V

649 52 16
                                    

Moja mama się nie uśmiecha.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem ją choć trochę wesołą. Kiedyś chociaż próbowała udawać, ale od pewnego czasu, poddała się całkowicie. Pogodziła się wreszcie z okropną prawdą. Ta kobieta była nieszczęśliwa.

Widziałem na jej ciele mnóstwo ran.

Pod jej okiem od paru dni, znajdował się wielki, fioletowy siniak. Podobne były również na rękach i nogach, a także brzuchu. Ramię przecinała kilkunasto centymetrowa, zaczerwieniona linia. Wyglądała, jakby wdało się w nią zakażenie. Ilekroć próbowałem przekonać mamę, by z tym coś zrobiła, ona na mnie krzyczała. Bolało ją to i bała się w jakikolwiek sposób dotknąć rany.

Dziwiło mnie, że nie potrafi nic z tym zrobić. Wiedziałem, że ból nie przeraża jej aż tak bardzo. A skąd? Otóż sama dość często go sobie zadawała.

Zaczęło się parę miesięcy temu, a dokładniej pewnej nocy. Brunetka była pewna, że spałem, jednak ja nie potrafiłem zmrużyć oka. Moja matka podeszła do biurka i wyciągnęła z niego coś, co przypominało mały nóż.

Choć było ciemno, ja widziałem wszystko. Widziałem, jak przyłożyła narzędzie do przedramienia. Widziałem, jak przeciągnęła po nim kilkukrotnie ostrzem. Słyszałem, jak syczy z bólu i widziałem krew, która spływała wąską strużką aż na podłogę.

- M-mamo? - szepnąłem nieśmiało. Ona jednak nie zareagowała. Słyszała mnie. Byłem tego pewien.

Kobieta odłożyła nóż i spojrzała na świeże cięcia. Przejechała po nich palcem, rozprowadząc tym samym krew po skórze i brudząc drugą rękę.

Chciałem wstać, ale po prostu nie mogłem. Ten widok zszokował mnie zbyt mocno, bym mógł choćby swobodnie oddychać. Nabierałem powietrze w płuca z nie małym trudem, wydając przy tym dość głośnie dźwięki. Byłem zdziwiony, że wcześniej w ogóle udało mi się cokolwiek powiedzieć.

Rodzicielka podeszła do mnie i usiadła na łóżku. Czułem, jak materac ugina się pod jej ciężarem. Usiadłem tuż obok. Chciałem ją przytulić, ale bałem się jej reakcji. Jedynie zbliżyłem się na tyle, by móc stykać się z nią ramionami. Kościstymi ramionami. Kobieta ostatnio bardzo schudła.

- Widzisz tę krew Isaac? To nie tylko moja krew - mówiła całkowicie bez emocji. Nie rozumiałem tych słów. Spojrzałem w jej oczy, szukając podpowiedzi, jednak jedynie, co w nich zastałem, to całkowita, przeszywająca na wskrośl pustka. Te oczy różniły się od radosnych, które znałem. To nie były te same oczy - Dawniej z twoim ojcem złożyliśmy obietnicę. A właściwie przysięgę. Przysięgę krwi... - westchnęła, wpatrując się w powoli zasychające, czerwone kreski. Znów skierowałem na nie wzrok, gdy brunetka przejechała palcem wzdłuż przedramienia. Zauważyłem na nim ledwo widoczną bliznę. Wyglądała na starą. Taką, sprzed kilku lat. Z pewnością niegdyś była bardzo głęboka.

- A co to znaczy? - zapytałem drżącym głosem.

- Połączyliśmy swoją krew, przysięgając sobie różne rzeczy. To coś jak ślub kościelny, ale o wiele mocniejsze.

- Kościelny? - nigdy nie chodziłem do kościoła. Rodzice zawsze mówili, że chodzą tam głupi ludzie, którzy mają za dużo czasu. Podobno nie działo się tam nic godnego uwagi, więc nigdy nie poprosiłem matki, by mnie tam zabrała.

