Prolog

46 5 0
                                    

Pierwszy dzień w nowym mieście  z reguły jest stresującym wydarzeniem... Zwłaszcza, jeśli przenosi się w połowie półrocza. Moja sytuacja jest jednak trochę inna. Od dziecka z uwagi na mój albinizm* musiałam bardzo na siebie uważać, więc moi rodzice uznali, że zdecydowanie lepiej będzie mi na farmie z dziadkami niż w mieście, jednak po wielu namowach z mojej strony udało mi się ich przekonać. Będę mieszkać z braćmi!

 Mam na imię Anabelle. Jestem drobną dziewczyną, z nietypowymi, białymi włosami sięgającymi mi do talii. Większość ludzi myśli, że się farbuję lub noszę peruki ponieważ oprócz bladej cery i czerwonych, niemal króliczych oczu nie wyglądam na albinosa. Jestem co prawda chorowita i muszę unikać słońca, jednak miałam szczęście i razem z moją przypadłością nie odziedziczyłam żadnej choroby oczu... Ale hej! Nie może być przecież za dobrze, nie? W zamian trafiła mi się astma.

Stanęłam przy bramce, na lotnisku i rozglądałam się za znajomymi twarzami.

-Ana!- usłyszałam głośny krzyk dochodzący od wejścia. Stało tam dwóch chłopców. Właściwie jeden był już mężczyzną, a drugi prawie. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

-Lys! Leo!- zza mojego starszego brata wyłoniła się dziewczyna z tak samo białymi włosami jak ja, jednak ona nie była tak chorobliwie blada. Pomachała mi nieśmiało. Posłałam jej jeden z moich najładniejszych uśmiechów, na którego widok nie sposób było się nie uśmiechnąć. (Kto powiedział, że muszę być skromna?) Wpadłam w ramiona mojego brata bliźniaka.

-Lysiu!- zaśmiałam się, widząc jego zażenowanie. Czuł się dziwnie, kiedy zdrabniałam jego imię i prosił, żebym tego nie robiła. Ja i tak wiem, że to lubi.- Dawno cię nie widziałam.- uśmiechnął się zadziornie.

-Mógł bym powiedzieć to samo.- uśmiechnęłam się do niego jeszcze raz i przytuliłam Leo. Właściwie to na niego wskoczyłam... Roześmiany chłopak próbował mnie nie upuścić, w związku z czym w końcu siedziałam mu na rękach, jak dziecko.

-Hehehe...- zeskoczyłam na ziemię i objęłam delikatnie Rozalię. Nie widziałam jej nigdy wcześniej, ale dużo o niej wiem z opowieści moich braci, więc czułam jakbym dobrze ją znała.

-Witaj Rozalio.- posłałam jej pokrzepiający uśmiech, widząc jak stresuje się poznaniem młodszej siostry swojego chłopaka. - Miło cię w końcu zobaczyć.

-Ciebie również.- ona również się uśmiechnęła.

-Ekhem...- Leo zwrócił na siebie uwagę- Rozalio mamy stolik w restauracji.- przypomniał dziewczynie, z uśmiechem na ustach.- Jeśli mamy ich jeszcze odwieź...

-Nie trzeba!- wtrąciłam.-Weźcie tylko moje walizki. Ja i Lys przejdziemy się, przy okazji pozwiedzam miasto... Prawda?- szturchnęłam braciszka w ramię, na co on pokiwał głową. Jak zawsze rozmowny. Roza i Leo uśmiechnęli się z wdzięcznościom. Czarnowłosy wziął moją torbę i się rozejrzał.

-To tyle?- zdziwił się. Wzruszyłam ramionami.

-Ja dużo nie potrzebuję...

-Eh... Wiem skarbie.- pokręcił głową.- Pójdziesz z Rozalią na zakupy dobrze?- obie pokiwałyśmy głowami, jednak ja odrobinę mniej entuzjastycznie. Nie lubiłam chodzić po sklepach. Zwykle po większym wysiłku dostawałam ataki kaszlu. Chodzenie po sklepach jest nie na mój organizm...

***

Siedziałam z Lysem w parku. Chłopak leżał z głową na moich kolanach, a ja plotłam mu warkoczyki. Czułam się jak za dawnych czasów, kiedy siedzieliśmy w starej oborze, ze stadem królików dookoła. Spojrzałam na tekst piosenki zapisany w jego notatniku. Kiedyś dla wprawy pisaliśmy piosenki, a potem śpiewaliśmy je w szkole. Wyciągnęłam mu szybko zeszycik z rąk i uciekłam na drugi koniec drogi, żeby nie mógł mi go odebrać i zaczęłam śpiewać do wymyślonej na szybko melodii.

-Czasami trudno jest powiedzieć na głos,

Że gdzieś zbłądziłeś, popełniłeś błąd...-Śpiewałam, a brat patrzył na mnie oczarowany.

-Ktoś chce wyjaśnień, czemu brakło sił.

Potem odejdzie swoim życiem będzie żył...-białowłosy dołączył do mnie. Najwyraźniej załapał już melodię. Dookoła zbierało się coraz więcej ludzi.

-Te rany szybko się nie zabliźnią!

Tak mało znaczyć, a tak wiele chcieć...- powtórzyliśmy refren i zakończyliśmy efektownym wibrato. Ludzie, którzy się zgromadzili zaczęli klaskać. Już zapomniałam jak bardzo kocham śpiewać z Lysem. Przytuliłam brata i pociągnęłam w stronę miasta.

-To było super!- skomentowałam.

-Nawet nie wiesz, ile głowiłem się nad tym, żeby znaleźć odpowiednią melodię. Jesteś niesamowita!- uśmiechnął się zafascynowany.

-Lysiu? Nie zapomniałeś o czymś?- zapytałam, znacząco patrząc na zegarek.

-Yyy... O czym?- uniósł brwi.

-Za dziesięć minut mamy być w domu, bo Leo nas zabije...- westchnęłam.

-To nie daleko. Zdążymy...- stwierdził i pociągnął mnie w nieznanym kierunku. Kiedy dotarliśmy do domu nikogo jeszcze nie było. Mieliśmy szczęście...

*Nie jestem specjalistką od albinizmu i nie wiem nawet czy jest to możliwe, aby ktoś na to chorował, nie mając jednocześnie problemów z oczami. W tym opowiadaniu mogę opisać dużo głupstw i przekłamań, więc proszę nie odbierajcie go jako poradnika ani źródła wiedzy. Jeśli natomiast jesteście bardziej ogarnięci w tym temacie możecie albo zrezygnować z lektury, albo podzielić się ze mną tym co wiecie, prawdopodobnie nie zmieni to jednak fabuły, która do 14 rozdziału została wymyślona kiedy miałam coś koło czternastu lat.

Kiedy Brak Ci Powietrza|SFWhere stories live. Discover now