Róbcie to, na co pozwala wam sumienie

774 75 20
                                    

Ania nie miała pojęcia, jak długo błąkała się już po lesie. Dookoła miał zaraz zapaść mrok, a rudowłosa nastolatka wciąż szła przed siebie, nie patrząc w tył. W jej głowie dźwięczały wciąż okrutne słowa pani Barry, o tym, że jest złodziejką, że do niczego w życiu nie doszła, więc jej się nic nie należy, że nie ma przed sobą przyszłości. Wszystkie te obelgi sprawiły, że Ania przestała wierzyć w każdą, choćby najmniejszą miłą rzecz, jaką o sobie wiedziała, czy kiedykolwiek usłyszała. W jednej chwili poczuła się, jak śmieć, niepotrzebny balast, który wszystkim tylko utrudnia życie. Nie była nikomu potrzebna, nie miała dokąd wracać. Szła więc przed siebie, ledwie patrząc na oczy, które od nieustających łez były tak zmęczone, że ledwie otwarte. Dziewczyna jednak szła dalej, zahaczając nogami o konary drzew. Nie przyszło jej nawet na myśl, jak bardzo martwili się o nią Maryla z Mateuszem oraz jej szkolni koledzy i koleżanki. Prawda była taka, że młodej Ani Shirley Cuthbert było już wszystko jedno.

~*~

Gilbert, gdy tylko Ania od niego uciekła, ruszył do domu jej opiekunów, by jak najszybciej opanować sytuację. Miał nadzieję, że zaraz zorganizuje wszystko i szybko rozpoczną się poszukiwania Ani. Blythe bał się o nią, wiedząc, w jakim była stanie po kłótni z panią Barry. Nigdy wcześniej nie widział w jej oczach takiej mieszanki strachu, bólu, wściekłości, a co najgorsze bezradności. Przecież Ania Shirley Cuthbert z nie jednego pieca chleb jadła, lecz czy takie upokorzenie mogłoby ją złamać na dobre? Gilbert także zadawał sobie to pytanie.

Blythe zapukał stanowczo do drzwi, jednak nikt nie otwierał przez dłuższą chwilę, więc pozwolił sobie wejść do środka.

— Panno Cuthbert? — zwołał. — Panie Mateuszu? — Zaczął się niecierpliwić, bo sprawa nie mogła cierpieć zwłoki. Podszedł do schodów, z zamiarem wejścia na górę, jednak w tym samym momencie pojawiła się Maryla i przygładzając ciasny kok, podążyła w stronę przybysza.

— Witaj, Gilbercie! Co cię do nas sprowadza, drogi chłopcze? Ani nie ma jeszcze w domu. — Puściła mu oko, a on zmarszczył czoło na ten gest. Jednak nie było czasu na takie niepotrzebne dyrdymały.

— Panno Cuthbert, Ania uciekła — powiedział pewnie, mimo że jego serce skakało koziołki. Maryla utkwiła w chłopaku przerażone spojrzenie.

— Jak to uciekła, nasza Ania?

Młody Blythe opowiedział całą historię. Nie ominął również drastycznych szczegółów z wypowiedzi pani Barry, a Maryla, gdy je usłyszała, miała chęć pognać do domu Barrych i zrobić konkretną awanturę, co było do niej zupełnie niepodobne.

— Próbowałem ją uspokoić, przyprowadzić do domu, ale ona nagle zaczęła krzyczeć i po prostu uciekła do lasu.

Maryla siedziała przy stole, była bardzo skupiona, jak gdyby próbowała sobie przypomnieć wszystkie miejsca, w jakich przebywała Ania. Maryla jednak nigdy do końca nie słuchała, gdy jej podopieczna snuła swoje opowieści z podwórkowych przygód. Teraz bardzo tego żałowała. Najjaśniejszy Stwórco, gdyby tylko wiedziała, gdzie Ania lubiła chodzić!

— Myślę, że powinniśmy ją znaleźć, była w bardzo złym stanie, panno Cuthbert. Nie ma co dmuchać na zimne — dodał Gilbert.

— Tak, tak, masz święta rację, chłopcze. Chodźmy po Mateusza, jest w oborze. Musimy wziąć jeszcze kogoś do pomocy. Zaraz zawiadomię Małgorzatę, może Tomasz pomoże. — Maryla chwyciła okrycie i oboje wyszli w stronę obory.

— Oczywiście, ale niech pani pozwoli, ja pobiegnę po posiłki.

— Oczywiście, chłopcze, oczywiście — powiedziała Maryla i skierowała się do obory, zaś Gilbert miał ruszyć w drugą stronę.

Bride of Adventure ♡ ShirbertWhere stories live. Discover now