem wpatrując mu się prosto w oczy.

- Myślę, że tak. - odparł z żalem w głosie omijając mojego wzroku. Miałem wrażenie, że się zaraz rozpłacze.

- Coś nie tak? - starałem się o jak najmilszy i łagodny głos.

- Zostawiłem ją, bo bałem się, że się zarażę. - te słowa rozbiły nasze serca na kawałeczki. W końcu każdy z nas musiał przeżywać podobną sytuację.

infected Where stories live. Discover now