- W kościele ludzie wierzący w Boga, biorą ślub - wyjaśniła krótko - Ja nie wierzę w coś, co nie istnieje - westchnęła, po czym znów spojrzała na rękę - Wierzę tylko w to, co widać i czuć. Wierzę w krew i siłę jej przysięgi - zacisnęła drżącą dłoń w pięść - Kiedyś z twoim tatą przysięgaliśmy sobie różne rzeczy... Przysięgaliśmy sobie wieczną miłość, wierność... Ale on złamał tę przysięgę... Isaac, jego krew wciąż płynie w moich żyłach...

- Nie kochasz już taty?

- Kocham, ale... - przerwała. Przyłożyła swoją rękę do bluzki, by choć trochę zatamować krwotok - Przepraszam... Jesteś jeszcze za mały na takie tematy...

- Ja nie chcę, żebyś była smutna! - objąłem ją za szyję od tyłu. Chciałem, by poczuła, że jestem blisko. Że może mi wszystko powiedzieć, a ja jej wysłucham. Jestem jej synem. Musi mi ufać.

- Mówiąc ci o takich rzeczach, jednocześnie zmuszam cię, byś mi pomógł. Mnie to przerasta, więc co dopiero ciebie?

- Do niczego mnie przecież nie zmuszasz!

- Jesteś jeszcze dzieckiem kochanie... Nie rozumiesz zagrań psychologicznych... Ale wiesz co? Powinieneś wyzbyć się jednej, ważnej rzeczy - łagodnie się uśmiechnęła. Pierwszy raz od dawna. To był uśmiech, którego używała, gdy chciała mnie czegoś nauczyć. Nie znosiłem lekcji, ale ten jeden raz, byłem w stanie zrobić wszystko, byleby ten uśmiech utrzymał się jeszcze choćby przez chwilę.

- Jakiej? - zaciekawiony uniosłem kąciki ust.

- Nie możesz okazywać tyle emocji Isaac - to zdanie zupełnie mnie zszokowało. Przekręciłem głowę w bok, kompletnie nie wiedząc, o co chodzi - Musisz pozbyć się ich części. Na przykład smutku. Nie możesz nikomu pokazać swoich łez, rozumiesz? Płaczą tylko słabi. Mówiłam ci to tyle razy...

- Dlaczego mam nie płakać?

- Ludzie wykorzystują tych słabych. Robią im krzywdę. Gdybym nie płakała, tata byłby szczęśliwy, ale ja jestem słaba... Za to ty... - położyła mi dłoń na głowie - Ty jesteś ode mnie silniejszy - pogładziła moje włosy.

Przypomniałem sobie, jak niegdyś to ja bawiłem się jej włosami. Były wtedy piękne i gęste... Teraz jednak zupełnie nie przypominały tamtych. Były brudne, a ich objętość drastycznie spadła. Cienka struktura włosa, rwała się przy najmniejszym pociągnięciu. Dlatego mama od pewnego czasu nosiła kucyk.

- Czemu mam być silny, skoro wszystko jest dobrze? - skłamałem gładko.

- Przestań Isaac. To, co mówisz, nie jest prawdą. Wiem, że jest ci ciężko, mi też, ale... Ale pomimo wszystko, nadal możemy być szczęśliwą rodziną, wiesz? Tylko nie możesz pokazywać słabości. Oboje nie możemy, dobrze synku? Zrobisz to dla mnie? Obiecasz, że już nigdy więcej nie będziesz płakał? - jej wzrok, tak pusty przed chwilą, nagle zyskał iskierkę. Choć była mała i trwała zaledwie ułamek sekundy, ja ją zauważyłem. Była jak znak. Znak, że mogę odzyskać swoją dawną mamę.

- Obiecuję - zmarszczyłem brwi i uśmiechnąłem się, ukazując rządek białych ząbków.

Rodzicielka znów pokazała swój szczerzy uśmiech. Tym razem szerszy i bardziej przyjazny. Była szczęśliwa. Czułem to całym sobą.

Wyplątała się z moich objęć, by przytulić mnie normalnie. Byłem taki szczęśliwy, choć jeszcze wtedy nie wiedziałem, jak trudno będzie dotrzymać danej obietnicy.

𝙽𝙸𝙴Ś𝙼𝙸𝙴𝚁𝚃𝙴𝙻𝙽𝚈 - 𝙿𝚊𝚖𝚒ę𝚝𝚗𝚒𝚔 𝙼𝚘𝚛𝚍𝚎𝚛𝚌𝚢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz