część próbna 2.

885 63 5
                                    


W szafce nie miałem niczego poza kluczykiem do auta, portfelem i jakąś bluzą. Ochroniarz dokładnie ją sprawdził, po czym włożył wszystkie rzeczy to foliowego worka niczym dowody zbrodni.

W całej tej sytuacji po prostu chciało mi się śmiać. To wszystko było tak żałosne, że aż zabawne. Niejeden raz ten gość szedł mi na rękę, otwierał bramki przed czasem, często ze mną żartował. A teraz? Wszyscy traktują mnie jakbym wniósł bombę na teren pracy. 

Przyszedł drugi ochroniarz, również mój znajomy. Byliśmy w szatni tylko we troje, więc pozwolił sobie na chwilę prywatności.

- Bartek powiedz, jak mogę ci pomóc?
Zapytał zupełnie szczerze. Po ludzku, jak stary przyjaciel. Cóż za odmiana..

Uśmiechnąłem się tylko. Zupełnie nikt nie był w stanie zrobić niczego, żeby mi pomóc. Będę musiał odsiedzieć.

Wróciliśmy na bramki. Kazali mi usiąść z boku i czekać na policję, która miała zjawić się za kilka minut.
Szczerze wam powiem, że gdyby dawali mi największe pieniądze świata, nie zostałbym ochroniarzem.
Policji absolutnie się nie spieszyło i przyjechali po ponad trzech godzinach. W tym czasie oni stali nade mną w milczeniu. Po prostu koszmarna robota.

Na przeciwko, pod drugą ścianą posadzili dwóch moich najlepszych kumpli i tak sobie wszyscy siedzieliśmy. Milutkie towarzystwo no nie? Gdyby nie fakt, że było mi cholernie słabo, pewnie pokusiłbym się o jakiś żarcik. Powiedzmy to otwarcie, co innego mi zostało?

Te trzy godziny to była dosłownie wieczność, jednak w końcu arcyksięstwo się zjawiło. Bez żadnego gadania zabrali tamtych dwoje do radiowozu i natychmiast zniknęli.

Policjantom, którzy podeszli do mnie, już się tak nie spieszyło. Najpierw poszliśmy do prywatnego pokoju ochrony. Tam zadali pierwsze pytania a ja niczego nie ukrywałem. Byłem pewien, że mi nie uwierzą, ale gdzieś tam w serduchu miałem nadzieję, że może jednak zrozumieją i potraktują mnie łagodnie.

Opowiedziałem wszystko od początku do końca. Dopytali o każdy szczegół, jakby szukali czegoś, co mogłoby zagrać na moją korzyść. Niestety nic takiego się nie znalazło.

Jeden z policjantów poszedł przeszukać moje auto, drugi natomiast został ze mną i zapytał jeszcze kilkakrotnie, czy napewno niczego nie pominąłem.
Na koniec usłyszałem coś, co odebrało mi resztki nadziei:

- Słuchaj młody, wierzę w to co mówisz. To ma sens a ty nie wyglądasz na kryminalistę, ale nie masz alibi, a wszystkie dowody wskazują twoją winę. Będzie ciężko.

Ostatnie słowa wypowiedział z wyczuwalnym współczuciem. Przynajmniej chce w to wierzyć, bo byłby to jedyny człowiek z policji, który wtedy wykazał się ludzkimi uczuciami.

Zabrali mnie na komisariat, gdzie nie było zbyt kolorowo. Sprawę przejął ktoś inny. Musiałem wszystko tłumaczyć od nowa. Oczywiste było, że nikt mi w to nie uwierzy, dlatego powiedziałem swoje, żeby tylko nie milczeć i więcej nie dodawałem.

Na moje nieszczęście, po chwili spokoju znów nastąpiły zmiany i trzeci raz byłem przesłuchiwany. Tym razem było gorzej. Krzyczeli chyba najgłośniej jak mogli. Chcieli mnie zmusić do zmiany zeznań.

Gdy po raz kolejny nie przyznałem się do winy, zaczęli używać siły, ale obiecałem sobie, że nie złamią mnie w ten sposób. Nie przyznam się, choćby mieli mnie bić do zgonu.

Minął cały dzień. W końcu odpuścili i jeden z nich odprowadził mnie do celi.

Nie było to zwykłe więzienie. To areszt tymczasowy, dlatego też panowały gorsze warunki. Jeden mały zlew z zimną wodą, otwarta toaleta i... nazwijmy to "łóżkiem". Kawałek betonu połączony ze ścianą, a na to narzucone coś w typie ręcznika plażowego.
Oto, moi drodzy, mój dom na najbliższy czas.

let me down slowlyTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon