1. Izumi Iori

255 32 17
                                    

Dzień 17 czerwiec, 20xx roku.
15:20.

Spokojne uliczki Yokohamy nagle zabrzmiały płaczem, podczas gdy płatki kwiatów wiśni spokojnie opadały na podłoże, zatapiając się w kałuży. Zerwała się okropna chmura, która przyćmiła piękny blask malinowego, przepięknego kwiecistego drzewa. 

Taki obraz wytworzył się w głowie czarnowłosego, który kurczowo trzymał rękę poszkodowanego, a jego serce zamierało z każdą chwilą w której towarzysz nie mógł złapać oddechu. Pomimo tego, że pielęgniarze cały czas dawali z siebie wszystko, dawało to bardzo małe rezultaty. Wręcz żadne. Patrząc na czerwonowłosego chłopaka, aż przeleciał go dreszcz i coraz to większy strach o jego zdrowie. Niby powinien być to jeden z normalniejszych ataków astmy. 
Jednak ten taki nie był.

Nigdy dotąd, podczas ataku nie kaszlał krwią. To nie mógł być normalny atak. 

Gdy pojazd dojechał na miejsce, Iori poczuł jakąś niekontrolowaną siłę, przez którą zaczął wierzyć, że jego przyjacielowi nic się nie stanie. Może to była nadzieja, która zawsze był obrażony on? Przynajmniej na tyle mógł sobie pozwolić, po dłużącej się drodze do szpitala. Wyszedł z pojazdu, kurczowo idąc za pielęgniarzami, którzy wymieniali pojedyncze zdania o głupocie centrum ich zespołu. Wiedział doskonale, że Riku robi źle, jednak spełniał swoje marzenia i to wystarczało mu, żeby dopuścić go do kolejnego treningu ich grupy pod nazwą IDOLiSH7. Teraz wręcz pluł sobie w twarz że nie przewidział tego, że dla niego to było za wielkie brzemię. Czuł się winny, że nie mógł nic innego zrobić, nie mógł przerzucić jego ataku na siebie. Natychmiast przypomniał sobie jak wparował do pokoju po treningu, zauważając przyjaciela na posadzce, kaszlącego płynem koloru szkarłatu, patrzącego prosto w jego oczy przez łzy i nie mogącego się ruszyć. 

Szybko jednak odgonił te myśli na drugi plan, przypominając sobie że idą do znienawidzonego przez czerwonowłosego miejsca, a sytuacja w jakiej się znajduje jest naprawdę poważna i nie czas na zamyślanie się.

Po chwili ogromne szklane drzwi otworzyły się z impetem, przez co Iori natychmiast podniósł głowę. To było to, czego on najbardziej nie chciał. Wiedział, że zaniedbał swoje obowiązki i to drażniło jego nerwy, do czego dochodziło poczucie winy, które zjadało go wręcz z coraz to kolejną chwilą. Gdyby tylko na ten jeden raz przestał być typowym idealistą z wypisanym grafikiem dnia, i zagadał do Nanase czy wziął lek, nic by się nie stało, a zazwyczaj tak robił. Tylko nie dziś. 

To była jego wina?.. 

Aż zacisnął ręce na swojej granatowej, rozpiętej marynarce, a jego serce wskoczyło mu do gardła. Jedyne, co przeszło mu przez gardło, to:

"Przepraszam... Nanase-san..." 

Wyszeptał cicho, drżącym tonem, gdy pielęgniarze weszli na salę, zamykając za sobą drzwi. Iori powoli oparł o nie ręce, a jego oczy nikle się zeszkliły. Miał nadzieję, że Riku wybaczy mu to przewinienie w swoich obowiązkach. Złożył ręce jak w akcie modlitwy, a cichy szept wydobył się z jego ust.

"Boże... błagam... niech wszystko będzie z nim dobrze..."

Jego głos nigdy nie był bardziej przepełniony emocjami niż teraz. Była to mieszanina różnych emocji, które zbierały się od ataku, aż po zadzwonienie po ambulans i dotarcie tutaj. Można było na kilometr wyczuć, że chłopak bardzo się tym przejmuje i czerwonowłosy jest dla niego kawałkiem jego świata. 

Brzmiał tak, jakby ta cała nadzieja nagle z niego wyparowała.

Żyjemy pod jednym niebem - ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now