Rozdział 8

0 0 0
                                    

Obudziłam się skoro świt. Było dość chłodno. Chociaż nie powinnam się dziwić. W miarę możliwości przeciągnęłam się i wsłuchałam mam w odgłosy natury. W oddali cicho świergotały pierwsze ptaki. Szum drzew pobudzonych wiatrem... Nic co mogłoby wzbudzić podejrzenia. I to najbardziej mnie martwiło. Odwiązałam się i zeskoczyłam na ziemię. Rozejrzałam się uważnie, próbując wypatrzeć zagrożenia.
Względnie panowała cisza. Odetchnęłam cicho z ulgą i sprawdziłam swój sprzęt. Gdy dopięłam linę, to wszystko znalazło się na swoim miejscu.
Zarzuciłam plecak na ramię i już miałam iść dalej, gdy za sobą usłyszałam głos.
- I co... Zostawisz mnie tak?- spytał. Odruchowo spojrzałam się na niego przez lewe ramię i uniosłam brew.
- A jeśli tak to co? Obrazisz się o to? Czy może naślesz na mnie psa?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Raczej bym szedł za tobą. - wzruszył ramionami i gwizdnął. Maddie zaraz pojawiła się u jego nogi.
- Jak nie urok to sraczka... Uczepiłeś się mnie jak zombiak swego posiłku. - mruknęłam bardziej do siebie niż do niego. Dałam mu chwilę na ogarnięcie się, po czym ruszyliśmy w dalszą trasę.
Carlos nieustannie o czymś nawijał.

~*~

- Ucisz się - warknęłam ostro, zatrzymując się w miejscu.
- Czemu? Wcześniej nie narzekałaś - odpowiedział, niemal na mnie wpadając.
- Słyszałam coś. Więc do jasnej anieli ucisz się. - powiedziałam, rozglądając się czujnie. Krzaki znów niepokojąco zaszeleściły. Już miałam sięgać po broń, gdy z krzaków wyskoczył na nas pluton wojskowych.
- Ręce na widoku! Kim jesteście?- krzyknął jeden z nich. Około 40 mężczyzn skierowało lufy broni w naszym kierunku.
-Starszy sierżant Ashley June z Dywizji "Zorza" wraz z cywilem. - zameldowałam, unosząc ręce.
-Dywizja "Zorza" zaginęła przecież bez śladu ponad 2 lata temu - usłyszałam w odpowiedzi.
- Jestem ostatnia z "Zorzy". Reszta została zabita przez zombiaki lub choroby - wyjaśniłam.
- Rozumiem. Współczuję utraty towarzyszy. Jak udało wam się przeżyć? Przy okazji. Jestem major Andriej Taranow - przedstawił się. Na te słowa reszta plutonu opuściła broń.
- Miło poznać kogoś z branży. No cóż... Ja przeżyłam dzięki wyszkoleniu i zaparciu. A on od kilku dni nie daje mi spokoju. - uśmiechnęłam się.
- Nie dziwię się. Do tak pięknej kobiety każdy facet by się przyczepił - zaśmiał się major. Skrzywiłam się lekko na te słowa.
- Spróbuje mnie, który tknąć a skończy wykastrowany - odparłam jedynie.
- Rozumiem. Co was sprowadza w te strony?- zmienił szybko temat.
Razem z Carlosem szybko wyjaśniliśmy, co nas tu sprowadza i na jak długo. Pluton należał do pozostałości jednostki wojskowej oddalonej od miasta, z którego ja i Carlos wyruszyliśmy o jakieś dwa dni drogi. Mieli być tak naprawdę zwiadem czy gdzieś jeszcze ostało się wojsko. Zaprowadzili nas do swojego obozu, gdzie nakarmili i zaproponowali pomoc.
- To, co pani na to pani sierżant?- spytał Andriej, patrząc na mnie.
- Ogólnikowo mówiąc... Pewne warunki bym zmieniła, ale to nie do mnie należy decyzja. Jak mówiłam, to jestem tutaj tylko chwilowo. Do wypełnienia misji z farmą, a potem ruszam dalej. Decyzja należy do Carlosa - odparłam.
- Na pewno nie chcesz z nami zostać? Będziesz wśród swoich - powiedział. Delikatnie pokręciłam głową i spojrzałam na mojego towarzysza podróży.
- To decyduj, co zrobisz z takim układem - rzekłam.
- Jeśli mogę... Chciałbym, abyś mi doradziła. Bo sam do końca nie jestem pewien, a ty znasz się na takich sprawach. - poprosił z lekkim uśmiechem.

Nim nastanie zmierzchWhere stories live. Discover now